Pracująca na co dzień w Szpitalu Uniwersyteckim w Zagrzebiu pielęgniarka wspomniała, że kilka godzin po wypadku polskiego autokaru skończyła nocny dyżur, jednak ze względu na znajomość języka polskiego wróciła do szpitala, by pomóc w zajmowaniu się polskimi pielgrzymami. - Gdy dotarłam do szpitala, znajdowało się tam sześć ofiar wypadku, od razu spróbowałam nawiązać kontakt z trojgiem z nich - powiedziała Monika Lisowski, której matka oraz mąż pochodzą z Polski. W rozmowie z chorwackim dziennikiem "Jutarnji list" pielęgniarka przywołała słowa polskich pacjentów, którzy powiedzieli jej, że w momencie wypadku spali, a przytomność odzyskali dopiero, gdy autobus spadł i udało im się z niego wydostać. Kobieta dodała, że bezpośrednio po zdarzeniu, ranni byli w takim szoku, że ledwo byli w stanie komunikować się we własnym języku. Jak dodała Monika Lisowski, wielu pasażerów nie znało się ze sobą, ponieważ pochodzą z różnych miast Polski. - Inna pacjentka natychmiast po odzyskaniu świadomości zapytała o swoją siostrę - przekazała pielęgniarka. Wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Nie żyje 12 osób 12 osób zginęło, a 32 zostały ranne w wypadku polskiego autokaru w sobotę nad ranem na autostradzie na północ od Zagrzebia. Wszystkie ofiary wypadku to polscy obywatele, którzy pielgrzymowali do Medjugorje. Wśród ofiar jest dwóch kierowców autokaru. Śmierć drugiego w poniedziałek potwierdziła Polsat News prokuratura regionalna w Warażdinie. Do wypadku doszło około godziny 5:40 na autostradzie A4 w położonym na północ od stolicy Chorwacji regionie varażdińskim, między miejscowościami Jarek Bisaszki i Podvorec. Jadący w kierunku Zagrzebia autobus zjechał z drogi i wpadł do rowu przy autostradzie - przekazała policja. Spośród 32 osób rannych, które przewiezione zostały do pięciu chorwackich szpitali, cztery osoby powróciły w nocy z soboty na niedzielę do kraju samolotem wraz z rządową delegacją, z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim na czele