Wygląda na to, że kryzys zażegnano. Wystarczyła solidna afera, odrobina medialnej paranoi, a także trzydniowe embargo, by strona polska dogadała się ze stroną ukraińską i zbożowa drama zaczęła powoli ustępować miejsca kolejnym tematom. Można było tego uniknąć, ale czymże byśmy żyli? Czym byłaby nasza codzienność bez kolejnych, sprzecznych ze sobą "prawd etapu" ogłaszanych przez władzę i coraz bardziej przeuroczego Donalda Tuska, który w ciągu dwóch lat doszedł od przewodnictwa Europejskiej Partii Ludowej do próby pozyskiwania elektoratu przez straszenie morderczymi robakami. Jedyne czego uczy historia to tego, że ludzie niczego się z niej nie uczą - stwierdził Winston Churchill. Właściwie, to na ten dość banalny paradoks i bon mot wpadło wiele osób przed brytyjskim premierem, a on sam niekoniecznie go wygłosił. Ale ponieważ nikt nie uczy się weryfikować krążących w sieci cytatów przypisanych często fałszywie znanym ludziom, tak już zostało. W przypadku historii zboża z Ukrainy, którego najpierw mieliśmy w nadmiarze, a teraz nałożono na nie embargo, także próżno liczyć na wnioski na przyszłość. Wszystkie formacje i strony zachowały się w tej sprawie wręcz archetypicznie. Wina Putina To wina Putina - orzekli z miejsca rządzący. Jest to niewątpliwie prawdą. Gdyby nie rosyjski dyktator rynek wyglądałby normalnie. Tyle, że takie tłumaczenie to trochę sytuacja jakby na mównicę wkroczył 6 października 1939 roku marszałek Śmigły-Rydz i powiedział, że klęska wrześniowa to nie jego wina, a Hitlera. Nie wnikając we wszystkie obiektywne okoliczności, szanse i brak szans kampanii wrześniowej to on miał za zadanie bronić Polski, a nie wódz III Rzeszy. Putin jest okolicznością. Niewątpliwie w związku z jego działalnością mamy do czynienia z całą serią negatywnych zjawisk z ludobójstwem na czele i dobrze byłoby go postawić przed sądem, ale to zadaniem polskich władz jest ochrona nas przed tymi zjawiskami, a przynajmniej ich minimalizowanie, z ochroną rynku krajowego i rolnictwa włącznie. Fakt faktem, że jest dostateczna liczba dowodów, iż PiS o zagrożeniu ostrzegano już latem. Zostało ono częściowo zignorowane. Zignorowano je, moim zdaniem, z dość prostych przyczyn. Po pierwsze, rządzącym wydawało się, że mają ważniejsze sprawy na głowie, przede wszystkim pomoc Ukrainie. Po drugie, skoro ostrzeżenia płynęły także ze środowisk opozycyjnych to uznali to za typowe dla nich sianie paniki. Większym problemem wydawała się wówczas kwestia węgla, którego miało zabraknąć, i którą to groźbę udało się sprawnie zażegnać. I w końcu - jak twierdzą rządzący - liczyli na pomoc Komisji Europejskiej. Tyle, że to przecież PiS, często słusznie, zwraca uwagę na wyjątkową niesolidarność Brukseli wobec nas i świadomą grę na osłabienie Polski w trudnej przyfrontowej sytuacji. Dlaczegóż teraz miało być inaczej? Czytaj również: Centralny Port Zbożowy zamiast Centralnego Portu Komunikacyjnego. "To nasz najważniejszy postulat" Dzikie zboże Ciekawa jest jednak także retoryka głównej partii opozycyjnej. Donald Tusk w antypisowskiej, modnie infantylnej tyradzie, przekonuje, że to źle, iż się zboże rozeszło po Polsce. Źle też, że nie trafiło do głodującej Afryki. A także, że źle, iż PiS nałożył na nie w końcu embargo. Są to sprawy dość sprzeczne. Nie wiadomo, czy zboże miało do nas nie trafić, czy trafić. A jeśli chodzi o Afrykę to należy rozumieć, że tranzyt do niej miały zapewnić instytucje europejskie, których działanie jest przez Tuska zachwalane, przez lata było firmowane, i z którymi rzekomo ma mieć świetny kontakt. Jeśli wiedział o kryzysie, jeśli zależy mu na dobru Polaków, i jeśli jest tak wpływowy, dlaczego nie sprawił, że Komisja czy rząd Niemiec, obojętne, odbiorą od nas to zboże i swoimi kanałami rozprowadzą po Sudanie czy Nigerii? PO bardzo w ogóle bliska nagle stała się kwestia ochrony krajowego rynku rolnego. Tyle, że w myśl ideologii wyznawanej przez deklarujących przywiązanie do zasady wolnego handlu przywódców tej partii zboże powinno konkurować ceną i jakością, a nie narodowością. Po to polskie rolnictwo brało dopłaty - by stało się konkurencyjne - i by teraz konkurowało. A jak nie konkuruje to jest go za dużo i trzeba się przebranżowić. Wystarczy wspomnieć Donalda Tuska jako premiera, gdy bezceromanialnie orzekł, że bałkańskie truskawki są lepsze od polskich. Nagle okazuje się, że PO wspiera protekcjonizm. Ale w takiej formie, że przeszkadza jej oczywiste, podstawowe, narzędzie tego protekcjonizmu jakim jest użycie embarga w kryzysowej sytuacji. Z jednej strony zboże ma nie być rozprowadzane po Polsce, z drugiej ma nie być embarga, z trzeciej ma być tranzytowane, ale to ma się odbywać w porozumieniu z Komisją Europejską, która do tego się nie rwie. Kwadratura koła to betka na tle realizacji sprzecznych ekonomicznych postulatów lidera PO. Wyjątkową troską o wieś nagle zaczęli się wykazywać bliscy PO publicyści. Ci sami, którzy do niedawna twierdzili, że PiS dotuje elektorat wiejski kosztem miasta, przeciwni dopłatom i generalnie mający o rolnikach raczej umiarkowaną opinię jako konserwatywnym zabobonie i ekonomicznej kuli roszczeń u nogi rozwoju. Co nie dziwi, bardziej na rolnikach niż na trosce o Afrykę, skupił się także Władysław Kosiniak- Kamysz. Dziwi bardziej, jak lider PSL wyobraża sobie przyszłe rządy z formacją realizującą, jeśli nie wszystkie postulaty Sylwii Spurek to przynajmniej postulaty Sylwii Spurek w wersji light, co wynika z inicjatyw, w których ochoczo uczestniczy prezydent Rafał Trzaskowski i kilku innych prominentnych działaczy PO, choć niekoniecznie robią to świadomie. Inicjatyw, które za cel stawiają sobie choćby drastyczne ograniczenie produkcji mięsnej, ale i zbożowej, bo rosnącą eko-tendencją jest dążenie do ograniczenia przemysłowych upraw zboża i zastąpienia go zbożem dziko rosnącym. Jeśli ktoś nie wierzy, niech przyjrzy się uniwersyteckim systemom grantowym. TikTok nie wyżywi Wszystko to są sprawy trudne i zagmatwane, a na logikę i konsekwencję popytu nie ma. W końcu żyjemy w dobie TikToka, Twittera i programowania neurolingwistycznego zapewniającego nieustanny dopływ cudnie odmóżdżających adrenaliny, kortyzolu i noradrenaliny, czyli agresji. Tyle, że wyżywić się tym - póki co - nie da. Wbrew temu, co sądzi dziś wielu. Wiktor Świetlik