Azerbejdżan. Rośnie napięcie w regionie. MON o wojskach przy granicy z Armenią
Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu oskarża Armenię o gromadzenie dużej liczby wojsk w strefie przygranicznej. Zdaniem władz w Baku, Siły Zbrojne Armenii przygotowują także fortyfikacje, które mają zostać użyte w konflikcie zbrojnym. Rząd Nikoli Paszyniana dementuje doniesienia i mówi o "próbie znalezienia powodów do rozpoczęcia wojny".

Oskarżenia wobec Armenii opublikowane zostały w specjalnym komunikacie Ministerstwa Obrony Azerbejdżanu, który zamieszczony został w mediach społecznościowych.
"Obserwujemy koncentrację wojsk Armenii wzdłuż granicy warunkowej i tworzenie ofensywnych punktów wsparcia, długoterminowych punktów ostrzału w różnych kierunkach oraz budowę fortyfikacji (...) W nowo wybudowanych żelbetonowych fortyfikacjach umieszczono systemy artyleryjskie, inną broń ofensywną i ciężki sprzęt ogniowy armeńskich sił zbrojnych" - napisano.
"Oświadczamy jeszcze raz, że armia azerbejdżańska zdecydowanie będzie zapobiegać wszelkim prowokacjom ze strony Armenii, a cała odpowiedzialność za eskalację sytuacji spadnie na wojskowe i polityczne kierownictwo Armenii oraz jej patronów" - dodano.
Do tekstu dołączono także materiał wideo na którym widoczne są prace ciężkiego sprzętu budowlanego. Materiał do obejrzenia tutaj.
Władze w Erywaniu dementują. Premier Paszynian ostrzega przed konfliktem
Na doniesienia resortu obrony Azerbejdżanu zareagował armeński odpowiednik. Jak stwierdzono w komunikacie, informacje podawane przez Baku są nieprawdziwe i powodują zwiększenie napięcia politycznego.
"Komunikat rozpowszechniany przez Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu, że Siły Zbrojne Republiki Armenii rzekomo prowadzą akumulację i aktywne przemieszczanie personelu, pojazdów opancerzonych, artylerii i innej broni palnej w różnych kierunkach strefy przygranicznej, nie odpowiada rzeczywistości" - stwierdzono.
Zdaniem armeńskich urzędników, materiały wideo publikowane przez władze w Baku to nagrania z ćwiczeń kierowców wojskowych, a nie przerzut żołnierzy w rejon przygraniczny.
Do sprawy odniósł się także premier Armenii Nikol Paszynian. W trakcie spotkania z członkami swojej partii w miejscowości Artashat polityk podkreślił, że władzom nie zależy na konflikcie militarnym z Azerbejdżanem.
- Nigdy nie rościliśmy sobie pretensji do tych wiosek (sporne tereny w strefie przygranicznej - red.) Trzeba to bardzo wyraźnie powiedzieć, zwłaszcza w tych warunkach, gdy jest dla nas oczywiste, że Azerbejdżan próbuje znaleźć powód do rozpoczęcia nowej wojny na dużą skalę w regionie - tłumaczył.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!