Wydział zamiejscowy GITD w Białej Podlaskiej został otwarty w połowie września 2017 r. Urząd działa do tej pory, mieści się w budynku urzędu miasta. Na inauguracji byli nie tylko urzędnicy, ale również politycy ze szczebla krajowego i lokalnego. Obok Alvina Gajadhura, głównego inspektora transportu drogowego, pojawili się ówcześni: minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk, wojewoda lubelski Przemysław Czarnek oraz prezydent miasta Dariusz Stefaniuk. W otwarciu wydziału zamiejscowego chodziło m.in. o dodatkowe miejsca pracy w mieście, gdzie bezrobocie sięgało 12 proc. Chętnych nie brakowało. Dość powiedzieć, że w procesie rekrutacyjnym na wszystkie stanowiska wzięło udział 350 osób. - Często, gdy prowadzimy nabór w Warszawie, zgłasza się po kilka osób - cieszył się Gajadhur. Jedną z chętnych była A.C. - jak wciąż podaje w sieci, właścicielka sklepu internetowego - a prywatnie siostra Dariusza Stefaniuka. Wygrała nabór przeprowadzony jeszcze w sierpniu 2017 r. i trafiła do Wydziału Postępowań II w Biurze Elektronicznego Poboru Opłat GITD. Źródło Interii z Białej Podlaskiej: - Od razu pojawiły się naciski polityczne. Miała zostać naczelnikiem albo zastępcą naczelnika, ale nie było zgody szefa naszej komórki - mówi nam jeden z bialskich urzędników. Żeby objęła stanowisko, potrzeba było zmiany regulaminu wewnętrznego, trzech lat i konfliktu dotyczącego personaliów w jednostce. Jak mówią nasi informatorzy z GITD, awans siostry posła oznaczał utratę pracy przez poprzednią naczelnik - Katarzynę Pawlak, która była przeciwnikiem przyznawania posady A.C. Na swojego zastępcę wybrała wcześniej Iwonę Kukawską, o którą pytał urzędników Dariusz Stefaniuk. Pawlak od początku uczestniczyła w budowie oddziału zamiejscowego, malowała nawet ściany w budynku. To wieloletni pracownik korpusu służby cywilnej z dobrymi wynikami, odznaczony m.in. medalem prezydenckim (Brązowy Krzyż Zasługi - red.) i resortowym. Poseł poleca Interia jest w posiadaniu materiałów, które wskazują, że podczas rozmów z urzędnikami w latach 2017-2018 Dariusz Stefaniuk polecał do pracy różne osoby. W jaki sposób? W poleceniach nie było gróźb, a jedynie sugestie czy konkretne pytania. "A moja młoda coś dostanie?" - pytał ówczesny prezydent jednego z urzędników. "M. M. dostał tel. na spotkanie 19 listopada. Bardzo zdeterminowany. I chętny do pracy". "Był starosta przed chwilą i zgłosił nazwisko P. N. Też na informatyka". "Złożyła papiery do was A. B. Porządna dziewczyna" - to tylko kilka komunikatów, które widzieliśmy. Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że prezydent Białej Podlaskiej był doskonale zorientowany w sytuacji kadrowej dotyczącej zamiejscowego oddziału GITD. Wiedział, kiedy urzędnicy prowadzą nabór, kto awansuje, znał plotki i domagał się interwencji. "Ty jesteś tam, abyś pilnował naszych interesów. A my twoich" - przekazał jednemu z urzędników polityk. W rozmowie pytał też o zastępcę naczelnika wybranego przez Katarzynę Pawlak. "Kto to jest Iwona Kukawska? Bo strasznie szybki awans zrobiła. A Agata uchwalona i siedzi na tyłku" - zastanawiał się ówczesny prezydent Białej Podlaskiej.Żeby wyjaśnić sytuację, zadzwoniliśmy do parlamentarzysty partii rządzącej (zapis rozmowy pod tekstem - red.). Kiedy zapytaliśmy, czy interesował się polityką kadrową w bialskim urzędzie, najpierw zaprzeczył. Później przyznał, że Biała Podlaska to małe miasto, więc wszyscy się znają. - Jeżeli są osoby, które aplikowały do ITD i ja o nich dostaję dobrą opinię, że to dobre osoby, to mogę powiedzieć, że są dobre. Natomiast wybór tych osób jest absolutnie poza moim zasięgiem - przekazał nam Dariusz Stefaniuk. Poseł PiS nie wypiera się pracy siostry. Zaznacza też, że w inspektoracie są odpowiednie procedury rekrutacyjne. - Sama rekomendacja czy dobre słowo o danym człowieku absolutnie nie jest ingerowaniem w proces decyzyjny - uważa polityk. Ekspert: To korupcja Zapytaliśmy prof. Antoniego Kamińskiego z Polskiej Akademii Nauk, który jest byłym prezesem polskiego oddziału Transparency International, czy polecanie do pracy