Ostatni wyrok w sprawie śmierci na byłej granicy między NRD a RFN ogłoszono w listopadzie 2004 roku. Mord nie ulega jednak przedawnieniu i po blisko 20 latach przerwy wkrótce na wokandzie może pojawić się kolejna tego typu sprawa, tym razem dotycząca zastrzelenia obywatela Polski - 38-letniego wówczas Czesława Kukuczki. - To krzepiąca informacja - mówi DW prokurator Robert Janicki z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Przyznaje, że o decyzji berlińskiej prokuratury dowiedział się od autorki tekstu. - Może wreszcie teraz sprawiedliwości stanie się zadość. Marzenia o wyjeździe na Zachód Wszystko wydarzyło się 29 marca 1974 roku w Berlinie Wschodnim. Urodzony w 1935 roku w Kamienicy pod Limanową Czesław Kukuczka niespodziewanie pojawia się w ambasadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przy słynnym bulwarze Unter den Linden. Mężczyzna wyjechał z Polski trzy tygodnie wcześniej, porzucając pracę strażaka w jednostce straży pożarnej w Bielsku-Białej. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób dotarł do Niemieckiej Republiki Demokratycznej ani co się z nim przez te trzy tygodnie działo. Portierowi ambasady Kukuczka wyjaśnia, że ma do przekazania ważną informację i bez dalszej kontroli zostaje wprowadzony do jednego z pomieszczeń placówki. Tam przyjmują go pułkownik Maksymilian Karnowski, współpracownik berlińskiej grupy operacyjnej polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz jeszcze jeden pracownik ambasady. Dalsze wypadki toczą się jak w filmie sensacyjnym. Kukuczka żąda wydania do godziny 15:00 tego samego dnia zgody na wyjazd do Berlina Zachodniego, by stamtąd udać się dalej, do USA. W przypadku odmowy grozi wysadzeniem budynku ambasady, a przy pomocy rzekomych wspólników także trzech innych obiektów. Mówiąc to wskazuje na wypakowaną teczkę, którą ma ze sobą, a w której ma znajdować się skonstruowana przez niego bomba. Akta sprawy wspominają, że Kukuczka przez cały czas nerwowo trzyma w ręku pętlę przypominającą zapalnik. Słowa strażaka mają brzmieć na tyle przekonująco, że jego rozmówcy wierzą w jego zdolności pirotechniczne. Cel: Unieszkodliwić Pod pozorem wyrobienia dokumentu uprawniającego do podróży płk Karnowski wychodzi z pomieszczenia, gdzie toczy się rozmowa. Zamiast tego telefonuje do Ministerstwa ds. Bezpieczeństwa NRD (Ministerium für Staatssicherheit - Stasi) i informuje o incydencie. Zapada decyzja o wyprowadzeniu Kukuczki z budynku ambasady i "unieszkodliwieniu go". Krótko po tym do ambasady przyjeżdża trzech przedstawicieli NRD-owskiej bezpieki i zabiera Czesława Kukuczkę z wystawionym paszportem i wizą, dzięki którym będzie mógł opuścić kraj. Samochodem Stasi zawożą go na przejście graniczne z Berlinem Zachodnim przy Friedrichsstraße (dzisiaj jest to budynek tzw. Pałacu Łez - Tränenpalast). Co dokładnie stało się później, trudno dziś dokładnie odtworzyć. Z zachowanych akt Stasi wynika, że w pewnym momencie Czesław Kukuczka z nieustalonych powodów zostaje postrzelony w plecy. Funkcjonariusz Stasi odnotuje potem w raporcie, że o godz. 15, podczas odprawy, "rozmieszczonym siłom operacyjnym udało się bez zwracania szczególnej uwagi innych osób wyjeżdżających z kraju, unieszkodliwić Kukuczkę". Ciężko ranny mężczyzna zostaje przewieziony nie do najbliższego szpitala, ale do odległego szpitala więziennego w dzielnicy Hohenschönhausen, który podlega Stasi. Trzy godziny później umiera na stole operacyjnym. Po otwarciu teczki, okazuje się, że zamiast bomby, są w niej tylko rzeczy osobiste Polaka. Stasi tuszuje sprawę Być może sprawę udałoby się zatuszować, gdyby nie reakcja zachodnioniemieckiej prasy. Kilka dni później o "zamachu" na przejściu granicznym pisze dziennik "Bild". Dopiero wtedy Stasi pobiera zmarłemu odciski palców i zmienia wersję wydarzeń. Odtąd mowa jest o rzekomej broni palnej, którą Kukuczka miał grozić funkcjonariuszom straży granicznej. Nagle znajduje się też pistolet, na którym Stasi odkrywa odciski palców mężczyzny z Polski. Przeczy temu jednak raport sporządzony przez Instytut Medycyny Sądowej Uniwersytetu Humboldta. By ostatecznie zatrzeć ślady, Stasi decyduje o poddaniu zwłok kremacji. Dzieje się to w porozumieniu z polskimi władzami. Oba kraje za wszelką cenę starają się uniknąć rozgłosu. Niedługo później, szef grupy operacyjnej Hans Sabath (zmarł w latach 80.) otrzymuje złoty order "Za zasługi dla narodu i ojczyzny". Żona i tróje dzieci Czesława Kukuczki otrzymują urnę z prochami dwa miesiące po zdarzeniu. Przez kilkadziesiąt lat, do 2015 roku, gdy sprawa wyszła w Niemczech na jaw, rodzina nie miała pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się w Berlinie Wschodnim. Wdowa po mężczyźnie zmarła kilka lat wcześniej i nigdy nie doczekała się prawdy. Zarzut: Podstępne morderstwo Na ślad dramatycznego wydarzenia natrafił w archiwum w 2015 roku prof. Stefan Appelius, pracujący wówczas na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Później sprawę zbadał pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. W 2021 roku sąd okręgowy w tym mieście wydał na wniosek prokuratora IPN europejski nakaz aresztowania na Manfreda N., ówczesnego funkcjonariusza Stasi, który pociągnął za spust. - Niemcy nie zgodzili się jednak na wydanie mężczyzny do Polski. Poinformowali nas, że wszczynają własne śledztwo - mówi DW prokurator Robert Janicki. Jak poinformowała 12 października berlińska prokuratura, 79-letniemu obecnie byłemu funkcjonariuszowi Stasi, postawiono zarzut podstępnego morderstwa. Takie przestępstwo nie ulega przedawnieniu. Jak czytamy w komunikacie prokuratury, 31-letni wówczas mężczyzna otrzymał zadanie "unieszkodliwienia" Polaka. Akt oskarżenia mówi o "celnym strzale w plecy z ukrycia". Mężczyzna ma odpowiedzieć za swój czyn przed sądem okręgowym w Berlinie. - Cieszę się, że wreszcie się w tej sprawie coś ruszyło, choć trwało to bardzo długo. Mam nadzieję, że osoba, która wówczas tak bezwzględnie zlikwidowała człowieka przynajmniej teraz będzie musiała się z tym faktem intensywnie zmierzyć - podsumowuje w rozmowie z DW prof. Stefan Appelius. Czesław Kukuczka uznawany jest za jedną z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Łącznie jest ich 140, ale liczba ta nie jest zamknięta. Kilka lat temu przy Bernauer Straße w Berlinie, w miejscu, gdzie przebiegał niegdyś mur, ustawiono stelę upamiętniającą Czesława Kukuczkę. Monika Stefanek / Redakcja Polska Deutsche Welle