Rząd w Londynie zdecydował się na takie posunięcie z uwagi na liczne przypadki zakłócania porządku publicznego podczas trwania protestów. Proponowana przez Downing Street ustawa miałaby kryminalizować takie taktyki manifestujących, jak blokowanie ulic, czy przyklejanie się do jezdni, budynków, pomników i dzieł sztuki oraz dewastowanie ich. Nowe prawo dawałoby również policji uprawnienia do zatrzymywania protestujących zanim przyczynią się do jakichkolwiek akcji. - Nie możemy pozwolić, by demonstracje prowadzone przez niewielką mniejszość działały destrukcyjnie na życie zwykłych obywateli. Tego nie można akceptować i zamierzamy z tym skończyć - argumentował premier Rishi Sunak, cytowany przez CNN. Brytyjski rząd: Policja musi mieć większe uprawnienia wobec protestujących Krytycy takich rozwiązań twierdzą natomiast, że brytyjskie służby porządkowe już dysponują uprawnieniami, które umożliwiają im przeciwdziałanie uciążliwym demonstracjom. "Nasze prawo do protestu ma fundamentalne znaczenie, zwłaszcza w czasach głębokich kryzysów związanych z wysokimi kosztami życia, klimatem i służbą zdrowia. Zamiast pomagać ludziom żyjącym poniżej granicy ubóstwa, czy osobom pracującym, rząd marnuje czas na tłamszenie głosu sprzeciwu" - oceniła dyrektor brytyjskiego oddziału Human Right Watch (HRW) Yasmine Ahmed, cytowana przez amerykańskie media. Z kolei w opinii Adama Wagnera, prawnika zajmującego się prawami człowieka, uchwalenie nowego prawa może przyczynić się do łamania praw człowieka w Wielkiej Brytanii. "Akcje protestacyjne Black Live Matter, Extinction Rebellion, czy Just Stop Oil niczym nie różnią się od dawnych ruchów emancypacyjnych czy równościowych. Aby niektóre trudne do przyjęcia dla społeczeństwa tematy zyskały na znaczeniu trzeba działać destrukcyjnie, a ludzie, którzy to robią, muszą być tolerowani i chronieni przez prawo" - twierdzi Wagner. "Jeśli rząd twierdzi, że ma prawo do powstrzymywania protestów, to stawia się w jednym klubie z Chinami i Rosją. (...) Nie żylibyśmy w demokracji, jeśli rządzący chcieliby odebrać ludziom prawo do protestu i zakłócania porządku publicznego w imię wyższych wartości" - dodała Ahmed z HRW. Partia Pracy w trudnym położeniu Jak podkreśla CNN, niektórzy posłowie Partii Konserwatywnej popierają proponowane zapisy, lecz podnoszą, że wprowadzenie nowych regulacji może spowodować spadki sondażowe ich ugrupowania wśród bardziej umiarkowanych wyborców, których poparcie jest niezbędne do uzyskania większości w kolejnej elekcji. Niemniej - jak zaznaczają amerykańskie media - wiele badań opinii publicznej wskazuje, że brytyjskie społeczeństwo sprzeciwia się zakłócającym porządek publiczny protestom. Powszechna, negatywna opinia społeczeństwa na temat tego typu akcji stawia jednak w jeszcze trudniejszej sytuacji opozycyjną Partię Pracy - podkreśla CNN. "Z jednej strony, aby mieć szerokie poparcie, politycy tej partii muszą wspierać policję i nie sprawiać wrażenia, że stoją po stronie zakłócających porządek protestujących. Z drugiej zaś strony muszą - jako opozycja - sprzeciwiać się polityce rządu" - czytamy. Amerykańskie media zwróciły również uwagę na oświadczenie londyńskiej policji metropolitalnej, która stwierdziła, że policja nie zwracała się do rządu z prośbą o zwiększenie uprawnień służb porządkowych do ograniczania protestu, a inicjatywa pochodzi bezpośrednio z ośrodków władzy.