W niedzielę tłumy zwolenników byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro wyszły na ulice, aby protestować przeciwko przejęciu władzy przez kandydata lewicy Luiza Inácio Lula da Silvy. Na nagraniach, które pojawiły się w mediach społecznościowych, widać, jak protestujący wdzierają się do budynków rządowych, w tym Kongresu, Sądu Najwyższego i pałacu prezydenckiego. Dochodziło też do starć z policją. W wieczornym oświadczeniu da Silva określił demonstrantów mianem "faszystów i fanatyków", zapowiadając, że wszyscy zostaną odszukani i ukarania "z całą mocą prawa". Zapowiedział, że do 31 stycznia w stolicy będzie trwała interwencja władz federalnych. Politycy krytykują protesty. Wśród nich Joe Biden i Andrzej Duda Do nasilających się protestów odnieśli się politycy z całego świata, którzy potępili demonstracje, nazywając ją "próbą zamachu stanu". "Demokracja nie jest doskonała. Bywa, że tylko 50 proc. +1 wyborców jest zadowolonych. Ale nic lepszego nie wymyślono by zapewnić ludziom pomyślność. Stąd instytucje demokratyczne, w tym wybory to świętość. Prezydent Lula wygrał i ma poparcie demokratycznego świata, w tym Polski!" - napisał prezydent RP Andrzej Duda. Z kolei przywódca USA Joe Biden nazwał sytuację w Brazylii "odrażającą". Później potępił "atak na demokrację i pokojowe przekazanie władzy". "Brazylijskie instytucje demokratyczne mają nasze pełne poparcie, a wola narodu brazylijskiego nie może być kwestionowana" - ocenił. Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken napisał: "Potępiamy dzisiejsze ataki na prezydencję Brazylii, kongres i sąd najwyższy. Używanie przemocy do atakowania instytucji demokratycznych jest zawsze niedopuszczalne". Dodał przy tym, że "przyłączamy się do prezydenta da Silvy, wzywając do natychmiastowego zakończenia tych działań". "Naganna i niedemokratyczna próba zamachu stanu dokonana przez konserwatystów w Brazylii, zachęconych przez oligarchiczne kierownictwo władzy, ich rzeczników i fanatyków. Lula nie jest sam, ma wsparcie postępowych sił swojego kraju, Meksyku, kontynentu amerykańskiego i świata" - stwierdził prezydent Meksyku Andres Manuel. Głos wsparcia dla Luli także z Unii Europejskiej Prezydent Francji Emmanuel Macron również wyraził poparcie dla brazylijskiego odpowiednika. "Należy uszanować wolę narodu brazylijskiego i instytucji demokratycznych! Prezydent Lula da Silva może liczyć na bezwarunkowe poparcie Francji" - napisał. "Całkowicie potępiam atak na demokratyczne instytucje Brazylii. Pełne poparcie dla prezydenta Da Silvy, wybranego demokratycznie przez miliony Brazylijczyków w uczciwych i wolnych wyborach" - napisał przewodniczący rady europejskiej Charles Michel. "Niewiarygodne, że faszyści atakują stolicę Brazylii, gdzie zaledwie kilka dni temu byliśmy świadkami wzruszającej ceremonii zaprzysiężenia demokratycznie wybranego prezydenta kraju. Społeczność międzynarodowa zjednoczy się za da Silvą i brazylijskimi instytucjami demokratycznymi!" - napisał niemiecki parlamentarzysta Niels Annen. Jair Bolsonaro skrytykował manifestujących. Zarzucił też Luli "oskarżenia bez dowodów" Także Jair Bolsonaro, który wraz z końcem 2022 roku przestał być prezydentem Brazylii, zapewnił, że nie popiera niedzielnych zamieszek, gdyż są one niewłaściwe w warunkach demokracji. "Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule" - napisał Bolsonaro. Były szef państwa dodał, że odrzuca "oskarżenia bez dowodów", jakie w niedzielę wysunął prezydent Lula, zarzucając mu, że przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w stolicy. "Przez cały okres mojej kadencji zawsze przestrzegałem Konstytucji, szanując i broniąc praw, demokracji, przejrzystości i naszej świętej wolności" - podkreślił Bolsonaro.