Prawo i Sprawiedliwość na Podkarpaciu rządzi od 2013 roku. To wtedy w wyniku afery korupcyjnej władzę straciła koalicja PO-PSL-SLD. Dziś PiS ma tam samodzielną większość, a Podkarpacie stało się jednym z niekwestionowanych bastionów partii. Jeszcze niedawno sytuacja PiS w kampanii samorządowej była na tyle niepewna, że politycy i działacze partii załamywali ręce, że nawet utrzymanie władzy na Podkarpaciu stoi pod znakiem zapytania. Nie wspominając już o pozostałych sejmikach, w których dziś PiS współrządzi. Wybory samorządowe 2024 i kandydat PiS w Rzeszowie W samym Rzeszowie sytuacja była na tyle kiepska, że do ostatniej chwili PiS nie był pewien, czy w ogóle wystawi tam kandydata na prezydenta. Obecnie urzędujący prezydent Konrad Fijołek pełni swoją funkcję od trzech lat (został wybrany w przedterminowych wyborach) i ma wsparcie większości partii, wchodzących w skład koalicji rządowej. Co ciekawe z poparcia dla Fijołka wycofał się PSL, który w tych wyborach wystawił własnego kandydata posła Adama Dziedzica. Nie zmienia to jednak faktu, że małe są szanse, by Fijołek nie wygrał wyborów w pierwszej turze, więc w PiS zastanawiano się, czy wystawianie kandydata "na straceńczą misję" w ogóle ma sens. Bo choć Podkarpacie to region, gdzie PiS wygrywa w wyborach do Sejmu czy sejmików, to w samym Rzeszowie wygląda to inaczej. Zarówno Konrad Fijołek w 2021 roku jak i Tadeusz Ferenc w 2018 roku wygrywali wybory w pierwszej turze, nie dając szans swoim kontrkandydatom z PiS. Po namyśle uznano jednak, że kampania prezydencka może wspomóc kampanię sejmikową, która jest dla partii bardzo ważna. PiS wybrało wieloletniego samorządowca Waldemara Szumnego. Jego kandydaturę ogłoszono 20 lutego, czyli bardzo późno, patrząc z punktu widzenia wyborczego kalendarza. Kto wygra wybory samorządowe w Rzeszowie? Marcin Warchoł, poseł Suwerennej Polski z Podkarpacia, który sam startował w wyborach na prezydenta Rzeszowa w 2021 roku uważa, że PiS obroni swój stan posiadania na Podkarpaciu. - Wygraliśmy wybory do sejmiku w 2014 i w 2018 roku i wygramy teraz. Dziś mamy 25 radnych na 33 miejsca w sejmiku i absolutnie, wbrew wszystkim wątpliwościom, które gdzieś się czasem pojawiają, jestem przekonany, że ten wynik powtórzymy - mówi Interii. Skąd ta pewność? - Rozmawiam z ludźmi i widzę, jak są wkurzeni tym, co robi nowy rząd, jak próbuje wycofywać się z inwestycji lokalnych, które PiS rozpoczął. W ciągu ostatnich czterech lat nasz rząd przeznaczył 120 miliardów złotych na inwestycje na Podkarpaciu. To widać na każdym kroku - dodaje. Co ciekawe, Marcin Warchoł uważa, że w samym Rzeszowie druga tura nie jest wcale wykluczona. - Konrad Fijołek jest nieudolnym prezydentem, który niewiele robi, nie wykorzystuje pięciu minut Rzeszowa, który w momencie wybuchu wojny na Ukrainie stał się kluczowym miejscem w Polsce. On zawiódł wszystkich, nawet swoich koalicjantów, skoro ludowcy wystawili mu kontrkandydata - mówi Warchoł. Nowa taktyka PiS na wybory samorządowe PiS w wyborach samorządowych wybrał strategię schodzenia z linii strzału. Tam, gdzie mógł wystawił kandydatów niekontrowersyjnych, młodych, którzy maja się wykazać, zbudować sobie popularność w okręgach. Są też miasta, gdzie zrezygnował z wystawiania partyjnych kandydatów i postanowił poprzeć lokalnych działaczy. Media rozpisywały się o tym, że w tych wyborach kandydaci PiS nieszczególnie chwalą się przynależnością partyjną i szyldem partii. Z naszych rozmów z politykami PiS wynika, że to celowe działania. PiS dąży do obniżenia temperatury sporu w tych wyborach, co ma się przełożyć na mniejszą mobilizację elektoratu antyPiS. - Uczymy się na błędach i nie chcemy pozwolić na powtórkę z tej antyPiSowskiej fali, którą obserwowaliśmy w wyborach parlamentarnych - przyznaje nam jeden z posłów PiS. Dlatego też kampania samorządowa PiS wygląda tak, jak gdyby jej nie było. Do tego dochodzi jeszcze czynnik finansowy. Partia wiedząc, że w tych wyborach chodzi głównie o minimalizowanie strat, niespecjalnie inwestowała w kampanię, zarówno poszczególnych kandydatów jak i tę sejmikową. