Chociaż organizatorzy zadeklarowali rozpoczęcie marszu w samo południe, część zebranych nawet nie próbowała dotrzeć na miejsce zbiórki przy Rondzie im. Romana Dmowskiego. Trudno jednak się dziwić, skoro niemal wszystkie wyjścia z pasażu handlowego, który mieści się tuż obok kultowej "patelni" i wyjścia z metra były dosłownie zatkane. Przejście pod scenę, na której przemawiali politycy z pierwszych stron gazet - ustawionej przy rondzie od strony Pałac Kultury - było zwyczajnie niemożliwe. Organizatorzy zgromadzenia zadbali jednak, żeby słowa takich polityków jak Donald Tusk, Rafał Trzaskowski czy Włodzimierz Czarzasty dotarły do zgromadzonych: na trasie przemarszu ustawiono telebimy i głośniki. Nie obyło się jednak bez problemów technicznych. Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Marsz Miliona Serc. "Błąd Rafała Trzaskowskiego" - Nie było szans dostać się na początek. Metro było zapchane. Błędem Rafała Trzaskowskiego jest, że nie udostępnił transportu publicznego w gratisie. Bramki były pozamykane, kolejki duże - relacjonuje Henryk Raczyński, którego Interia spotkała już na trasie marszu, przy Rondzie ONZ. - Ludzie nie mogli dojechać. Nie może być tak, że nic nie słyszymy, bo jest opóźnienie w głośnikach. Dźwięk się dublował, więc dochodziło do zakłóceń - dodał. To jedyne krytyczne słowa, jakie od niego usłyszeliśmy. Rozmówca Interii, wraz ze swoimi towarzyszkami, nie jest żadnym debiutantem. To warszawiak, który wyszedł na ulice już 4 czerwca. Mówi kolejna z manifestujących, Anna Klukowska: - Wydaje nam się, że jest dużo więcej ludzi niż wcześniej. Czekamy na przód, bo w czerwcu próbowaliśmy startować z miejsca zbiórki i nie udało się ruszyć przez dwie godziny - stwierdziła. Niezależnie od wielkości tłumu i ograniczeń zasięgu sieci komórkowej, uczestnicy stosowali się do poleceń obsługi zapewnionej przez organizatora. - Przede wszystkim dbamy o przejście dla jadących, kierujemy ludźmi. Na początku były dwa korytarze, żeby najważniejsi politycy mogli się bezpiecznie przemieścić - powiedziała Interii Monika Mirosz należąca do Straży Marszu. Marsz Miliona Serc w Warszawie. Od plakatu po seicento Z wyjątkiem jednego transparentu z napisem "Folksdojcze do Berlina" podczas Marszu Miliona Serc nie było widać przeciwników opozycji czy Platformy Obywatelskiej. Dlatego politycy z ekipy Donalda Tuska czuli się w Warszawie jak ryby w wodzie. - Kiedy wysiadłem z autobusu na Rondzie Radosława, przez godzinę nie mogłem ruszyć się z miejsca. Dosłownie nie dało się zrobić kroku ani w lewo, ani w prawo. Wszyscy robili zdjęcia, chcieli się przywitać - relacjonuje dla Interii Bartosz Arłukowicz, jeden z najbliższych współpracowników szefa PO. Jak podkreśla, podobnie było już dzień wcześniej. Polityk przekazał nam, że w drodze ze Szczecina trudno było mu nawet coś zjeść, bo podczas przerwy w podróży ludzie zatrzymywali się, żeby z nim porozmawiać. Z popularności marszu trudno było nie skorzystać nie tylko zawodowym politykom, ale i debiutantom. Tuż przy samym Rondzie ONZ, gdzie na początek manifestacji czekało mrowie uczestników, wisiał m.in. wielki transparent wyborczy Pawła Kasprzaka, lidera Obywateli RP, startującego z list Nowej Lewicy. Ale kandydaci i politycy nie ograniczali się jedynie do materiałów wyborczych, które miały zobaczyć tysiące ludzi. Wielu ruszyło ramię w ramię razem ze swoimi potencjalnymi wyborcami. - Frekwencja daje dobry prognostyk, również na wybory 15 października. Widać, że Polska jest otwarta, uśmiechnięta. Ma twarze ludzi, którzy przyjechali dzisiaj do Warszawy. Oni chcą, żeby kraj był przyjazny - komentował na gorąco Konrad Frysztak z