Jeśli miałbym doradzić rządzącym kibicowanie jakiejś dyscyplinie, to wybrałbym narciarski slalom równoległy. Niby to jedna konkurencja, ale toczy się na dwóch torach. Podobnie dwutorowy przebieg mają polskie starania o pokowidowe, należne nam pieniądze, patrząc na to z perspektywy interesów Polaków, ale też interesów rządu Mateusza Morawieckiego i obecnego, prawicowego układu władzy (choć nie całego). Piątkowe głosowanie nad ustawą o Sądzie Najwyższym było niewątpliwie sukcesem na tej drodze. Czy przełomem, czy kolejnym kamieniem milowym, czas pokaże, ale są powody do optymizmu. Turbodoładowanie Tor pierwszy, na którym toczy się walka o KPO, jest oczywisty. To niemal 40 miliardów euro w dotacjach bezzwrotnych i pożyczkach. Mają być one w dużym stopniu przeznaczone na politykę klimatyczną i "transformację cyfrową", ale także choćby rozwój infrastruktury kolejowej, hotelarstwa, pracę zdalną i wiele innych celów. Działy gospodarki to nie są odizolowane silosy i sam dopływ tak dużych kwot, w znakomitej większości bezzwrotnych, ma ogromne znaczenie dla całości. Pobudza modernizację, zabezpiecza miejsca pracy, daje impuls do tworzenia nowych firm, rozwoju obecnych. Można by powiedzieć, że to turbodoładowanie dla dwa razy większego, kilkuletniego funduszu spójności, który już do Polski zaczyna spływać. Ale jest też tor drugi. Bieżący. Czyli sama gonitwa za KPO, punkty milowe. Dogadywanie się z Unią. To wszystko wpływa na wiarygodność naszej gospodarki i jej kondycję już teraz. Dlatego, że ma to wpływ na cenę naszych obligacji, los inwestycji, zachowania inwestorów, inflację i całą resztę, która po rozpoczęciu wojny przez Władimira Putina zawisła na włosku. Trudno nie dostrzec korelacji między tym co się dzieje z KPO i naszą sytuacją ostatnio. A ta się stabilizuje, złotówka umacnia, obligacje drożeją, indeks giełdowy WIG20 wrócił błyskawicznie z dołka do poziomu z kwietnia. To - podobnie jak kryzys - także efekt procesów globalnych, ale byłby on niemożliwy bez wiarygodnej polityki ekonomicznej i kompromisu z Unią. Indeks rozsądku wzrasta W piątek na obu torach się udało. Krzepiące jest zresztą nie tylko to, że pokonaliśmy właśnie istotną przeszkodę, ale także to, że w ogóle jeszcze jesteśmy je w stanie pokonywać pomimo konfliktu politycznego. Przed pieniędzmi z KPO kolejne przeszkody, czyli Senat, podpis prezydenta i w końcu nieszczęśni partnerzy z Unii Europejskiej. Czyli pani von der Leyen, która zdaje się chciała dla nas dobrze, ale potem przestraszyła się terroru własnego otoczenia. To otoczenie wyglądało dotychczas jak grono ludzi, którzy po prostu nam źle życzą dopóki w Warszawie jest rząd, którego nie lubią, a może i w ogóle nie chcą Polski widzieć jako zbyt silnego i samodzielnego państwa. Także oni jednak stoją przed widmem konsekwencji jakie niesie za sobą dalsze blokowanie Polsce pieniędzy. Czyli poważnych problemów z jakimkolwiek kolejnym tego rodzaju programem, konsekwencjami braku dopływu pieniędzy do Polski dla innych rynków, a także umacniania precedensu, który przez lata będzie stanowił amunicję dla eurosceptyków. Zresztą przykład Polski już dziś jest powszechnie używany jako argument broniący Brexitu. Stąd zapewne wymuszenie na formacji Donalda Tuska faktycznego poparcia rządowych starań o KPO, czyli wstrzymania się w piątek od głosu. Rozsądek nie zawsze wygrywa, ale sporo wskazuje na to, że tym razem zaczyna w tylu miejscach przebijać, iż ze zdecydowanie większym spokojem niż jeszcze pół roku temu możemy patrzeć na naszą przyszłość.