Polska ofiara muru berlińskiego. Szansa na sprawiedliwość po latach

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Super
relevant
423
Udostępnij

Blisko 50 lat temu funkcjonariusz Stasi zastrzelił Polaka - Czesława Kukuczkę - na przejściu granicznym z Berlinem Zachodnim. Teraz berlińska prokuratura oskarżyła go o podstępne morderstwo, które nie ulega przedawnieniu. Jak czytamy w komunikacie prokuratury, 31-letni wówczas mężczyzna otrzymał zadanie "unieszkodliwienia" Polaka. Sprawa toczyć będzie się przed sądem okręgowym w Berlinie.

Polska ofiara muru berlińskiego. Pojawiła się szansa na sprawiedliwość po latach
Polska ofiara muru berlińskiego. Pojawiła się szansa na sprawiedliwość po latachFlorian Gaertner / Photothek / dpa Picture-AllianceAFP

Ostatni wyrok w sprawie śmierci na byłej granicy między NRD a RFN ogłoszono w listopadzie 2004 roku. Mord nie ulega jednak przedawnieniu i po blisko 20 latach przerwy wkrótce na wokandzie może pojawić się kolejna tego typu sprawa, tym razem dotycząca zastrzelenia obywatela Polski - 38-letniego wówczas Czesława Kukuczki.

- To krzepiąca informacja - mówi DW prokurator Robert Janicki z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Przyznaje, że o decyzji berlińskiej prokuratury dowiedział się od autorki tekstu. - Może wreszcie teraz sprawiedliwości stanie się zadość.

Marzenia o wyjeździe na Zachód

Wszystko wydarzyło się 29 marca 1974 roku w Berlinie Wschodnim. Urodzony w 1935 roku w Kamienicy pod Limanową Czesław Kukuczka niespodziewanie pojawia się w ambasadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przy słynnym bulwarze Unter den Linden. Mężczyzna wyjechał z Polski trzy tygodnie wcześniej, porzucając pracę strażaka w jednostce straży pożarnej w Bielsku-Białej. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób dotarł do Niemieckiej Republiki Demokratycznej ani co się z nim przez te trzy tygodnie działo.

Portierowi ambasady Kukuczka wyjaśnia, że ma do przekazania ważną informację i bez dalszej kontroli zostaje wprowadzony do jednego z pomieszczeń placówki. Tam przyjmują go pułkownik Maksymilian Karnowski, współpracownik berlińskiej grupy operacyjnej polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz jeszcze jeden pracownik ambasady.

Dalsze wypadki toczą się jak w filmie sensacyjnym. Kukuczka żąda wydania do godziny 15:00 tego samego dnia zgody na wyjazd do Berlina Zachodniego, by stamtąd udać się dalej, do USA. W przypadku odmowy grozi wysadzeniem budynku ambasady, a przy pomocy rzekomych wspólników także trzech innych obiektów. Mówiąc to wskazuje na wypakowaną teczkę, którą ma ze sobą, a w której ma znajdować się skonstruowana przez niego bomba. Akta sprawy wspominają, że Kukuczka przez cały czas nerwowo trzyma w ręku pętlę przypominającą zapalnik. Słowa strażaka mają brzmieć na tyle przekonująco, że jego rozmówcy wierzą w jego zdolności pirotechniczne.

Cel: Unieszkodliwić

Pod pozorem wyrobienia dokumentu uprawniającego do podróży płk Karnowski wychodzi z pomieszczenia, gdzie toczy się rozmowa. Zamiast tego telefonuje do Ministerstwa ds. Bezpieczeństwa NRD (Ministerium für Staatssicherheit - Stasi) i informuje o incydencie. Zapada decyzja o wyprowadzeniu Kukuczki z budynku ambasady i "unieszkodliwieniu go". Krótko po tym do ambasady przyjeżdża trzech przedstawicieli NRD-owskiej bezpieki i zabiera Czesława Kukuczkę z wystawionym paszportem i wizą, dzięki którym będzie mógł opuścić kraj. Samochodem Stasi zawożą go na przejście graniczne z Berlinem Zachodnim przy Friedrichsstraße (dzisiaj jest to budynek tzw. Pałacu Łez - Tränenpalast).

