6 lutego kilka regionów w Turcji i Syrii nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8, które spowodowało ogromne zniszczenia na kilkusetkilometrowym odcinku od syryjskiego miasta Hama do tureckiego Diyarbakir. Potem nastąpiło jeszcze kilkadziesiąt słabszych wstrząsów wtórnych. Do tej pory potwierdzono, że w Turcji zginęło 16 546 osób, a w Syrii 3317. To łącznie 19 863 ofiary. Kilkadziesiąt tysięcy osób jest rannych. Polscy strażacy w Turcji Na miejscu od wtorku pracuje grupa ratownicza HUSAR Poland - 76 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i osiem wyszkolonych psów od wtorku po południu rozpoczęła poszukiwania ludzi uwięzionych pod gruzami w tureckim mieście Besni, gdzie wskutek trzęsienia ziemi zawaliło się blisko trzydzieści domów. Do tej pory udało im się uratować 11 osób. Ostatnią przed godz. 11 (godz. 9 czasu polskiego), czyli po około 75 godzinach po pierwszym wstrząsie. W czwartek do strażaków dołączyli wojskowi medycy z Polski. Na pokładach wojskowych samolotów do Turcji przetransportowany został niezbędny sprzęt medyczny do utworzenia szpitala polowego. Najważniejsze pierwsze 72 godziny Mimo prowadzonej operacji ratunkowej, którą utrudnia mroźna pogoda, maleją szanse na odnalezienie w gruzach żywych osób - zaznacza agencja AP. Dodaje, że setki tysięcy osób są pozbawione dachu nad głową i musi mierzyć się z zimnem, chroniąc się w samochodach, prowizorycznych obozach lub nocując pod gołym niebem. Skutkami kataklizmu może być dotknięte nawet 23 mln ludzi - oceniła Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). W samej Turcji to 13 mln osób - powiadomił prezydent tego kraju Recep Tayyip Erdogan. W tego typu akcjach ratunkowych najważniejsze są pierwsze 72 godziny; w pierwszej dobie po trzęsieniu ziemi szanse na uratowanie uwięzionych w rumowiskach wynoszą 74 proc., po 72 godz. spadają do 22 proc., w piątej dobie po kataklizmie wynoszą już 6 procent - powiedział agencji AP Steven Godby, ekspert od klęsk żywiołowych z angielskiego Nottingham Trent University.