13 żądań mieszkańców Barcelony to zarazem apel o zmianę modelu turystyki. Ten gwałtownie rozwijający się sektor oznacza dla nich zmniejszenie się liczby mieszkań, które są na rynku najmu (ponieważ zajmują je turyści) i wzrost cen metra kwadratowego. Ale to nie treść manifestu dotarła do świata, a zdjęcia części demonstrantów. Protestujący "strzelali" w turystów z pistoletów na wodę, zaklejali taśmą wejścia do hoteli i krzyczeli: "turyści do domu". - To naganny protest - powiedział hiszpański minister przemysłu i turystyki Jordi Hereu. Hiszpania jest drugim na świecie, po Francji, najczęściej odwiedzanym krajem. W zeszłym roku turyści tylko w Barcelonie zostawili 15 proc. więcej pieniędzy niż w roku 2019, czyli przed wybuchem pandemii. W zeszłym roku stolicę Katalonii odwiedziło 12 mln ludzi, nieco mniej niż przed pandemią. 80 proc. turystów to cudzoziemcy. Powołując się się na te liczby, szef CEHAT, czyli Hiszpańskiej Konfederacji Hoteli i Kwatery Turystycznej - Jorge Marichal, stwierdził w mediach, że demonstranci byli "niezbyt inteligentni". Jego zdaniem nie szanują przyjezdnych. 13 proc. PKB i 108,7 mld euro do budżetu rocznie Turystyka daje zatrudnienie milionom Hiszpanów. To niemal 13 proc. PKB i 108,7 mld euro rocznie do budżetu państwa. Ale zwykli Hiszpanie też mają swoje argumenty. Ich zdaniem branża turystyczna ma zły wpływ na lokalną społeczność. Dlatego podobne protesty odbyły się w Palmie na Majorce, w Maladze i na Wyspach Kanaryjskich. Powód wszędzie ten sam - rosnące czynsze i ceny mieszkań. - Mieszkałem w centrum Madrytu i w mojej kamienicy bardzo dużo mieszkań było przeznaczonych na najem Airbnb - mówi Interii Marcin Paszko, który żyje i pracuje w Hiszpanii. - W Hiszpanii jest tak, że ma się swój bar, zna się kelnera, sąsiadów. Przy masowej turystyce w centrach miast znikają lokalne restauracje, pojawiają się sieciówki. Zamiera społeczność. Centra miast stają się Disneylandem. To dlatego protestują mieszkańcy. Gdzie mamy mieszkać? - pytają Hiszpanie Według sondaży 61 proc. mieszkańców Barcelony uważa, że turystyka w mieście zaszła za daleko. Mieszkańcy twierdzą, że są wypierani z miast, bo turystom można wynająć mieszkanie drożej i na krótszy termin. Hiszpanie chcą, aby cudzoziemcy dowiedzieli się o ich problemach. - A gdzie mamy mieszkać my? - pytają. Organizatorzy protestu tłumaczą, że miał on na celu zaapelowanie o inny model turystyki i nie miał wrogiego charakteru wobec samych turystów. Dyrektor Barcelona Hotels Guild, czyli Stowarzyszenia zrzeszającego hotele w mieście - Manel Casals przyznaje, że każdy ma prawo do demonstrowania, ale bez przemocy. Daniel Pardo Rivacoba, dziennikarz gazety "El Diario" i jednocześnie zaangażowany społecznie w walkę o kształt Barcelony, tłumaczy, co mieściło się w 13 żądaniach mieszkańców. - Pierwsze żądania dotyczą mobilności, zanieczyszczeń i kryzysu klimatycznego - protestujący chcą ograniczenia ruchu lotniczego oraz wyeliminowania statków wycieczkowych. Druga grupa odnosi się do konfliktu pomiędzy bazą turystyczną a prawem do mieszkania. Chodzi o zaprzestanie otwierania hoteli i apartamentów turystycznych. Zamiast Airbnb chcą przywrócić zwykłe mieszkania - wyliczył na łamach gazety. Po podobnych protestach na Wyspach Kanaryjskich władze wysp zdecydowały się na rozmowy z przedstawicielami mieszkańców, by szukać rozwiązania problemu. Mieszkańcy Barcelony chcą podobnych dyskusji. Joanna Dressler