W zeszłym tygodniu projekt możliwego kompromisu zaproponował przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. "Ta propozycja to krok we właściwym kierunku" - ocenił wówczas minister ds. europejskich Konrad Szymański. Propozycja korzystna dla Polski? Dlaczego propozycja Michela doczekała się pozytywnej oceny ze strony Warszawy? Po pierwsze przewodniczący Rady Europejskiej zaproponował złagodzenie reguł powiązania wypłat unijnych funduszy z oceną stanu praworządności w danym kraju. Wcześniejszy projekt mówił o tym, że o wstrzymaniu wypłat lub ich zmniejszeniu w razie systemowych naruszeń zasad państwa prawa będzie decydowała Komisja Europejska. Gdyby kraj, którego decyzja miała dotyczyć, chciał obalić wniosek KE, musiałby otrzymać poparcie 15 z 27 krajów UE (65 proc. jej ludności). W propozycji Michela ta zasada została odwrócona - to KE musiałaby uzbierać poparcie 15 krajów, by zdecydować o zawieszeniu bądź zredukowaniu funduszy. Korzystne z punktu widzenia polskiego rządu są także te elementy propozycji Michela, które mówią o polityce spójności. Według projektu KE, Polska miałaby otrzymać 64,4 mld euro na politykę spójności, czyli o 23 proc. mniej niż w obecnym budżecie. Przewodniczący Rady Europejskiej założył dla Polski dodatkowe 0,8 mld euro. Jednym z ważnych elementów przyszłej siedmiolatki będzie tzw. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji (Just Transition Fund), wspierający kraje, które zgadzają się na osiągniecie celu neutralności klimatycznej do 2050 roku. Zdaniem Michela powinny do niego trafić środki z nowych źródeł dochodu, a nie przesunięte tam z polityki spójności. Przewodniczący Rady Europejskiej uważa również, że kraje, które nie podzielają celu neutralności klimatycznej do 2050 roku (czyli Polska) powinny dostać połowę kwoty, którą przewidziała dla nich KE. Jeszcze niedawno prezydent Francji Emmanuel Macron optował za tym, by takie kraj zupełnie odciąć od JSF. Ogólnie budżet proponowany przez Michela miałby odpowiadać 1,074 proc. połączonego Dochodu Narodowego Brutto (DNB) 27 państw członkowskich. Propozycja fińskiej prezydencji była jeszcze niższa (1,07 DNB), natomiast projekt KE zakładał 1,11 DNB. Swoje oczekiwania zgłosił także Parlament Europejski, który chce, by pomimo wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, Wspólnota utrzymała dotychczasowy zakres działania. Czyli by m.in. środki na politykę spójności i Wspólną Politykę Rolną pozostały na obecnym poziomie. Jeśli w przyszłym budżecie zabraknie składki Londynu, to - zdaniem PE - trzeba ją uzupełnić w inny sposób, m.in. dochodami własnymi. Propozycja PE zakłada budżet odpowiadający 1,3 proc. DNB. Dlaczego to ważne? Ponieważ zgoda PE jest konieczna do zatwierdzenia wieloletniego budżetu. Jeśli na czwartkowym szczycie Rady Europejskiej przeszłaby propozycja Michela, to europosłowie i tak ją odrzucą. "To nie jest sukces" Europosłowie PO Jan Olbrycht i Andrzej Halicki zauważają, że najnowszy zarys kompromisu jest korzystniejszy dla Polski niż propozycja fińskiej prezydencji. Ale nic poza tym. - Mamy trochę więcej pieniędzy na spójność, ale jeśli w pierwszym ruchu zabrano nam 23 proc. środków, to jak teraz trochę dodano, to jeszcze nie jest sukces - mówi Jan Olbrycht. - Przewodniczący Rady Europejskiej Michel próbuje uzyskać jednomyślność w Radze Europejskiej, dlatego musi wykonywać takie ruchy, by każde państwo coś