Stan zdrowia białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenki jest w ciągu ostatnich kilku dni stał się jednym z głównych tematów. Oprócz spekulacji odnośnie tego, co właściwie dolega prezydentowi Białorusi i napływających informacji o jego pogarszającej się formie, zaczęto się również zastanawiać, co się stanie w przypadku kiedy Łukaszenka umrze. Były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Iwan Stupak przedstawił możliwy - według niego - scenariusz, jaki może spotkać Białoruś po śmierci Łukaszenki. Odniósł się do sytuacji z Rumunii. Były funkcjonariusz SBU. "Sytuacja na Białorusi szybko się zmieni" - KGB to lokalna białoruska siła. Jednak co ciekawe - na przykład w Rumunii, kiedy reżim Ceausescu (byłego prezydenta Rumunii - red.) zaczął pękać w szwach, dosłownie w sześć dni jego reżim upadł, prezydent został zastrzelony. Securitate, ich służba specjalna, która miała większy zasięg, skalę i okrucieństwo niż białoruskie KGB, nie wytrzymała zamieszek - podał Stupak, którego wypowiedź cytuje agencja Unian. Według byłego funkcjonariusza SBU podobny los, czyli upadek reżimu, może spotkać Białoruś. - Jeśli protesty wystąpią wśród zwykłych Białorusinów, jeśli dołączą do nich także ludzie z pułku Kastusia Kalinouskiego, którzy teraz walczą dla Ukrainy, to jestem pewien, że sytuacja na Białorusi szybko się zmieni - wyjaśnił Stupak. Zły stan zdrowia Alaksandra Łukaszenki Spekulacje o tym, że ze zdrowiem białoruskiego przywódcy może być źle, zaczęły pojawiać się 9 maja, kiedy brał udział w obchodach Dnia Zwycięstwa na Placu Czerwonym w Rosji. W mediach zaczęły pojawiać się komentarze, że Łukaszenka wyglądał na zmęczonego lub chorego. Doradca ukraińskiego MSW Anton Heraszczenko przekazał wówczas na Twitterze, że prezydent Białorusi nie brał udziału w lunchu zorganizowanym przez Putina, a na lotnisko udał się w asyście karetki. O Łukaszence zaczęło się robić coraz głośniej, kiedy po powrocie do kraju dosłownie zniknął z przestrzeni publicznej. Przywódca po raz pierwszy od 29 lat nie wygłosił swojego tradycyjnego przemówienia w Mińsku z okazji 9 maja. Pojawiły się nawet spekulacje, że mógł on zostać otruty. Jak podała w sobotę "Nasza Niwa" Alaksandr Łukaszenka oraz jego kilku bliskich współpracowników, mają jakiś rodzaj grypy - wszyscy zachorowali w jednym czasie. - Z bliskiego mu kręgu jeszcze kilka osób zachorowało i opadło z sił. O ile rozumiem, jest to coś wirusowego - zaznaczył w rozmowie z gazetą rozmówca. Tego samego dnia białoruskie Euroradio i kanał "Białoruski Hajun" przekazało, że prezydent Białorusi trafił do szpitala. Łukaszenka ma przebywać w Republikańskim Klinicznym Centrum Medycznym, zwanym "kliniką prezydenta".