Tony Judt, zmarły niedawno amerykański historyk i rozczarowany intelektualista, w ostatniej swojej książce - tomie rozmów, jakie prowadził z nim Timothy Snyder - zauważył, że wiek XX był wiekiem intelektualistów. Nowy wspaniały omlet i rozbite jajka Tak się złożyło, że był to także wiek największych zbrodni masowych, spośród których najstraszliwszą skalę osiągnęły zbrodnie popełnione w imię budowy nowego, lepszego świata - świata komunizmu. To właśnie intelektualiści potrafili - i potrafią nadal - te zbrodnie usprawiedliwić, marząc wciąż o usmażeniu doskonałego omletu z ludzkich możliwości i usprawiedliwiając w imię tej szczytnej idei każde rozbite jajko, każde zmarnowane życie. Bo to nie ich życie. Próby wprowadzania komunistycznej ideologii w czyn pociągnęły za sobą zagładę co najmniej 100 milionów ludzi. Wyobraźmy sobie, że nagle znikają Francja i Anglia, albo całe Wschodnie Wybrzeże USA - od Bostonu i Nowego Jorku, aż po Miami - to właśnie byłoby sto milionów ludzi. Ale ofiary komunizmu zginęły gdzie indziej, w takich mało interesujących miejscach, jak Katyń, Kołyma, gdzieś w Chinach, Wietnamie, na Kubie. Kto by się jednak nimi przejmował - w wielkim świecie polityczno-intelektualnych elit Europy Zachodniej czy właśnie amerykańskiego Wschodniego Wybrzeża. Dlaczego komunizm pozostał nie osądzony? Po pierwsze dlatego, że przyjęto wersję jakoby nie przegrał, ale sam łaskawie zgodził się podzielić odpowiedzialnością i władzą ze swoimi niewolnikami i zawarł porozumienie (kompromis) z Zachodem. Ta wersja odpowiadała interesom politycznym obrońców status quo - zarówno tym z Departamentu Stanu USA, jak i tym, których zaproszono do rozmaitych okrągłych stołów. Po drugie dlatego, że komunistyczna ideologia przeszła w ciągu ostatnich 90 lat ZWYCIĘSKI marsz przez instytucje medialne i edukacyjne Zachodu. Na uniwersytetach zachodniej Europy i Ameryki, podobnie jak w redakcjach najbardziej wpływowych mediów, dominuje kawiorowa lewica, odkurzająca stale popiersie starego Marksa (jeśli już nie Stalina i Mao). Od początku lat 90. XX wieku odwiedzam regularnie księgarnie naukowe w wielkich miastach Zachodu. Zaglądam zawsze na półki z filozofią. Po krótkiej przerwie, zaraz po 1990 roku, znów króluje na nich marksizm. Teraz już nawet wydziela się dla niego osobnych regałów, obszerniej wypełnionych od całej reszty filozofii. Od Louisa Althussera do Sławoja Žižka- inspiracja marksistowska króluje. Ofiary nie są "modne"... Obecnie cesarzem tej mądrości jest Alain Badiou, francuski wielbiciel Mao. Wielkim wzięciem cieszy się wciąż Eric Hobsbawm, angielski historyk-komunista, gładko rozgrzeszający w swych syntezach zbrodnie popełnione w imię "pięknej idei". Stosunkowo nowa gwiazda to Terry Eagleton, próbujący łączyć chrześcijaństwo z twardym marksizmem. Na ogół dominuje krytyka kapitalizmu, przede wszystkim Ameryki, liberalizmu, religii, strasznego "mieszczaństwa". Wnikliwe, trzytomowe studium totalitarnej pokusy zawartej w marksizmie, opublikowane przez Leszka Kołakowskiego, dziś leży zakurzone. Mało kto do tego sięga. Wciąż dobrze sprzedaje się za to nienawiść do Zachodu, do systemu polityczno-gospodarczego i etycznego, na którym został ufundowany. A któż umiał lepiej tę nienawiść uzasadnić