dostało, mimo że ogólnie budżet będzie mniejszy - tłumaczy powody korzystnych dla Polski rozstrzygnięć. Jednocześnie politycy PO wskazują, że w propozycji przewodniczącego Rady Europejskiej znajduje się "nowy element, bardzo uderzający w Polskę". - Czyli obcięcie Funduszu Sprawiedliwej Transformacji o połowę, jeśli kraj nie zgodzi się na przyjęcie celu neutralności klimatycznej do 2050 roku. Polska miała być największym beneficjentem, KE zapowiedziała dla nas dwa miliardy euro. Tymczasem mielibyśmy dostać tylko jeden. Czy rząd się na to zgodzi? - pyta Olbrycht. - Jeśli tak, to może to oznaczać, że mimo wszystko dołączymy do celu neutralności klimatycznej. "Nie zgadzajmy się na mniejszy budżet" Niektórzy komentatorzy zwracają jednak uwagę, że propozycja Michela i tak jest krokiem w stronę Polski, ponieważ jeszcze niedawno prezydent Francji zapowiadał, że kraje, które nie akceptują celu neutralności klimatycznej, w ogóle nie będą mogły z niego korzystać. - Nie możemy określać sukcesem tego, że odzyskujemy miliard euro w JTF, bo to minimalizm. Skoro mamy problem ze smogiem i starą technologią w energetyce to w dwójnasób powinniśmy w tym funduszu uczestniczyć - podkreśla Andrzej Halicki. - Jeśli sukcesem ma być to, że odzyskamy 2-3 miliardy euro w którymś z funduszy, w którym ze względu na słabą pozycję negocjacyjną straciliśmy wcześniej około 20 miliardów, to to przecież nie jest żaden sukces. Jednocześnie zarówno Halicki jak i Olbrycht przekonują, że na stole powinna pojawić się propozycja Parlamentu Europejskiego. - Obywatele powinni mieć świadomość, że tego rodzaju postawa negocjacyjna - może z punktu widzenia polskiego rządu odsuwająca nieco problemy - nie jest sukcesem, ale podwójną kapitulacją, przed czymś co jest ambitne (propozycją PE - przyp. red.) - przekonuje Halicki. - Polski rząd wie, że jeśli przejdzie propozycja przewodniczącego Michela, to my (PE - przyp. red.) na pewno ją odrzucimy. Czy zatem zgodzi się na nią mimo, że jest dla Polski niekorzystna, czy też przyjmie twarde stanowisko i będzie walczył o większe środki dla Polski w polityce spójności i WPR? - mówi Olbrycht. - Pytanie najważniejsze jest takie - skoro polski rząd rozważa zgodę na mniejszy budżet, to czym handluje? Na czym najbardziej mu zależy? - pyta Olbrycht i zwraca uwagę, że w grze może być mechanizm powiązania unijnych funduszy z praworządnością. - Przynajmniej z takim gestem negocjacyjnym wychodzi Michel - dodaje europoseł PO. - Nie może być zgody na to, że za cenę luzowania tego mechanizmu rząd Mateusza Morawieckiego zgadza się na mniejsze środki dla Polski w politykach unijnych - podkreśla Halicki i apeluje do rządu PiS o rozważenie propozycji PE: - Nie zgadzajmy się na budżet, który jest mniejszy, mniej ambitny, który więcej nas kosztuje jako społeczeństwo. Bo rząd lekką ręką oddaje 20 mld euro, które powinny być na stole. Halicki przekonuje także, że sam mechanizm kontroli praworządności nie jest czymś złym. - Człowiek, który ma czyste sumienie, nie musi się obawiać. Przecież problem nie dotyczy tylko Polski. Poza tym ważne są nie tylko gwarancje dla sędziów, ale także dla obywateli. Nie możemy pozwolić, by orzeczenia polskich sądów były podważane przez sądy w innych krajach członkowskich. To sprzeczne z interesem społecznym - podkreśla europoseł. Czy obecny szczyt Rady Europejskiej przyniesie ostateczne rozwiązanie? Europosłowie PO są zgodni - nie.