przez polityków jest powszechną praktyką. - Tylko jeżeli ktoś, kto postępuje w ten sposób, nie dostanie po łapach. Bo powinien natychmiast po nich oberwać. To nie są jego (prezydenta - red.) sprawy ani kompetencje - tłumaczy Interii naukowiec. Zdaniem specjalisty "mamy do czynienia z korupcją". - Takie zachowania należą do tego repertuaru - uważa Kamiński. Dopytujemy, czy można rozgraniczyć polecanie od wpływania na wybór do pracy w danym urzędzie. Profesor trzyma się swojej opinii. - To jest wpływanie na wybór. Przypuszczalnie, ludzie w ITD biorą pod uwagę sugestie polityka. Być może jest tak, że on sugerował zwierzchnikom instytucji, żeby zatrudnili jakichś ludzi przez niego protegowanych - powiedział Interii Kamiński. - A tamci będą z kolei oczekiwać, że ich dezyderaty będą brane pod uwagę. W ten sposób instytucja publiczna staje się własnością prywatną urzędników. Sytuacja jest jednoznaczna - uważa. Dr hab. Grzegorz Makowski z Fundacji Batorego i Szkoły Głównej Handlowej jest zniesmaczony sytuacją: - Wygląda na to, że lokalny polityk związany z partią rządzącą próbował załatwić jakieś stanowiska. W grę może wchodzić kumoterstwo czy nepotyzm. Odpowiedź na pytanie, czy stanowiło to naruszenie prawa to już zadanie dla prawników - ocenił. Dariusz Stefaniuk nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, w jakim wydziale pracuje obecnie jego siostra. Jak usłyszeliśmy od urzędników, Alvin Gajadhur był informowany o polityce kadrowej w Białej Podlaskiej i znał sytuację. Chcieliśmy zapytać go o sprawę, ale zasugerował telefon o innej porze. Kiedy przekazaliśmy, że chodzi o Białą Podlaską, przekazał, że nie będzie w stanie rozmawiać "z uwagi na inne obowiązki służbowe". Poprosił o przesłanie pytań mailem. Zapis rozmowy z posłem PiS Jakub Szczepański, Interia: - Panie pośle, czy pan, jako prezydent Białej Podlaskiej, kiedykolwiek interesował się naborem w tamtejszym wydziale Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego? Dariusz Stefaniuk, PiS: - Nie, dlaczego? Redakcja Interii jest w posiadaniu materiału, który wskazuje, że pan był zainteresowany tym naborem. Miał pan m.in. wskazywać nazwiska ludzi starających się o pracę i być zorientowanym w postępowaniach rekrutacyjnych. Pan to dementuje? Mogę podać nazwiska: K. K., P. N. - Nie wiem, nie wiem. Pańska siostra tam pracuje? - Tak. Mogę panu powiedzieć, kogo znam. Oczywiście, znam moją siostrę. Nie wypieram się tego. Natomiast nie znam tych państwa, o których pan mówi. Biała Podlaska to małe miasto, więc można powiedzieć, że wszyscy wszystkich znają. Natomiast nigdy nie ingerowałem w to, kto jest zatrudniany. Zresztą procedury GITD są takie, że ludzie mają testy. Później rozmowy kwalifikacyjne. To wszystko zależy od tych, którzy przygotowują testy, a później przygotowują te rozmowy. Nigdy nie miałem, ani nie prosiłem o tego typu działania. Nigdy mnie to nie interesowało. Interesowało mnie to, żeby filia GITD była w Białej Podlaskiej, bo to olbrzymia szansa dla miasta, jeśli chodzi o miejsca pracy. I udało nam się to stworzyć. A gdy ja byłem prezydentem, stworzyliśmy takie biuro, dwa wydziały. Pracę znalazło około stu osób, ale też nie powiem panu dokładnie, jak to wygląda. Mi dzisiaj zależy nie jako prezydentowi, ale posłowi, żeby te instytucje się rozwijały. Chcielibyśmy, aby jeszcze więcej osób mogło mieć tam zatrudnienie. Spotkało się to z wielką aprobatą głównego inspektora. Wielokrotnie było to podkreślane na tych spotkaniach, na których ja byłem - z okazji Świąt Bożego Narodzenia z załogą, też jako prezydent miasta - że kierownictwo ITD bardzo sobie chwaliło pracowników z Białej Podlaskiej. Że to pracownicy solidni, którzy nie zmieniają pracy po kilku miesiącach szkoleń. Tej rotacji nie ma tak dużej. To też się oczywiście wiążę z bezrobociem w takich obszarach Polski. I chwalili sobie, ponieważ w Warszawie mieli ten problem, że ludzie nie chcieli pracować za takie pieniądze albo była tak duża rotacja, że szkolenia kosztowały dużo więcej niż ci pracownicy spędzali czasu w pracy. Bo po trzech miesiącach się zmieniali i