Czy to się komuś podoba, czy nie, niemieckie siły zbrojne przygotowują się do walki. Tak wynika z wypowiedzi ministra obrony Niemiec Borisa Pistoriusa i na to wskazują działania rządu w odpowiedzi na pełnoskalową inwazję Rosji na Ukrainę. Od jej rozpoczęcia minęło 21 miesięcy. Przez ten czas rządzący byli zmuszeni do określenia, co tak naprawdę oznacza zapowiadany przez kanclerza Olafa Scholza "przełom" ("Zeitenwende") i czy Niemcy są w stanie go dokonać. Bundeswehra bowiem przez dziesięciolecia była kwestią drugorzędną. - Niemcy potrzebują Bundeswehry, która potrafi walczyć, jest gotowa do działań i sprawna - podkreślał minister Pistorius (SPD) w ubiegłym tygodniu podczas dorocznej konferencji ministrów w Berlinie. - Niemcy muszą być w stanie się bronić, ponieważ wojna powróciła do Europy. Aby tak się stało - jak dodał - niemieckie wojsko, czyli Bundeswehra, musi być "znów gotowe do wojny". Termin "gotowe do wojny" (kriegstüchtig), który powtarzał, znalazł się także w nowym dokumencie strategicznym, pierwszym tego typu od 2011 roku. Wśród zmian są odejście od odległych misji, które zakończyły się fiaskiem, jak te w Afganistanie lub Mali, i skupienie się na obronie kraju oraz terytorium NATO. "Psychologiczny" punkt zwrotny Boris Pistorius musiał zmierzyć się z polityczną krytyką za tę bezkompromisową retorykę w odniesieniu do niemieckiej potęgi militarnej. Nawet członkowie jego partii odcinali się od tego doboru słów. Przedstawiciele opozycji chcą oddzielić zdolności obronne od podżegania do wojny. - Uważamy, że naprawdę dobrze, że Bundeswehra jest wreszcie wzmacniana. Ale absolutnie nie podzielamy celu rządu, aby być gotowym i zdolnym do wojny - powiedział w poniedziałek (13.11.2023) dziennikarzom Markus Söder, lider konserwatywnej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) i premier Bawarii. Ta retoryczna różnica zdań pokazuje, jak niekomfortowe są dla Niemiec tematy militarnego potencjału. Sam Boris Pistorius stwierdził w niedzielnym wywiadzie dla publicznej stacji ARD, że "wojna jest brzydka; nikt nie chce wojny". - Ale jeśli chcemy uniknąć wojny, musimy pokazać każdemu potencjalnemu agresorowi, że jesteśmy w stanie się bronić. Wezwał też do długofalowej zmiany nastawienia niemieckiego społeczeństwa tak, aby móc sprostać "rzeczywistemu, choć abstrakcyjnemu zagrożeniu". Mówiąc o dążeniach do wzmocnienia Bundeswehry, przypominał uczestnikom ubiegłotygodniowej konferencji czasy zimnej wojny. Pobór do wojska i duże konwencjonalne siły zbrojne sprawiły, że zachodnie Niemcy były ważną częścią planów wojennych USA przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Tyle, że u niektórych słowo "znów" może budzić wspomnienie ostatniego razu, gdy Niemcy stanowiły militarne zagrożenie; czasy nazizmu, gdy siły niemieckie szybko opanowały Europę i narzuciły rządy kolonialne swoim wschodnim sąsiadom, co doprowadziło do Holokaustu. Prezydent Rosji Władimir Putin przywołał te wydarzenia II wojny światowej, usiłując usprawiedliwić okupację Ukrainy jako swego rodzaju odwróconą powtórkę z historii. To był szok dla Niemiec, jeśli chodzi o zrozumienie ich realiów bezpieczeństwa. - Był to, pod względem psychologicznym, punkt zwrotny dla Niemiec i dla Niemców, którzy zawsze uważali, że najważniejszą lekcją z drugiej wojny światowej jest unikanie działań militarnych - mówi w rozmowie z DW John Kampfner, brytyjski dziennikarz, który od dekad zajmuje się Niemcami. Wyjaśnia, że z tego punktu widzenia opinia publiczna postrzega wojnę "raczej jako złą samą w sobie, a nie jako obronę demokracji". Powody do sceptycyzmu Boris Pistorius zlekceważył sondaż z początku tego roku, który wskazywał, że bardzo niewielu Niemców, bo zaledwie 5 proc., chciałobyna ochotnika bronić kraju w przypadku ataku. - Sytuacja jest zbyt hipotetyczna, aby ocenić rzeczywiste nastroje - skomentował w ARD. Według badań Eurobarometru zaufanie społeczne do Bundeswehry jest wysokie; zarówno przed, jak i po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Takiego zdania regularnie jest od dwóch trzecich do trzech czwartych respondentów. Liczby te jednak nie przełożyły się na zwiększoną rekrutację do wojska. Szansa na to, że Bundeswehra osiągnie swój cel na 2031 rok - 203 tys. żołnierzy w szeregach armii, przy obecnym poziomie 183 tysięcy - jest niewielka. Tak przynajmniej stwierdziła w swoim raporcie z marca tego roku parlamentarna komisarz ds. sił zbrojnych Niemiec. Eva Högl napisała też o "niewielkim spadku" rekrutacji w 2022 roku w porównaniu z rokiem poprzednim. Spośród tych, którzy w 2022 roku dołączyli do armii, co najmniej jedna piąta zrezygnowała w ciągu sześciu miesięcy. To znacznie więcej niż zakładany jako maksymalny poziom rezygnacji, który wynosił 15 proc. Nowa kultura militarna "Oświecone", nie - pacyfistyczne. Tak Ulrika Franke opisuje DW sposób, w jaki Niemcy długo postrzegały swoje nastawieie wobec obronności. Ekspertka ds. polityki w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych uważa, że niemieckie społeczeństwo wciąż ma przed sobą długą drogę, by zaakceptować swoją armię. - Każdy temat związany z wojskiem, obroną, bezpieczeństwem był po prostu postrzegany jako coś, o czym w zasadzie nie chcieliśmy i nie musieliśmy rozmawiać. To był wyraźny błąd. Politycy od tematów obronnych liczą na zmianę tego sposobu myślenia. Niektórzy z nich opowiadają się teraz za ustanowieniem Dnia Weterana, na wzór innych krajów, które w ten sposób wyrażają szacunek dla byłych i obecnych członków sił zbrojnych. "Zdecydowanie popieram takie święto, które upamiętni osiągnięcia wszystkich byłych żołnierzy, poległych i tych, którzy zginęli podczas służby" - napisał w ubiegłym miesiącu Florian Hahn, parlamentarzysta z CSU, w gazecie Niemieckiej Rady Kultury: "To dałoby nam możliwość większego zbliżenia społeczeństwa i Bundeswehry". Z drugiej strony takie upamiętnianie stoi w kontrze do innej kultury pamięci; tej dotyczącej zbrodni przeciwko ludzkości popełnianych w imieniu Niemiec przez siły zbrojne podczas II wojny światowej. Grupowy proces moralnych rozważań na te tematy zajmuje czas, ale Niemcy mogą go nie mieć. Nowe naciski na wzmocnienie własnej armii idą w parze ze wspieraniem tej ukraińskiej w walce z Rosją. A to - jak uważa Ulrika Franke - sprawia, że Niemcy stoją przed wyzwaniem szybkiego "przyzwyczajenia się do nowej normalności". Redakcja Polska Deutsche Welle, William Noah Glucroft *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!