NIK podsumowała wyniki dziewięciu kontroli przeprowadzonych w ciągu ostatnich sześciu lat oraz wyniki pięciu audytów przeprowadzonych w Polsce przez Komisję Europejską dotyczących bezpieczeństwa żywności. Wnioski są co najmniej niepokojące. NIK alarmuje: Rośnie liczba zgłoszeń dotyczących polskiej żywności W ciągu ostatnich lat polski przemysł spożywczy przeszedł duże przeobrażenia. Od 2010 r. produkcja globalna wzrosła o blisko 56 proc., na co wpływ miało przystąpienie do Unii Europejskiej. Obecnie nasz kraj jest wśród liderów eksportujących artykuły rolno-spożywcze. To jednak niejedyny ranking, w którym Polska zajmuje czołowe miejsce. Nad bezpieczeństwem żywności trafiającej na unijne rynki czuwa System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności (RASFF). Służy do szybkiej wymiany informacji o zagrożeniach wykrytych w żywności między właściwymi europejskimi organami. Kraj członkowski, w którym wykryto zagrożenie dla zdrowia, ma obowiązek powiadomić pozostałych członków sieci, o jaki produkt chodzi i jakie podjęto działania, by wyeliminować ryzyko. Jak informuje NIK, w systemie RASFF od 2019 roku nieprzerwanie rośnie liczna zgłoszeń dotyczących polskiej żywności. Bakterie - Salmonella i Listeria w żywności "Zgłoszenia najczęściej dotyczyły występowania w żywności z Polski niebezpiecznych dla zdrowia bakterii Salmonella, przede wszystkim w mięsie drobiowym i produktach pochodnych. Drugim najczęściej notowanym w RASFF zagrożeniem wykrywanym w produktach z Polski była obecność bakterii Listeria monocytogenes w rybach - głównie wędzonych na zimno, mięsie i produktach innych niż drobiowe, mięsie drobiowym, owocach i warzywach, daniach gotowych i skorupiakach" - stwierdzono w raporcie pokontrolnym. Listeria to bakteria wywołująca listeriozę, która niezdiagnozowana odpowiednio wcześniej może być bardzo niebezpieczna, prowadzić do zapalenia opon mózgowych, czy sepsy. Od 20 do 30 procent infekcji kończy się śmiercią. Do końca września 2020 roku kraje Wspólnoty złożyły do RASFF 273 powiadomienia dotyczące produktów spożywczych z Polski. To najwyższy wynik w całej UE. Druzgocące wyniki kontroli w inspekcjach sanitarnych Powodem dotarcia na szczyt niechlubnego rankingu jest brak spójnego i efektywnego systemu nadzoru nad bezpieczeństwem produkcji i dystrybucji żywności w Polsce - uważają kontrolerzy NIK. W latach 2014-2016 Inspekcja Weterynaryjna w zasadzie nie pełniła żadnego nadzoru nad ubojem zwierząt gospodarskich, a nadzór nad transportem własnych zwierząt przez rolników sprawowała jedynie marginalnie - ustalono. Główny Lekarz Weterynarii nie miał informacji o skali tego uboju, ani o jego kontrolach dokonywanych przez lekarzy weterynarii. Powiatowi lekarze weterynarii praktycznie nie kontrolowali zgłoszonych ubojów gospodarczych, nie znali też zakresu stosowania przepisów o ochronie zwierząt, zakresu rejestracji, ani kwalifikacji osób przeprowadzających ubój. Z kolei unijny audyt przeprowadzony w 2019 roku stwierdził nielegalny ubój chorych krów. Kontrolerzy z UE ocenili, że polski system jest na tyle dziurawy, że w ogóle nie odstrasza osób stosujących te nielegalne praktyki. Niskie zarobki. Zamiast weterynarza agronom Inspekcja Weterynaryjna, a w pewnym zakresie także Państwowa Inspekcja Sanitarna, są również zobowiązane do monitorowania obecności substancji niedozwolonych oraz zawartości antybiotyków w produktach odzwierzęcych. Jednak jak ujawniła kontrola NIK w województwie lubuskim, prowadzony przez inspekcję nadzór nie pozwalał na rzetelną ocenę tego, czy antybiotyki stosowane są zasadnie i prawidłowo. A w rezultacie nie gwarantował ochrony konsumentom. Niska skuteczność wynika z problemów systemowych. Poszczególne jednostki nie miały dostatecznych uprawnień, by kompleksowo i skutecznie sprawdzać np. stosowanie antybiotyków w hodowli. Co więcej, wszystkie skontrolowane przez NIK inspekcje borykały się z problemami kadrowymi. Głównym powodem były niskie zarobki i nadmiar obowiązków. W województwie lubuskim w latach 2015-2016 na jednego inspektora weterynaryjnego przypadało od 142 do 312 podmiotów, które miał nadzorować. W zamian oferowano 3-3,5 tys. zł brutto wynagrodzenia. Nabór kończył się fiaskiem, dlatego na stanowiska merytoryczne zatrudniano osoby z wykształceniem pokrewnym - np. zootechnik, technolog żywności, agronom, ale również z wykształceniem zupełnie niezwiązanym z bezpieczeństwem żywności. Braki w wyposażeniu, za mało próbek, za długie oczekiwanie Kontrola NIK wykazała także braki w wyposażeniu organów kontrolnych. W Polsce na tle Unii wciąż pobiera się za mało próbek do badań. Problemem są także długie terminy oczekiwania na wynik - nawet do 30 dni. "Tak długi czas uniemożliwiał wręcz wycofanie z obrotu produktów z krótkim terminem przydatności do spożycia, bo zostały one już sprzedane" - alarmuje Izba. NIK podkreśla, że w Polsce brakuje spójnego i efektywnego systemu nadzoru nad bezpieczeństwem produkcji i dystrybucji żywności. W większości państw UE nastąpiła konsolidacja podmiotów zajmujących się kontrolami. W Polsce nadal mamy system, w którym funkcjonuje wiele instytucji. Mimo że instytucje te powinny ze sobą współpracować, by zapewnić bezpieczeństwo żywności, to ich działania często były nieefektywne - wynika z pokontrolnego raportu. W Polsce kontroli zewnętrznych żywności dokonują: Państwowa Inspekcja Sanitarna (PIS), Inspekcja Weterynaryjna (IW), Inspekcja jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS), Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN). Dodatkowo w import i eksport żywności zaangażowana jest Krajowa Administracja Skarbowa. W systemie bezpieczeństwa żywności funkcjonuje również Inspekcja Ochrony Środowiska. System urzędowej kontroli żywności uzupełniają instytucje prowadzące ocenę ryzyka bezpieczeństwa żywności - to Państwowy Instytut Weterynaryjny oraz Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny.