Rosyjscy żołnierze głodują. "Jest jak w oblężonym Leningradzie"
Brak żywności, mundurów, a nawet broni. Tak wygląda codzienność rosyjskich żołnierzy wysłanych na linię frontu. Ich krewni i przyjaciele są zmuszeni do organizowania zbiórek, aby ci nie umarli z głodu. - Jest jak w oblężonym Leningradzie - mówi jeden ze zmobilizowanych.
- Zamiast szkolić się na południu kraju, zgodnie z obietnicą, od razu zostali przeniesieni na front! Czyli kilka dni ćwiczeń na poligonie i sprowadzono ich prosto w strefę "operacji specjalnej" - mówi żona jednego ze zmobilizowanych w Tiumieniu.
Bliscy zmobilizowanych dążą tylko do jednego - powrotu mężczyzn z linii frontu. Nie otrzymali oni jednak żadnej odpowiedzi na apele kierowane na infolinię do MON i prokuratury wojskowej.
Mobilizacja w Rosji. Kromka chleba jako luksus
Brat Tatiany jest w strefie działań wojennych od września, a niektórzy jej znajomi, którzy wcześniej podpisali kontrakt, są tam od marca. Według nich brak żywności i umundurowania w armii rosyjskiej trwa od początku wojny.
- Jest bardzo źle, brakuje im wszystkiego. Żywności, wody, sprzętu, mundurów, lekarstw, amunicji. Nie mają żadnych karabinów maszynowych, nic. Są w strefie działań wojennych i nie mają broni. Nie tylko mój brat tak mówi. Rozmawiam z kilkunastoma osobami stamtąd - chłopaki narzekają, że wszystkiego brakuje. Dlatego organizujemy tu, w Tomsku, zbiórki na jedzenie, kupujemy namioty, siatki kamuflażowe, krótkofalówki. Kiedy chłopaki dzwonią do mnie przez wideorozmowę, widzę to wszystko na własne oczy - mówi kobieta.
Jak podkreśla, wszelka pomoc jest dostarczana bezpośrednio do żołnierzy, z pominięciem dowództwa, do którego mieszkańcy Syberii nie mają zaufania. Sytuacja jest na tyle trudna, że kromka chleba na linii frontu uważana jest za luksus.
- Ci, którzy wyjechali 28 września, nie byli ani jednego dnia na szkoleniu. Siedzą już w okopach, głodni i zmarznięci. Pomocy humanitarnej nie widzieli na oczy, bo urzędnicy regionalni zabierają wszystkie opłaty i nie idzie ona na front - mówi Karina Małachowa z Tomska.
Wojna w Ukrainie. Rosyjscy żołnierze proszą o ciepłe ubranie
We wszystkich regionach azjatyckiej części Rosji odbywają się zbiórki żywności i mundurów dla zmobilizowanych. - Chłopcy proszą o buty, wełniane swetry, rękawiczki i szaliki. Podczas odwrotu wojsk wszystko jest porzucane, jest też wiele pożarów - mówi żona jednego ze zmobilizowanych.
Redakcja Sibir.Realii rozmawiała ze zmobilizowanym Aleksiejem. Mężczyzna został zmobilizowany drugiego dnia. Po dziesięciodniowym szkoleniu został wysłany do Ukrainy.
- Pierwsze dni były naprawdę głodowe. Nie mieliśmy pieniędzy ani żadnego zasiłku. Jedliśmy skromne zapasy z domu. Śniło mi się nawet, że jak wrócę do domu, to zjem cały bochenek chleba. Wyobraź sobie, że mieliśmy dostać kawałek pieczywa na jeden dzień, jak w oblężonym Leningradzie - mówi.