przechodzili gdzie indziej. Absolutnie nigdy nie ingerowałem, kto ma być zatrudniony. Czy taka, czy inna osoba przejdzie test, szkolenia. To nie ja. Pozwolę sobie przytoczyć kilka informacji, które miał pan przekazywać. Przykładowo: "Był starosta przed chwilą i zgłosił nazwisko P. N. Też na informatyka". "Kto to jest Iwona Kukawska? Bo strasznie szybki awans zrobiła. A Agata uchwalona i siedzi na tyłku". "Zwróć uwagę na P. W.? Złożyła do ciebie dokumenty, bardzo fajna dziewczyna". "Złożyła do nas papiery A. B. Porządna dziewczyna". Potwierdza pan czy zaprzecza? Chodzi o rozmowy z urzędnikami ITD. - Jedyne rzeczy, które można zrobić, to polecać osoby. Natomiast nie można ingerować w nabór tych osób, jak one zostaną przyjęte. Nigdy takich rzeczy z mojej strony nie było. Pan polecał jakieś osoby? Nie mówię o ingerencji. - Jeżeli pan mówi, że ma pan informacje - ja naprawdę tych osób nie znam, proszę mi uwierzyć. To nie jest tak, że to są moi znajomi czy koledzy. Jeżeli są osoby, które aplikowały do ITD i ja o nich dostaję dobrą opinię, że to dobre osoby, to mogę powiedzieć, że są dobre. Natomiast wybór tych osób jest absolutnie poza moim zasięgiem. Mogę zdementować, że w jakikolwiek sposób ingerowałem w zatrudnianie tych osób. Bo to by podważało w tym momencie ich przyjęcie. Przecież można zweryfikować pracowników, na jakich zasadach zostali przyjęci, jak zdali test i jak przeszli przez rozmowę kwalifikacyjną. W rozmowie kwalifikacyjnej bierze udział iluś przedstawicieli komisji i to oni decydują o tym, kto jest przyjęty. A dana osoba, na samym początku, musi się wykazać wiedzą merytoryczną. Absolutnie dementuję, że miałbym wpływać na to, kto został zatrudniony. Mnie zależało, żeby ta jednostka, tak jak inne liczne jednostki w naszym mieście, miały najlepszych ludzi. Ale podstawowym warunkiem było zdanie testu i egzaminu. Sama rekomendacja czy dobre słowo o danym człowieku absolutnie nie jest ingerowaniem w proces decyzyjny. Mogę powiedzieć, że do mojego biura poselskiego wielokrotnie zgłaszają się osoby, które poszukują pracy, starają się o pracę na różnego rodzaju stanowiska. I jeżeli ja znam te osoby i one w moim biurze przedstawiają się, pokazują swoją zdolność do pracy, chcą pracować i proszą mnie o to, abym zapytał osobę, która rekrutuje - na jakiej zasadzie, czynię to jako poseł. Pytam, czy szukają jakichś osób. Jak szukają, mówię: "proszę bardzo", niech ta osoba idzie, składa CV. Nikomu nigdy w swojej karierze politycznej nie obiecywałem, nie gwarantowałem i nie mówiłem: "to ja teraz załatwię pracę". Jestem daleki od tego, ponieważ sam dochodziłem do swojej pracy. Wiem, jak zawsze mnie denerwowało, że jacyś znajomi królika dostają stanowisko, a niekoniecznie są najlepsi. Jeżeli ktoś się stara, można taką osobę zarekomendować. Natomiast warunki przyjęcia to kwestia instytucjonalna. Tu moje chciejstwo nie ma żadnego znacznie. Mogłem mieć wpływ jedynie na to, jakich pracowników zatrudniałem do urzędu miasta, gdy byłem prezydentem. Będąc w komisji, mogłem decydować. I wielokrotnie okazywało się, że osoby z tzw. polecenia po prostu się sprawdzają. Siostra jest zastępcą naczelnika Wydziału Postępowań II w jednostce, o której rozmawiamy? - Pytanie jest zbyt szczegółowe. Ona była zastępcą. Ale czy to jest ten wydział, to odeślę pana bezpośrednio do niej albo do przełożonych. Pracuje tam od początku. Przez ileś lat awansowała wewnętrznym awansem. Czy sytuacja zmieniła się w porównaniu do sytuacji poprzedniej, naprawdę nie wiem. Wiem, że była zastępcą naczelnika. Ale wydziałów tam jest kilka, nie odpowiem panu po prostu. Bardzo dziękuję za rozmowę. - Starałem się tak, jak potrafię. No wie pan... - ...tak, no oczywiście. Tam jest sytuacja konfliktowa. Byli pracownicy szukają konfliktu. Powiem szczerze, że boleję nad tym, bo może cierpieć na tym cała służba. A ludzie powinni ze sobą rozmawiać i się dogadać. Nie wiem, jakie jest podłoże tego. Jestem z tego absolutnie wyłączony. Wolę pomagać i zgłaszać takie poprawki do budżetu, które będą pomagały ITD. To dodatkowe wpływy do budżetu. Jakub Szczepański