Co dokładnie stało się później, trudno dziś dokładnie odtworzyć. Z zachowanych akt Stasi wynika, że w pewnym momencie Czesław Kukuczka z nieustalonych powodów zostaje postrzelony w plecy. Funkcjonariusz Stasi odnotuje potem w raporcie, że o godz. 15, podczas odprawy, "rozmieszczonym siłom operacyjnym udało się bez zwracania szczególnej uwagi innych osób wyjeżdżających z kraju, unieszkodliwić Kukuczkę".

Ciężko ranny mężczyzna zostaje przewieziony nie do najbliższego szpitala, ale do odległego szpitala więziennego w dzielnicy Hohenschönhausen, który podlega Stasi. Trzy godziny później umiera na stole operacyjnym. Po otwarciu teczki, okazuje się, że zamiast bomby, są w niej tylko rzeczy osobiste Polaka.

Stasi tuszuje sprawę

Być może sprawę udałoby się zatuszować, gdyby nie reakcja zachodnioniemieckiej prasy. Kilka dni później o "zamachu" na przejściu granicznym pisze dziennik "Bild". Dopiero wtedy Stasi pobiera zmarłemu odciski palców i zmienia wersję wydarzeń. Odtąd mowa jest o rzekomej broni palnej, którą Kukuczka miał grozić funkcjonariuszom straży granicznej. Nagle znajduje się też pistolet, na którym Stasi odkrywa odciski palców mężczyzny z Polski.

Przeczy temu jednak raport sporządzony przez Instytut Medycyny Sądowej Uniwersytetu Humboldta. By ostatecznie zatrzeć ślady, Stasi decyduje o poddaniu zwłok kremacji. Dzieje się to w porozumieniu z polskimi władzami. Oba kraje za wszelką cenę starają się uniknąć rozgłosu. Niedługo później, szef grupy operacyjnej Hans Sabath (zmarł w latach 80.) otrzymuje złoty order "Za zasługi dla narodu i ojczyzny".

Żona i tróje dzieci Czesława Kukuczki otrzymują urnę z prochami dwa miesiące po zdarzeniu. Przez kilkadziesiąt lat, do 2015 roku, gdy sprawa wyszła w Niemczech na jaw, rodzina nie miała pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się w Berlinie Wschodnim. Wdowa po mężczyźnie zmarła kilka lat wcześniej i nigdy nie doczekała się prawdy.

Zarzut: Podstępne morderstwo

Na ślad dramatycznego wydarzenia natrafił w archiwum w 2015 roku prof. Stefan Appelius, pracujący wówczas na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Później sprawę zbadał pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. W 2021 roku sąd okręgowy w tym mieście wydał na wniosek prokuratora IPN europejski nakaz aresztowania na Manfreda N., ówczesnego funkcjonariusza Stasi, który pociągnął za spust.

- Niemcy nie zgodzili się jednak na wydanie mężczyzny do Polski. Poinformowali nas, że wszczynają własne śledztwo - mówi DW prokurator Robert Janicki.

Jak poinformowała 12 października berlińska prokuratura, 79-letniemu obecnie byłemu funkcjonariuszowi Stasi, postawiono zarzut podstępnego morderstwa. Takie przestępstwo nie ulega przedawnieniu. Jak czytamy w komunikacie prokuratury, 31-letni wówczas mężczyzna otrzymał zadanie "unieszkodliwienia" Polaka. Akt oskarżenia mówi o "celnym strzale w plecy z ukrycia". Mężczyzna ma odpowiedzieć za swój czyn przed sądem okręgowym w Berlinie.

- Cieszę się, że wreszcie się w tej sprawie coś ruszyło, choć trwało to bardzo długo. Mam nadzieję, że osoba, która wówczas tak bezwzględnie zlikwidowała człowieka przynajmniej teraz będzie musiała się z tym faktem intensywnie zmierzyć - podsumowuje w rozmowie z DW prof. Stefan Appelius.

Czesław Kukuczka uznawany jest za jedną z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Łącznie jest ich 140, ale liczba ta nie jest zamknięta. Kilka lat temu przy Bernauer Straße w Berlinie, w miejscu, gdzie przebiegał niegdyś mur, ustawiono stelę upamiętniającą Czesława Kukuczkę.

Monika Stefanek / Redakcja Polska Deutsche Welle

na
Deutsche Welle
emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
251
Super
relevant
80
Hahaha
haha
35
Szok
shock
27
Smutny
sad
15
Zły
angry
15
Lubię to
like
Super
relevant
423
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na