CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) to umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą. Przed wejściem w życie musi zostać zatwierdzona przez Parlament Europejski oraz rządy państw członkowskich UE. Szczegóły umowy możesz sprawdzić TUTAJ Rynek pracy pod ostrzałem W założeniu, CETA ma ułatwić eksporterom i inwestorom z UE zabezpieczenie miejsc pracy w Europie. Wśród ekspertów nie ma jednak jednomyślności, co do tego, jak umowa wpłynie na rynek pracy. Zwolennicy umowy przekonują, że napędzi ona wzrost gospodarczy i eksport, tworząc nowe miejsca pracy. Przeciwnicy twierdzą z kolei, że zniknie kilkaset tysięcy miejsc pracy, bo zlikwiduje je konkurencja z Kanady. Jak będzie zatem wyglądał rynek po wejściu umowy w życie? Zapytaliśmy Marcina Wojtalika z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. Zagrożenia - Istnieje badanie, które zostało przeprowadzone przez jeden z amerykańskich uniwersytetów (Global Development and Environment Institute - przyp. red.) i opublikowane dosłownie trzy tygodnie temu. Wynika z niego, że CETA będzie skutkowała różnymi, niestety negatywnymi, efektami dla gospodarki UE, w tym m.in. utratą ok. 200 tysięcy miejsc pracy. Inne badania dotyczące spodziewanych skutków tej umowy nie biorą pod uwagę kwestii bezrobocia w ogóle, więc w gronie zwolenników CETA nie ma takich szacunków - wskazuje ekspert. Wspomniane przez eksperta z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności badanie zakłada utratę miejsc pracy do 2023 roku. Jak zakładają naukowcy, zwiększą się także nierówności: zyska kapitał, a przegranymi będą pracownicy i ich płace - podsumowują naukowcy. - Unia Europejska jest ogromnym rynkiem i samo wejście w życie większej wymiany handlowej z Kanadą nie miałoby wielkiego znaczenia dla jej sytuacji. Jednak różne zmiany, które zostaną pośrednio wywołane przez tę umowę, będą już miały konkretne skutki. Np. w konkurencji między firmami kanadyjskimi i europejskimi może się zacząć liczyć to, jakie konwencje międzynarodowe dot. pracy i ochrony zatrudnienia podpisała Kanada, a jakich nie. Wiadomo, że UE nałożyła na siebie większe zobowiązania niż strona kanadyjska, więc firmy europejskie będą w dłuższym rozrachunku mniej konkurencyjne od kanadyjskich - wskazuje Marcin Wojtalik. W prostym przełożeniu oznacza to, że Kanada, w której występuje wyższy poziom rozwoju, narzuci rozwiązania, z którymi być może polski rynek sobie nie poradzi. Żeby móc konkurować pozostanie zatem ograniczenie płac lub zmniejszenie liczby stanowisk. - Nie ma żadnych badań, które pozwalałyby jednoznacznie stwierdzić, jaki umowa CETA będzie miała wpływ na np. polski rynek. Są jedynie informacje na temat siostrzanej umowy TTIP w tym zakresie. Zachęcam, aby rozpatrywać wpływ CETA w powiązaniu ze skutkami TTIP. Komisja Europejska zleciła badanie, z którego wynika, że w przypadku TTIP ewentualne pozytywne konsekwencje byłyby rozłożone nierównomiernie - Polska i Malta zyskałyby najmniej. Największym beneficjentem miała być Wielka Brytania, ale w związku z jej wystąpieniem ze Wspólnoty, stało się to nieaktualne - mówi ekspert. - Jeśli chodzi o kwestię miejsc pracy w związku z umową TTIP, to ze wspomnianego badania wynika, że w Polsce ok. 100 tys. miejsc pracy uległoby "zamianie". Dlaczego "zamianie"? Model, na podstawie którego formułowane są prognozy nie przewiduje utraty miejsc pracy, uwzględnia jedynie taką możliwość, że 100 tys. pracowników straci gdzieś pracę i automatycznie dostanie ją w innym miejscu. W rzeczywistości nie zawsze tak sprawy wyglądają - dodaje Marcin Wojtalik z IGO. Zwolennicy obiecują Eksperci popierający wprowadzenie umowy przekonują jednak, że nie jest ona wcale taka zła. Jak twierdzą, napędzi ona wzrost gospodarczy i eksport, tworząc nowe miejsca pracy. - Umowa CETA wiele nie napędzi ani Polsce ani Unii. Dotychczasowa wymiana handlowa pomiędzy Polską a Kanadą była tak mała, że nawet ewentualny wzrost nie przyczyni się do żadnych pozytywnych efektów w Polsce. Po prostu handel z Kanadą jest marginalny - wskazuje w rozmowie z Interią Wojtalik. - To, co może mieć znaczenie, to długofalowe skutki wynikające ze zmiany sposobu podejmowania decyzji w UE. Na przykład zobowiązanie Unii do wejścia w tzw. dialog na temat biotechnologii, czyli otwarcie się Unii Europejskiej na argumenty kanadyjskie i amerykańskie dotyczące GMO - dodaje.