Ten trzeci. Jean-Luc Melenchon ruszył w pogoń za Marine Le Pen

Oprac.: Michał Michalak
Jeśli ktokolwiek może stanąć na drodze Marine Le Pen do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji, to jest nim 70-letni Jean-Luc Melenchon, którego najczęściej przedstawia się jako lewicowego populistę bądź przedstawiciela skrajnej lewicy.

Przypomnijmy, że 10 kwietnia we Francji odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Ich faworytem jest obecnie urzędujący Emmanuel Macron, jednak tematem numer jeden w ostatnich tygodniach są sondażowe wzrosty Marine Le Pen, liderki prawicowego Zjednoczenia Narodowego. Le Pen, mimo sympatyzowania w przeszłości z Władimirem Putinem, błyskawicznie odrabia straty do Macrona i po raz pierwszy ma realną szansę na prezydenturę.
Za plecami Le Pen czai się jednak lewicowy Jean-Luc Melenchon - w ostatnich sondażach traci do niej po pięć punktów procentowych (Macron - 26 proc., Le Pen - 22 proc., Melenchon - 17 proc.). Poza tym prowadzi najbardziej aktywną kampanię wyborczą, organizując duże wiece w wielu miejscach jednocześnie - przed wyborcami występuje wówczas jako... hologram.
Kontrowersyjne poglądy
Melenchon to buntownik z Partii Socjalistycznej, z której odszedł w 2008 roku, zarzucając jej m.in. flirt z neoliberalizmem. Melenchon zbudował swoją pozycję, zajmując bezkompromisowe, często kontrowersyjne stanowiska - wymieńmy choćby 100-proc. podatek powyżej kwoty 360 tys. euro rocznie (czyli po prostu zakaz zarabiania więcej), postulat wyjścia Francji z NATO (formułuje go z pozycji pacyfistycznych), poparcie dla Hugo Chaveza czy Fidela Castro. Lewicową konkurencję zaszedł od lewej strony, ponadto świetnie się czuje wśród zwolenników na wiecach.
Urodzony w Maroku kandydat jest zwolennikiem szeroko otwartych drzwi dla imigrantów, w sprawach obyczajowych zajmuje progresywne stanowiska. Przede wszystkim krytykuje neoliberalizm jako system bogacenia się nielicznych kosztem najbiedniejszych. Melenchon zawsze był za jak najmocniejszym uderzeniem w wielki kapitał. Jest zagorzałym krytykiem Macrona, którego portretuje jako "prezydenta bogatych".
Konsolidacja elektoratów i dylemat Melenchona
Na trzy dni przed wyborami Le Pen i Melenchon jako najsilniejsi z konkurentów Macrona konsolidują, odpowiednio, prawicowe i lewicowe elektoraty. Le Pen "pożera" właśnie Erica Zemmoura i na tle jego radykalnych stwierdzeń wypada bardziej "prezydencko", natomiast Melenchon rośnie w sondażach choćby kosztem słabnącej z dnia na dzień kandydatki Partii Socjalistycznej - mer Paryża Anne Hidalgo.
Tyle że Melenchon natrafia na poważny problem - nie wszyscy wyborcy lewicy, zwłaszcza ci bardziej umiarkowani, mają do niego zaufanie. Dla wielu z nich jest zbyt radykalny. 15 proc. wyborców o poglądach lewicowych deklaruje, że na Melenchona głosu nie odda. A to właśnie oni mogliby mu pomóc zmniejszyć stratę do Le Pen.
Kandydat Francji Nieujarzmionej staje przed dylematem - czy "wygładzić kanty" jak zrobiła to Marine Le Pen i złagodzić retorykę, by zjednać bardziej umiarkowanych wyborców. Wówczas jednak wyrzekłby się swojej wyrazistości, która sprawia, że co pięć lat jest w gronie liczących się kandydatów, mimo zażartej konkurencji. Sam marzy o wyrwaniu Le Pen głosów klasy robotniczej z północy kraju, jednak politolodzy nie wierzą, że do takiego przepływu elektoratu mogłoby dojść (choćby ze względu na stosunek do migracji).