Protasiewicz: Kibole popierają Kaczyńskiego, może być nieprzyjemnie
10 czerwca w miesięcznicę katastrofy smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim będą nie tylko patrioci, ale i ci, myślący o przeciwnikach w kategoriach wrogów, których trzeba zniszczyć - mówi gość Przesłuchania RMF FM, wiceprzewodniczący PE, Jacek Protasiewicz.
Agnieszka Burzyńska:Czy melduje pan gotowość do ciągłego uśmiechania się, jak nakazał wczoraj premier?
Jacek Protasiewicz: Melduję. Nie mam z tym problemu. Ja generalnie lubię się uśmiechać. Uważam, że to jest dobry sposób do kontaktowania się międzyludzkiego, takiego niewerbalnego.
Czyli teraz będziecie kochać swoich politycznych przeciwników aż do znienawidzenia?
My ich szanujemy. Niekoniecznie musimy ich kochać, ale na pewno nie nienawidzimy ich, czego chyba o nich powiedzieć nie można, o tych przeciwnikach.
A ma pan poczucie zażenowania i przygnębienia po wczorajszej Radzie Krajowej Platformy Obywatelskiej?
A dlaczego?
Bo to smutne widowisko było. Puste krzesła, nudne przemowy. Taki brak życia ogólny.
Sala była duża, to prawda. Było 200 uczestników rady i wcale nie miałem wrażenia, żeby te przemówienia były nudne. Bardzo dobre było przemówienie premiera, bowiem poza treściami politycznymi, emocjami, było też polityczne przesłanie na najbliższe lata.
Ja właśnie nie zauważyłam tego przesłania. Było dużo o polityce miłości. Nie oczekiwał pan od szefa partii odpowiedzi na pytanie: "Co dalej, Platformo, gdzie podążasz? Co po Euro? Jaki jest plan i co robimy?"
Było powiedziane o trzech najważniejszych zadaniach, które nas czekają: skuteczna kontynuacja walki z kryzysem, przebudowa Polski i wyraźnie premier powiedział: "Reformy, te bolesne, tylko wtedy, kiedy są konieczne". Nie chodzi o to, żeby rządy zadawały ludziom ból, tylko żeby poprawiały życie ludzi. To jest przesłanie...
No właśnie. Gazety już dziś piszą: "Koniec reform, Tusk przestraszył się sondaży, górników i wszystkiego". Zawoła pan: "Donaldzie, odwagi"?
A dlaczego miałby się przestraszyć sondaży? Ostatni sondaż pokazuje wręcz wzrost notowań Platformy. Tu nie chodzi o to, żeby...
Czy to wczorajsze przesłanie to nie jest tak, że to jest koniec reform? Tak to wiele osób odczytało.
Te najważniejsze reformy były przeprowadzone już teraz.
Jedna.
Trzeba Polskę budować, trzeba ją zmieniać, ale tak, jak powiedział premier, a ja się podpisuję pod tym obiema rękoma: Nie możemy być więźniami jakiejś ideologii, w tym również ideologii jakichś radykalnych reform. Trzeba reformować tyle, ile jest konieczne i pozwolić się ludziom do tych reform adaptować. To są procesy społeczne...
Ale to, co w expose jest jeszcze aktualne, czy już nie? Bo ja miałam takie wrażenie, że już nie są aktualne.
W ciągu pierwszego półrocza ponad połowa zadań z expose została zrealizowana, w tym te najtrudniejsze i najbardziej kontrowersyjne, jak właśnie reforma wieku emerytalnego.
Ale to już koniec czy nie koniec?
Nie, jeszcze nie koniec. Tyle tylko, że tak, jak powiedział premier, to będzie czas budowania przede wszystkim i osłony antykryzysowej dla Polaków tworzonej przez rząd.
Przywileje górnikom będziecie odbierać czy nie?
Z górnikami to jest kwestia osobna. To jest specyficzny zawód, zawód dużego ryzyka. On wymaga odrębnego potraktowania.
Czyli nie?
Odrębnego potraktowania. Bardzo prawdopodobne, że tak, ale proszę zauważyć, że górników do tego powszechnego systemu jednak ubezpieczeń społecznych wprowadzać się nie da. To jest bardzo specyficzny zawód. Wszędzie na świecie ma odrębne traktowanie.
A tak na marginesie - Grzegorz Schetyna już zdrowy? Wyszedł ze szpitala?
Rozmawiałem z nim chwilę temu, przed wejściem do studia. Czuje się lepiej, ale wymaga hospitalizacji, i to na pewno potrwa jeszcze kilka dni.
Coś poważnego? Co się stało?
Tak jak państwo informowaliście, to naprawdę poważne zatrucie. Wiem, że diagnoza nie została jeszcze pozostawiona, bowiem dopiero te procedury testów medycznych po pobraniu krwi są w trakcie. Naprawdę poważne zatrucie, bowiem znamy Grzegorza Schetynę. To jest człowiek o końskim zdrowiu i niezwykłej sile. Coś, co go zmogło, musiało być bardzo poważne.
Czyli jeszcze kilka dni w szpitalu. A jak samopoczucie?
