W kwietniu prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o zasadach ustalania kolejności obsadzania mandatów posłów do Parlamentu Europejskiego wybieranych na kadencję 2019-2024. Nowe prawo było potrzebne z prostego powodu - wciąż nie wiadomo kiedy, i czy w ogóle Wielka Brytania opuści Unię Europejską. A właśnie od brexitu uzależniona była zmiana liczby wybieranych europosłów. Po brexicie mieliśmy wybrać o jednego europosła więcej - czyli 52. Sęk w tym, że do brexitu nie doszło. Wobec tego wybierzemy, tak jak do tej pory, 51 europosłów. Jeden natomiast znajdzie się na liście rezerwowej. Będzie "europosłem widmo", który obejmie mandat dopiero wtedy, kiedy Wielka Brytania opuści Unię Europejską, bo taki scenariusz wciąż zakłada Wspólnota. Nie wiadomo natomiast, kiedy to nastąpi. Kto jednak zostanie w "poczekalni"? Zastosowane zostaną przepisy specjalnej ustawy, określającej zasady, na jakich wskazany zostanie ten z wybranych w najbliższych wyborach europosłów, który początkowo nie obejmie mandatu. Zgodnie z tą niedawno wprowadzoną w życie ustawą, PKW po ustaleniu wyników wyborów do PE ustala, któremu komitetowi wyborczemu przypadnie 52. mandat. Następnie PKW ma też ustalić, który spośród posłów do PE wybrany z list tego komitetu uzyskał najmniejszą liczbę głosów. Zgodnie z nowymi przepisami to ten poseł znajdzie się w "poczekalni". Tymczasem procedury ustalania obsady mandatów są doprecyzowane i opierają się na Kodeksie wyborczym. Cały wybór konkretnych nazwisk składa się z czterech etapów. Pierwszym jest ustalenie, które komitety przekroczyły próg wyborczy. Po tym kroku znane są komitety, które uczestniczą w podziale mandatów. Drugi krok to podział mandatów między uprawnione komitety wyborcze. Po nim znana jest liczba mandatów, które danym komitetom przypadają w skali całego kraju. Trzeci krok to podział mandatów przypadających komitetowi między jego listy okręgowe. Po nim znane są liczby mandatów przypadające na każdą listę okręgowego komitetu. Czwarty, finalny krok to przyznanie mandatów kandydatom z listy okręgowej. Rzecz jasna trafiają one do kandydatów, którzy zdobyli największą liczbę głosów. Krok ten wykonuje się dla wszystkich list okręgowych, którym przypadły mandaty. Krzysztof Lorentz z KBW: - Wybory są proporcjonalne. Głosujemy na listy, to zasada ogólnounijna. Nie ma tutaj sztywno przypisanej liczby mandatów. Dlatego że w pierwszych etapach to cały kraj jest jednym wielkim okręgiem. Próg wyborczy wynosi 5 proc. zarówno dla komitetów jak i koalicji. 52 mandaty przysługujące Polsce zostaną podzielone proporcjonalnie w skali całego kraju. Kwestię tego 52. mandatu określają odrębne przepisy. Lorentz przypomniał jako ciekawostkę, że podobna sytuacja miała już miejsce w 2009 roku. Wówczas po ratyfikacji traktatu lizbońskiego okazało się, że Polsce przysługuje dodatkowy mandat europosła. Dodatkowy mandat trafił w polskie ręce w 2011 roku. Jak podawała wówczas Polska Agencja Prasowa, zgodnie z analizą PKW mandat ten powinien obsadzić kandydat z listy Komitetu Wyborczego PSL w Lublinie, który otrzymał największą liczbę głosów. W wyborach w 2009 r. najwięcej głosów w tym okręgu uzyskał Edward Wojtas (ponad 1,2 tys. głosów, tj. ponad 49 proc. w okręgu). Wojtas zginął jednak w katastrofie smoleńskiej. W związku z tym dodatkowy mandat objął kandydat z tej samej listy, który otrzymał kolejną największą liczbę głosów. Okazał się nim Arkadiusz Bratkowski, na którego głosowało 8,75 proc. wyborców okręgu. Tymczasem Wielka Brytania opuszczając UE zwolni 73 mandaty europosłów. W związku z tym już w czerwcu 2018 r. ustalono, że liczba euromandatów zmniejszy się z 751 do 705; 46 mandatów zostanie zamrożonych na potrzeby rozszerzania się UE w przyszłości. Pozostałe 27 mandatów zostanie rozdzielone pomiędzy 14 krajów UE, które obecnie są niedoreprezentowane. Po pięć dodatkowych mandatów otrzymają Francja i Hiszpania, po trzy mandaty - Włochy i Holandia, a dwa dodatkowe mandaty przypadną Irlandii. Po jednym dodatkowym mandacie otrzymają Szwecja, Austria, Dania, Finlandia, Słowacja, Chorwacja, Estonia, Rumunia i Polska.