Ryzyko kolejnej wojny na dużą skalę. USA przestrzegają obie strony
Kontynuowanie agresywnych działań oraz retoryki przez Azerbejdżan i Armenię podważą perspektywy na pokój w regionie - oznajmił sekretarz stanu USA Antony Blinken w rozmowie z azerskim przywódcą Ilhamem Alijewem. Między kaukaskimi państwami wciąż rośnie napięcie, a premier Nikol Paszinian stwierdził, że Baku dąży do wywołania eskalacji konfliktu w regionie.

Jak przekazał rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller, szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken rozmawiał w środę z prezydentem Ilhamem Alijewem na temat kontynuowania procesu pokojowego między Azerbejdżanem a Armenią.
Blinken powiedział, że Waszyngton nie widzi żadnego uzasadnienia dla dalszego zwiększania napięć na granicy między oboma kaukaskimi państwami. Sekretarz stanu przestrzegł jednocześnie, że kontynuowanie agresywnych działań i retoryki przez którąś ze stron konfliktu "podważą perspektywy na pokój".
Amerykanin oznajmił także, że spotkanie na linii USA-UE-Armenia, które zapowiedziano na 5 kwietnia, nie będzie skierowane przeciwko państwu Alijewa, a tematy rozmów mają dotyczyć wyłącznie kwestii gospodarczych.
Armenia a Azerbejdżan. Rośnie napięcie między państwami na Kaukazie
Jak informowaliśmy w poniedziałek, Baku oskarżyło Erywań o gromadzenie dużej liczby wojsk w strefie przygranicznej.
"Obserwujemy koncentrację wojsk Armenii wzdłuż granicy warunkowej i tworzenie ofensywnych punktów wsparcia, długoterminowych punktów ostrzału w różnych kierunkach oraz budowę fortyfikacji (...) W nowo wybudowanych żelbetonowych fortyfikacjach umieszczono systemy artyleryjskie, inną broń ofensywną i ciężki sprzęt ogniowy armeńskich sił zbrojnych" - napisano w specjalnym oświadczeniu azerskiego resortu dyplomacji.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Erywań ocenił, że twierdzenia Baku są nieprawdziwe i powodują zwiększenie napięcia politycznego.
"Komunikat rozpowszechniany przez Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu, że Siły Zbrojne Republiki Armenii rzekomo prowadzą akumulację i aktywne przemieszczanie personelu, pojazdów opancerzonych, artylerii i innej broni palnej w różnych kierunkach strefy przygranicznej, nie odpowiada rzeczywistości" - czytamy.
Premier Armenii Nikol Paszinian oznajmił ponadto, że w ocenie jego rządu Azerbejdżan "próbuje znaleźć powód do rozpoczęcia nowej wojny na dużą skalę w regionie".
Spór Armenia-Azerbejdżan. Konflikt ciągnie się od ponad 30 lat
Konflikt między Armenią a Azerbejdżanem trwa od upadku Związku Radzieckiego i dotyczy głównie sporu o - należący formalnie do Baku, ale zamieszkały w większości przez Ormian - Górny Karabach.
W trakcie ponad 30-letniej historii w regionie doszło do trzech wojen. Ostatnia z nich rozgorzała we wrześniu 2023 roku, jednak z uwagi na miażdżącą przewagę sił azerskich, zakończyła się po jednym dniu zawieszeniem broni na korzyść Baku. Zawirowania wymusiły na 100 tys. Ormian z Górnego Karabachu ucieczkę do liczącej niespełna trzy miliony mieszkańców Armenii.
Erywań przez lata wspierany był przez Moskwę, a Baku przez Ankarę. Próby zdobycia wsparcia na arenie międzynarodowej w sprawie spornego regionu skłoniły Armenię, by przystąpić do struktur Międzynarodowego Trybunału Karnego, co Kreml odebrał jego wrogie posunięcie (MTK wydał list gończy za Władimirem Putinem - red.).
Marija Zacharowa krytykuje Armenię. "Do tego doprowadzili kuratorzy z UE i NATO"
Komentując ostatnie napięcia między Armenią a Azerbejdżanem rzeczniczka rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa stwierdziła, że ze eskalacją napięć stoi zbliżenie Erywania do Zachodu.
"Do tego doprowadzili nowi kuratorzy z Unii Europejskiej, NATO i Waszyngtonu. Uwaga: to oświadczenie nie ma żadnego związku z Rosją. Jest to wyłączna kompetencja obecnych władz w Erywaniu i wynik ich konsultacji z ludźmi Zachodu" - napisała przedstawicielka resortu.
Źródło: Reuters, Interia
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!