PO, którego spotkaliśmy w okolicach Hali Mirowskiej. Mniej więcej w tym samym miejscu można było się natknąć m.in. na Sebastiana Kościelnika, kandydata na posła i słynnego kierowcę seicento, który zderzył się z kolumną Beaty Szydło w 2017 r. w Oświęcimiu. - Pomysł zrodził się przypadkiem. Chciałem postawić swój samochód w okolicach przemarszu i napisać coś na banerze. Padło akurat na "pancerne seicento" - opowiada Interii kandydat KO na posła. - Auto stanęło pod Halą Mirowską w sobotę rano. Podczas marszu spotkałem się z wyrazami wsparcia, przede wszystkim od osób wpłacających na tę nieszczęsną zbiórkę (chodziło o zbiórkę na nowe auto dla Kościelnika, jej organizator nie przekazał środków i usłyszał zarzuty - red.). Byli ludzie znani mi z Twittera, chcieli podać dłoń, powiedzieć kilka dobrych słów. Pomysł chyba się udał i wypalił - cieszy się Kościelnik. Z okazji skorzystała również m.in. AgroUnia. Chociaż Michał Kołodziejczak przemawiał obok Donalda Tuska, jego działacze rozdawali zgromadzonym jabłka na skrzyżowaniu ul. Jana Pawła II i Stawki. - Ludzie bardzo miło nas przyjęli. Widać poparcie. Manifestujący mówią nam, że problemy rolników są bardzo ważne, co nas cieszy. Wspieramy Marsz Miliona Serc, bo przede wszystkim jesteśmy za wolnością i za demokratyczną opozycją - powiedziała Interii Natalia Żyto, rzeczniczka AgroUnii oraz jedna z kandydatek KO. Marsz Miliona Serc przeszedł przez Warszawę. Spór o frekwencję Manifestacja organizowana przez Koalicję Obywatelską cieszyła się powodzeniem wśród Polaków z różnych części kraju. - Szliśmy od początku, przyjechaliśmy z Kalisza. Warto było, marsz spełnił nasze oczekiwania. Trzeba było szukać bocznych uliczek, bo tłum był gęsty - usłyszeliśmy od uczestników, którzy przyjechali do Warszawy z Kalisza. Byli też warszawiacy, którzy spontanicznie decydowali się dołączyć do manifestacji. - Sprzeciwiam się rządom PiS, demontażowi demokracji, zmianom w sektorze edukacyjnym. Popieram też prawa kobiet. Jest bardzo fajnie, pogoda idealna - powiedział Interii jeden z mieszkańców stołecznego Żoliborza. - Ani gorąco, ani zimno. Dołączyliśmy pod koniec marszu, mieszkamy kilometr stąd. Jestem wyborcą opozycyjnym, ale nie wiem jeszcze, na kogo zagłosuję - podkreślił. Niezależnie od pobudek czy miejsca, w którym poszczególne osoby dołączały do marszu, jeszcze przed zakończeniem wydarzenia wybuchł spór dotyczący frekwencji. Przed godziną 13:00, tuż po tym jak czoło marszu ruszyło z centrum Warszawy, policja, opierając się na swoich nieoficjalnych szacunkach, podała, że na rondzie Dmowskiego jest 60 tysięcy osób. Według tego źródła łącznie na trasie przemarszu było do 100 tysięcy osób. Stołeczne Centrum Bezpieczeństwa ratusza podało z kolei, że w kulminacyjnym momencie marszu wzięło w nim udział ok. milion osób. - Było morze ludzi, uśmiechniętych, szczęśliwych. Informacje o tym, że przyszło 100 tys. osób to żenada - w rozmowie z Interią podsumował Bartosz Arłukowicz. "Jest góra 90-130 tys. Podobnie jak na Marszu Niepodległości. Znacznie mniej niż 4 czerwca i pierwszych marszach KOD. Wszyscy, którzy podają te bajki o milionie nie mają wstydu" - stwierdził z kolei Patryk Jaki z Suwerennej Polski we wpisie w serwisie X. Jakub Szczepański *** Czytaj także: Wybory 2023. Tak wypełnisz kartę wyborczą, by głos był ważny Jak głosować poza miejscem zameldowania? Masz czas do 12 października Jak zagłosować za granicą? Nie wszędzie wystarczy dowód osobisty Sprawdź, czy jesteś w rejestrze wyborców. Bez tego nie oddasz głosu *** TWÓJ GŁOS MA ZNACZENIE. Dołącz do naszego wydarzenia na Facebooku i śledź aktualne informacje w trakcie kampanii wyborczej!