aniżeli stary Marks? Ofiary komunizmu nie są w tych najbardziej opiniotwórczych środowiskach "modne". Kiedy łotewska minister kultury, Sandra Kalniete, ośmieliła się upomnieć o pamięć ofiar komunizmu w czasie otwarcia wielkich targów książki w Lipsku, w 2004 roku, wzbudziła wielki europejski skandal. Jak to? Kiedy w Portugalii trwa jednocześnie zjazd światowy reprezentantów ponad 100 partii komunistycznych, Europa miałaby potępiać dziedzictwo Marksa i Lenina? Pamiętać o jakichś "ruskich chłopach" zamorzonych głodem, o zastrzelonych gdzieś polskich "reakcyjnych" oficerach, o ukrzyżowanych w imię postępu księżach? Toż to faszyzm! Zapytajmy o Koreę Północną Komunizm wciąż jest nadzieją ludzkości...Jakoś nikt z intelektualistów, którzy głoszą tę wiarę, nie chce zauważyć, że komunizm wciąż jest realizowany praktycznie - w Korei Północnej. Aż mam ochotę zapytać: czy chcecie zbudować drugą, poprawioną Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną? A może w imię swoich szlachetnych ideałów gotowi bylibyście wziąć zagłodzonych niewolników z komunistycznych obozów w tym kraju na swoje utrzymanie? Powiedzmy, po dziesięciu na jednego redaktora "Krytyki" w Warszawie, po dwudziestu na jednego profesora-marksistę z Paryża, Rzymu czy Nowego Jorku, po dwóch na każdego z ich zafascynowanych komunizmem studentów, po 100 na jednego z wpływowych redaktorów prowadzących najbogatszych dzienników, tygodników i telewizji - od BBC do CNN, aż po ich marne klony nad Wisłą. I już kilkaset tysięcy ofiar komunizmu, obecnych, cierpiących teraz, w tym momencie, mogłoby znaleźć prawdziwą ulgę... To byłoby chyba lepsze od "zawieszonej kawy" w Starbucksie. Od pytania o Koreę Północną można by zacząć rozmowę z obrońcami komunistycznej spuścizny - gdyby byli gotowi rozmawiać. Ale raczej nie są. Są gotowi potępić wszystkich innych. "Piekło to inni" - to aforyzm Jean Paul Sartre’a, francuskiego filozofa, jednego z guru kontrkulturowej rewolty lat 60., konsekwentnego wielbiciela Mao Zedonga. Tacy jak on najbardziej nie lubią rozmowy o faktach. Przypomnijmy zatem fakty. Komunizm nie zwyciężył w demokratycznych wyborach Komunizm jest ideologią starą, występującą już teoretycznie nawet w "Państwie" Platona, 24 wieki temu. Formę dojrzałej ideologii nadał komunizmowi jednak dopiero Karol Marks w połowie wieku XIX. Prorok rewolucji, zagłady starego świata, wyrażał nadzieję na stworzenie nowego, lepszego człowieka, na poprawę ludzkiej natury. I tą wielką nadzieją uzasadniał przemoc. Pierwszą lekcję dała już Komuna Paryska, w 1871 roku, dokonując egzekucji swoich wrogów, zanim sama nie została krwawo stłumiona. Nowego człowieka nie udało się jeszcze stworzyć, zabito sporo "starych" ludzi, zwłaszcza księży (w tym arcybiskupa Paryża). Ale zapamiętano nie te ofiary, tylko raczej - rzeczywiście wielkie - ofiary represji skierowanych przeciwko Komunie. Została piękna legenda. Następna próba wprowadzenia w życie komunistycznej utopii była już bardziej okazała. Dokonała się w Rosji. I tak jak w każdym następnym przypadku, komunizm nie zwyciężył w demokratycznych wyborach, ale został narzucony przemocą przez mniejszość zdeterminowanych i zorganizowanych aktywistów tej ideologii. Symboliczny pomnik Kaina Pamiętajmy: