Wołodymyr Zełenski na okładce "Time". Dziennikarz spędził z nim dwa tygodnie
Poczucie humoru u Wołodymyra Zełenskiego nie zmieniło się. Ale dwa tygodnie wojny sprawiły, że jest trudniejszy w kontaktach, szybciej się złości i oswoił się z ryzykiem - pisze dziennikarz tygodnika "Time" Simon Shuster. Reporter spędził dwa tygodnie "W świecie Zełenskiego", rozmawiając bezpośrednio z prezydentem i osobami z jego sztabu. Przywódca Ukrainy znalazł się na słynnej okładce tygodnika.
Simon Shuster przez dwa tygodnie obserwował codzienne życie Wołodymyra Zełenskiego i jego najbliższych doradców. Dziennikarz opuścił Kijów 55. dnia inwazji, przed kulminacją rosyjskiej ofensywy na wschodzie kraju. Zełenski określał, że bitwy o Donas i Mariupol "będą starciami na pełną skalę". - Jeśli wytrzymamy, będzie to dla nas decydujący moment. Punkt krytyczny - mówił Zełenski 19 kwietnia.
Dziennikarz w swoim tekście zatytułowanym "W świecie Zełenskiego" skupia się na pierwszych dniach inwazji i decyzji prezydenta Ukrainy o nieopuszczaniu kraju. W pierwszych godzinach wojny ukraińskie służy uzyskały informacje o grupie spadochroniarzy, którzy wylądowali w Kijowie. Ich celem było zabójstwo lub schwytanie Zełenskiego i całej jego rodziny. - Przed tą nocą takie rzeczy widzieliśmy tylko w filmach - zapewniał szef biura ukraińskiego prezydenta Andrij Jermak.
Wojna w Ukrainie. Prezydent wyszedł na ulice Kijowa
Doradcy Zełenskiego ostrzegali go, że w prezydenckiej rezydencji będzie narażony na ataki snajperów i ostrzał. Pierwszej nocy politycy oraz doradcy, jak i sam prezydent otrzymali kamizelki kuloodporne i karabiny szturmowe. Niektórzy po raz pierwszy w życiu trzymali w ręku broń. - To był dom wariatów. Automaty dla każdego - relacjonował Ołeksij Arestowycz doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy ds. bezpieczeństwa.
Ewakuację Zełenskiego z Kijowa proponowali Amerykanie i Brytyjczycy. Jednym z rozwiązań było stworzenie rządu na uchodźstwie, prawdopodobnie w Warszawie. W odpowiedzi Zełenski stwierdził, że "nie potrzebuje podwózki, ale amunicji". Jego słowa znalazły się w depeszach prasowych we wszystkich mediach na świecie.
Prezydent Ukrainy nie posłuchał ochroniarzy i ekspertów do spraw bezpieczeństwa. Nie opuścił kompleksu prezydenckiego, nie schronił się w bunkrze. Zamiast tego, drugiego dnia inwazji, wyszedł na ulice Kijowa razem z m.in. premierem Denysem Szmyhalem i Andrijem Jerkamkiem.
"Jesteśmy w Kijowie, bronimy Ukrainy i tak będzie dalej. Chwała naszym obrońcom" - mówił na udostępnionym nagraniu w mediach społecznościowych.
Zełenski zrozumiał, że jest symbolem
W wywiadzie dla "Time" Zełenski podkreślał, że zrozumiał swoją rolę w wojnie i fakt, że ludzie bacznie obserwują każdy jego ruch. - Rozumiesz, że oni cię oglądają. Jesteś symbolem. Musisz działać jak głowa państwa - zapewniał.
Jego apel z ulic miasta trafił do ukraińskich dowódców, którzy uciekli ze swoich jednostek. "Nie groził, ani nie stawiał ultimatum. Jeśli potrzebowali czas na ewakuację ich rodzin, pozwalał na to. Poprosił ich o dalszą obronę kraju. Większość z nich wróciła" - podkreśla Shuster.