Według opublikowanych w internecie wstępnych wyników ze wszystkich 413 okręgów wyborczych CDU - partia kanclerz Angeli Merkel - zdobyła 30,7 proc. zaś siostrzana bawarska CSU - 7,2 proc. W porównaniu do wyborów z 2004 roku współrządzący Niemcami chadecy stracili ponad sześć punktów procentowych. Dotkliwą porażkę poniosła Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), na którą głosowało 20,8 proc. wyborców. Oznacza to, że socjaldemokraci stracili 0,7 punktu procentowego wobec swego najgorszego wyniku sprzed pięciu lat - 21,5 proc. Zieloni uzyskali 12,1 proc. (w 2004 roku - 11,9 proc.), liberalna FDP - 11 proc. (w 2004 roku - 6,1 proc.), a postkomunistyczna Lewica - 7,5 proc. (pięć lat temu - 6,1 proc.). Frekwencja wyborcza wyniosła 43,3 proc. i była o 0,3 punktu procentowego wyższa niż przed pięciu laty. Niedzielne wybory do PE były testem przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi w Niemczech. - Dzisiejszy sukces dodaje nam wiatru w żagle przed wyborami do Bundestagu 27 września - powiedział sekretarz generalny CDU Ronald Pofalla. Według niego w czasie kryzysu wyborcy mają zaufanie do kanclerz Angeli Merkel, szefowej CDU. Uznał, że wyniki głosowania stanowią dobrą prognozę dla planów chadeków, którzy chcą utworzyć koalicję rządzącą z liberalną FDP. Liberałowie są największym wygranym wyborów do PE; zyskali blisko 5 punktów procentowych w porównaniu z 2004 rokiem. Z kolei szef SPD Franz Muentefering przyznał, że wynik jego partii rozczarowuje. - To dla nas trudny wieczór. Prowadziliśmy wspaniałą kampanię wyborczą - powiedział. Jego zdaniem, wyników niedzielnego głosowania nie można uznać za prognozę wrześniowych wyborów do Bundestagu, w których zazwyczaj uczestniczy znacznie więcej osób niż w eurowyborach. - Zmobilizujemy nasze siły przed wyborami do Bundestagu. Jeśli frekwencja będzie wyższa, również SPD będzie mocniejsza - powiedział czołowy kandydat socjaldemokratów Martin Schulz. Rozczarowania nie krył kandydat SPD na kanclerza, szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier. - Nie ma co owijać w bawełnę. Najwyraźniej nie udało nam się spowodować, by nasi wyborcy poszli do urn - powiedział Steinmeier w programie telewizji ARD. Przestrzegł jednak przed wyciąganiem na podstawie głosowania do PE pochopnych wniosków dotyczących wrześniowych wyborów parlamentarnych i zapewnił, że nie rezygnuje z walki o fotel kanclerza Niemiec. Media komentują, że socjaldemokratom paradoksalnie zaszkodziło to, że w czasie recesji gospodarczej opowiadali się za wspieraniem przez państwo przedsiębiorstw zagrożonych bankructwem. "Muentefering i Steinmeier muszą zadać sobie pytanie, czy tak mądrym posunięciem było obiecywanie pieniędzy podatników praktycznie każdej podupadającej firmie" - napisał w internetowym wydaniu tygodnik "Der Spiegel". Niemcy mają w Parlamencie Europejskim 99 eurodeputowanych, najwięcej ze wszystkich państw UE.