komunizm i demokrację, podobnie jak komunizm i wolność, łączy tylko to pytanie, które najdobitniej sformułował wódz rewolucji w Rosji, Lenin. Pytanie brzmi: kto kogo? To jest sama esencja komunizmu - walka na śmierć i życie, przede wszystkim na śmierć. Albo komunizm, albo demokracja. Albo komunizm, albo wolność. Do zwycięstwa rewolucji w Rosji potrzebne było Leninowi stworzenie pierwszej totalitarnej policji politycznej w świecie: CzK (Czerezwyczajnaja Kommissja- Nadzwyczajna Komisja), na czele której miesiąc po przewrocie w Piotrogrodzie, w 1917 roku, postawił Feliksa Dzierżyńskiego. Kto chce zobaczyć, jak działała ta organizacja, może poszukać filmu Aleksandra Rogożkina "Czekista"(1992). To najdosłowniej pokazany taśmociąg zabijania. Tylko w latach 1937-1938 funkcjonariusze tego urzędu (już pod nazwą NKWD) rozstrzelali ponad 670 tysięcy "wrogów". Rozstrzeliwania jednak nie wystarczały. Komunizm potrzebował natychmiast wykonać następny krok: prawa ręka Lenina w dziele rewolucji, Lew Trocki, wydał w już 1918 roku rozkaz stworzenia obozów koncentracyjnych. Pierwszy powstał w Swijażsku pod Kazaniem. Trocki kazał tam, w środku obozu, zbudować pomnik, pomnik Kaina - jako symbol buntu człowieka przeciw Bogu. GUŁAG - bunt przeciwko Bogu I rzeczywiście, GUŁAG - system obozów, zapoczątkowany przez Trockiego - jest najbardziej wstrząsającym pomnikiem buntu człowieka przeciwko Bogu, a ściślej przeciw piątemu przykazaniu: nie zabijaj. Obrońcy komunizmu chętnie przypominają, że przecież wcześniej były już obozy koncentracyjne - Anglicy tworzyli je podczas wojny z Burami na południu Afryki. To prawda. Ale trzymajmy się faktów: obozy brytyjskie miały odizolować ludność cywilną od partyzantów tylko na czas wojny. Zaraz po wojnie zostały rozwiązane. Zmarło w nich, z powodu chorób i niedożywienia, 27 tysięcy ludzi. To była zbrodnia, choć niezaplanowana. Obozy w Kraju Rad "pracowały" przez ponad 70 lat. Zginęło w nich, jak obliczył Robert Conquest, co najmniej 42 miliony ludzi. Jeśli obozy angielskie w Afryce Południowej były zbrodnią, to czym były obozy, które miały zbudować komunizm? Po Związku Sowieckim okazały się "potrzebne" w Chinach (kolejne dziesiątki milionów ofiar), w Wietnamie, na Kubie, w Korei, w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Polsce... Każda z tych ofiar miała imię i nazwisko, każdy był kimś, jak choćby Osip Mandelsztam, największy rosyjski poeta XX wieku (zamęczony w GUŁAG-u w 1938 r.), albo jak Wasyl Stus, największy poeta ukraiński XX wieku (zamęczony w GUŁAG-u w 1985 r., kiedy Związkiem Sowieckim rządził już Gorbaczow)... Kolby i brak wiary w wyższość komunizmu Były jeszcze inne wielkie "eksperymenty" budowania nowego człowieka sowieckiego w procesie modernizacji całego społeczeństwa: likwidacja religii, "rozkułaczanie" i kolektywizacja wsi, walka z elementem "nacjonalistycznym" ukraińskim (operacja "Wielki Głód") czy polskim (operacja polska NKWD z 1937 roku: 111 091 osób rozstrzelanych). Podczas każdej z tych operacji zanotowano od kilkuset tysięcy do kilku milionów ofiar śmiertelnych. Potem, w imię wzmocnienia ojczyzny światowego proletariatu, potrzebne było sprzymierzenie z Hitlerem. Czerwona gwiazda obok swastyki, czerwony sztandar III