Samopoczucie niezłe, kilka dni. Zobaczymy ile, bo my tu na niego czekamy we Wrocławiu. Chcielibyśmy się spotkać w poniedziałek, ale mówił mi, że może do poniedziałku jeszcze nie mieć zezwolenia na opuszczenie szpitala w Warszawie.
Z minister sportu śmieją się już nie tylko w Polsce, ale i za granicą. To największa pomyłka premiera?
Moim zdaniem nie śmieją się za granicą. Wcale nie jest to pomyłka.
No, w Niemczech się śmieją. A pomysł przeniesienia Rosjan z hotelu Bristol? Jak pan to określi? Co to było w ogóle?
Nadostrożność wynikająca z życzliwości wobec naszych gości. Przecież wiemy dobrze, że tam na Krakowskie Przedmieście przychodzą różni ludzie. I ci, powiedziałbym, patrioci, ale też i ci, którzy o przeciwnikach - zwłaszcza kibicach czy zawodnikach drużyn konkurencyjnych - myślą w kategoriach wrogów, których trzeba zniszczyć. Różne incydenty na polskich stadionach się zdarzają, a kibole są w drugim, jak nie trzecim szeregu popierających Jarosława Kaczyńskiego czy uczestniczących w tych marszach z pochodniami. To naprawdę duże ryzyko.
Ale ja pytam o ruch ministry Joanny Muchy, nadgorliwość?
Moim zdaniem, miała prawo, a nawet obowiązek, żeby przestrzec Rosjan, że może dojść do jakiś incydentów. Rosjanie to przemyśleli.
Ale przenoszenie z hotelu?
Powiedziałbym uprzedzenie, że może być nieprzyjemnie. Pani minister nie podejmuje przecież decyzji o tym, że ktoś mieszka tu czy tam. Co najwyżej mogła zasugerować, poprosić o rozważenie. Tak się stało. Rosjanie podjęli decyzję, zostają w Bristolu. Teraz to my musimy zrobić wszystko, jako polskie służby porządkowe, aby do żadnych zgrzytów tam nie doszło.
To teraz misja "Ukraina". Martin Schulz, przewodniczący europarlamentu powierzył panu organizację misji obserwowania procesu kasacyjnego Julii Tymoszenko. Ma pan już drużynę? Kto stanie na czele tej misji?
To się jeszcze wykluwa. Bardzo prawdopodobne jest, że to będzie - zresztą, jak pisze dzisiejsza prasa - były premier włoski, były przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi. To człowiek obdarzony dużym autorytetem, ale już nieaktywny politycznie. Bo to był jeden z warunków, o których ja rozmawiałem z opozycją i z władzami na Ukrainie, żeby to nie był polityk, który dzisiaj ma jakieś interesy.
A ma jakąś konkurencję? Może są też jacyś Polacy? Dlaczego właściwe Włoch, a nie Polak, znacznie lepiej rozumiejący problemy wschodnie. Aleksander Kwaśniewski nie nadawałby się lepiej do tej roli?
Pewnie by się nadawał, natomiast, czy lepiej - to tego nie wiem. Na pewno by się nadawał prezydent Kwaśniewski, Jerzy Buzek.
A był brany pod uwagę?
Były na ten temat rozważania, temat był poważnie przedyskutowany, był też konsultowany. Ale my - Polacy nie mamy dystansu do Ukrainy. My jesteśmy tak zaangażowani emocjonalnie w to, żeby ten kraj znalazł się w Unii Europejskiej, że pewnie z Brukseli patrzą na nas trochę jak na nieobiektywnych. A też fakt, że byliśmy uczestnikami tych wydarzeń Pomarańczowej Rewolucji zimą 2004/2005 roku, sprawia, że nie wszyscy jesteśmy traktowani przez obie strony konfliktu ukraińskiego, my Polacy, jako jednakowo obiektywni. Jako niezaangażowani, jako dający szansę na rolę naprawdę obiektywnego arbitra.
Czyli Romano Prodi będzie po prostu obiektywny. A kiedy obserwatorzy wyjadą na Ukrainę i co tam będą robić?
Kluczowa jest idea, żeby przygotować się, przejrzeć wszystkie dokumenty związane z przebiegiem procesu, który doprowadził do skazania Julii Tymoszenko przed posiedzeniem sądu kasacyjnego. Ono jest wyznaczone na 26 czerwca. Potem trzeba wziąć udział w tym posiedzeniu - mówię o obserwatorach, o tym arbitrze...
Czyli kiedy wyjeżdżają?
Na początku czerwca najpóźniej. A moją rolą jest w europarlamencie...
To jest kwestia kilku dni?
Do dwóch tygodni najdalej. Trzeba wyjechać, trzeba te dokumenty poznać i przygotować się do udziału w procesie kasacyjnym, no i sprawić też ewentualnie wiarygodność czy nonsensowność tych nowych zarzutów, które się wykluwają powoli, o czym mówią prokuratorzy. W tym zarzut opłacenia zabójstwa jednego z byłych...
Zlecenia morderstwa.
Tak jest.