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj. Wyciąganie wniosków widać też na innym polu. Posłowie PiS w rozmowach z dziennikarzami, także tych nieoficjalnych, zaniżają raczej oczekiwania niż je windują. Czyli inaczej niż w wyborach parlamentarnych, gdzie prezes PiS przekonywał publicznie, że w wewnętrznych badaniach mają "czwórkę z przodu". Szanse PiS w wyborach samorządowych 2024 Dziś politycy akcentują w rozmowach fakt, że żadnego sejmiku nie mogą być pewni, że "wszystko może się zdarzyć" i wszędzie (nawet na Podkarpaciu) prowadzą "walkę o życie". W obliczu ostatnich sondaży, sytuacja PiS, choć nadal trudna, to nie wygląda tak źle jak jeszcze miesiąc czy dwa miesiące temu. Potwierdza to także Marcin Palade, specjalista od badań i geografii wyborczej. - Poza Podkarpaciem w grze dla PiS jest nadal pięć sejmików, gdzie większość rozstrzygnie się o pojedyncze mandaty. Wraca pytanie o zdolność koalicyjną PiS i tego, czy będzie w stanie porozumieć się np. z Konfederacją, która w kilku sejmikach może mieć decydujący mandat - wskazuje. - Dużo będzie także zależało od wyniku Trzeciej Drogi, która słabnie w ostatnich dniach. Do tego niższa frekwencja oznacza większy udział twardego elektoratu, więc sytuacja jest dynamiczna - mówi. To właśnie słabnące sondaże Trzeciej Drogi powodują, że PiS patrzy na sejmiki z większym optymizmem niż chwilę po wyborach parlamentarnych. Wówczas istniało duże ryzyko "wypłaszczenia" wszystkich wyników i tego, że Koalicja Obywatelska, PiS oraz Trzecia Droga miałyby zbliżone do siebie wyniki. Tak jak w 2014 roku, gdy PiS dostało niecałe 27 proc., Platforma nieco ponad 26 proc. a PSL niespodziewanie uzyskało poparcie na poziomie prawie 24 proc. Zbliżone wyniki sprawiły, że w większości sejmików zawiązały się koalicja PO-PSL, a PiS mógł rządziło tylko na Podkarpaciu. Przy wysokim wyniku Trzeciej Drogi powtórka tamtego scenariusza była bardzo prawdopodobna. Im jednak Trzecia Droga oddala się od wyniku w okolicach 20 proc. (w ostatnich sondażach jest w okolicach 10-13 proc.), tym spokojniejsi wydają się politycy PiS. Kłótnie w koalicji a negocjacje w sejmikach Krzysztof Sobolewski, poseł PiS z Podkarpacia wskazuje na jeszcze jeden czynnik, który dziś nie jest brany pod uwagę. Mówi, że lokalne relacje między koalicjantami, którzy tworzą dziś rząd, nie wszędzie wyglądają różowo. - W wielu miejscach mogą pojawić się zgrzyty, więc nawet po ogłoszeniu wyniku wyborów sejmikowych, trzeba będzie cierpliwie poczekać na to, jak się potoczą rozmowy i negocjacje koalicyjne. Może być naprawdę różnie - wskazuje. Jego zdaniem jest szansa na utrzymanie przez PiS kilku sejmików, a nie tylko jednego. Myśląc o układankach powyborczych i tworzeniu koalicji w sejmikach politycy PiS cieszą się po cichu z tego, jak koalicja rządząca rozegrała kwestię aborcji. Marszałek Hołownia odłożył prace nad wszystkimi projektami aborcyjnymi na czas "po wyborach", czyli na kwietniowe posiedzenie Sejmu. - Akurat wtedy będą się toczyły decydujące rozmowy koalicyjne w sejmikach, a na Wiejskiej będziemy mieć awanturę między koalicjantami o aborcję. Dla nas to dobra wiadomość. Gdzie trzech koalicjantów się bije, tam może skorzystać opozycja - mówi jeden z polityków PiS. Kamila BaranowskaZobacz raport specjalny: Wybory samorządowe 2024.