Międzynarodówki obok brunatnego symbolu III Rzeszy. Pakt Ribbentrop-Mołotow, rozbiór Polski i agresja na Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię. Znowu masowe wywózki, egzekucje, aż w końcu symbol tej serii sukcesów Kraju Rad: zbrodnia katyńska. Potem kończy się przyjaźń z Hitlerem, zaczyna się wojna - uwieńczona zdobyciem połowy Europy. W Warszawie, Pradze, Budapeszcie, Sofii czy Bukareszcie triumfuje komunizm. Ale nie dlatego, że chcieli tego obywatele krajów tej części Europy, tylko dlatego, że został im ten system narzucony: obcą, idącą z Kraju Rad przemocą. Oni nie chcieli tej "pięknej idei". Trzeba było dopiero, jak to zapisał Miłosz, sowieckimi kolbami wybić im z tych zakutych łbów "alienację", czyli brak wiary w wyższość komunizmu nad wolnością i "starą" tożsamością. "Wygłodniała hołota z Europy Wschodniej" Zewnętrzna, imperialna, sowiecka przemoc wsparła mniejszościowe organizacje komunistyczne w podbitych krajach, dała im władzę. Korzystając z oparcia o czerwoną Moskwę, o jej Armię Czerwoną i dywizje NKWD (np. w Polsce do 1947 r. stacjonowały dwie dywizje NKWD), organizacje te - takie jak "nasza" PPR, potem PZPR - krzepły, rozrastały się, chroniły swoim aparatem przemocy, swoimi "czekistami", budowały obozy dla swoich "wrogów", rozstrzeliwały ich, zabijały na ulicy - jak w 1956, 1970 czy w latach 1981-1982. Stawały się silne, także liczebnie. Te miliony ludzi, ludzi, którzy zajmowali kluczowe w całej strukturze władzy stanowiska, były zainteresowane tym, żeby komunizm nie został potępiony, bo wraz z tym zakwestionowany zostałoby ich dobre samopoczucie, a także więzy łączące ich z wujkami i mamusiami z NKWD, UB, KPZR, z nomenklatury... Byli w kontrolowanych przez siebie społeczeństwach zbyt silni, żeby na to pozwolić. Z kolei, kiedy było już jasne, że system komunistyczny przegra globalną rywalizację z Zachodem, przywódcy polityczni państw zachodnich - tacy jak George Bush senior, jak François Mitterand - chcieli tylko, by uniknąć przy tym kłopotów i nowej odpowiedzialności za "wygłodniałą hołotę z Europy Wschodniej". Komunizm i nadzieje elit Niech już tam lepiej Związek Sowiecki nie rozwiązuje się za wcześnie - wzywał Bush w czasie swej wizyty w Kijowie, w 1991 roku. Moskwa, choćby i "czerwona", to przynajmniej jest stabilny partner do międzyimperialnych gier. To jest także partner do znakomitych interesów ekonomicznych, jak o tym wiedział choćby rozwijający współpracę gazową z Moskwą Breżniewa kanclerz RFN Helmut Schmidt. Najbardziej cyniczna Realpolitik i nadzieja na korzyści biznesowe zamyka oczy na zbrodnie komunizmu. Przywiązanie intelektualnych elit Europy Zachodniej i Ameryki do własnych ideologicznych nienawiści nie pozwala umrzeć ich nadziei na to, że komunizm jest jednak piękną alternatywą dla świata, który te elity chciałyby zniszczyć. To, że ta alternatywa była już budowana w praktyce, budzi tym większą ich dumę. Komunizm jest wspaniały dlatego - powtarzał Hobsbawm - ponieważ przestał być teorią i stał się praktyką. A że ta praktyka zabijała miliony, tym gorzej dla ofiar tego "wspaniałego eksperymentu". Andrzej Nowak ----- Prof. Andrzej Nowak jest historykiem, publicystą, wykładowcą UJ, profesorem zwyczajnym w Instytucie Historii PAN.