Prof. Dudek: Decyzja Gronkiewicz-Waltz wywoła konflikt społeczny
Marsz Niepodległości jeszcze się nie odbył, a już jest w centrum uwagi. "Jeśli w centrum Warszawy dojdzie do zamieszek, to będzie za to odpowiedzialna Hanna Gronkiewicz-Waltz" - komentuje w rozmowie z Interią decyzję o zakazie organizacji marszu prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Ustępująca prezydent Warszawy zakazała organizacji w stolicy Marszu Niepodległości, tłumacząc, że "nie tak powinno wyglądać świętowanie stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę".
Kontrowersyjne hasła
Gronkiewicz-Waltz odniosła się w ten sposób do haseł, jakie pojawiły się podczas zeszłorocznego marszu. Marsz Niepodległości, skupiający środowiska Młodzieży Wszechpolskiej i ONR okazał się w zeszłym roku wyjątkowo kontrowersyjną manifestacją przywiązania do ojczyzny. Uczestnicy nieśli transparenty z hasłami "Biała Europa", czy "Czysta Krew". Doszło także do zamieszek z udziałem narodowców i kontrmanifestujących Obywateli RP.
Faszystowskie hasła odbiły się głośnym echem nie tylko w Polsce, ale i poza granicami naszego kraju, co z całą pewnością nie przysporzyło nam wielu przyjaciół.
Treść transparentów krytykuje także prof. Antoni Dudek, jednak zaznacza, że decyzja prezydent nie jest dobrą odpowiedzią na ten problem.
- Ta decyzja wywoła konflikt społeczny. Nawet jeśli sąd przychyli się do zakazu organizacji marszu, to przecież uczestnicy i tak przyjadą do Warszawy - jak każdego roku. To jest łatwe do przewidzenia - mówi.
Rzeczywiście, chwilę po ogłoszeniu decyzji, na społecznościowych kontach narodowców pojawiły się wpisy, że 11 listopada i tak pomaszerują przez Warszawę.
- Jeśli dojdzie do zamieszek w centrum stolicy, to będzie za to odpowiedzialna Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na kilku poprzednich marszach wznoszono skandaliczne hasła, ale przebiegły one dość spokojnie. A teraz... ta decyzja może grozić awanturami, które już do reszty przesłonią wydźwięk stulecia odzyskania niepodległości - przewiduje historyk i politolog.
Polityczny pat
Marsz Niepodległości jako wydarzenie cykliczne odbywa się za zgodą wojewody, organizatorem jest jednak Ratusz, czyli... konflikt murowany. W świetle prawa narodowcy mogą się odwołać od tej decyzji do sądu okręgowego, który musi rozpatrzyć to odwołanie "niezwłocznie, nie później niż w ciągu 24 godzin od wniesienia odwołania".
Jak stanowi ustawa Prawo o zgromadzeniach, postanowienie sądu okręgowego przysługuje "w terminie 24 godzin od jego wydania zażalenie do sądu apelacyjnego, który rozpoznaje je w terminie 24 godzin. Od postanowienia sądu apelacyjnego nie przysługuje skarga kasacyjna i podlega ono natychmiastowemu wykonaniu.
Hanna Gronkiewicz-Waltz decyzję podjęła więc w ostatniej chwili.
- Oceniam działania Hanny Gronkiewicz-Waltz krytycznie, ponieważ dostrzegam w nich głównie próbę postawienia rządu PiS w trudnym położeniu. Jeśli sąd podtrzyma decyzję Gronkiewicz-Waltz (w przypadku, gdy zostanie zaskarżona przez organizatorów - przyp. red.), to PiS ma problem, bo wtedy musi ściągać policję z całego kraju i uniemożliwiać przejście tego marszu. Wówczas, zgodnie z prawem, rolą rządu będzie egzekwowanie tej decyzji - przewiduje ekspert.
Wcześniej zarówno PiS, jak i prezydent Andrzej Duda odmówili udziału w marszu. - PiS umyło ręce od tego marszu. Moim zdaniem słusznie, ponieważ Marsz Niepodległości jest dziełem polskich nacjonalistów, a PiS nie jest partią czysto nacjonalistyczną i nie powinien się w ogóle nigdy pakować w żadne negocjacje z tym środowiskiem. Natomiast teraz nie da się już umyć rąk - dodaje prof. Dudek.
Ekspert także negatywnie ocenia pobudki, jakie jego zdaniem zdecydowały o takiej decyzji Gronkiewicz-Waltz. - Myślę, że górę wzięła osobista chęć pani prezydent, by odegrać się za to wszystko, co ją spotkało ze strony partii Kaczyńskiego - mówi.
- Przykro mi, że Warszawą rządziła tak krótkowzroczna osoba. W bardzo niedalekiej perspektywie, prezydent zaszkodziła swoim przeciwnikom politycznym, ale kompletnie pominęła istotę sprawy - dodaje.
Wojna polsko-polska
Problemy partii rządzącej nie będą jednak wyłącznie polityczne. W grę wchodzi bowiem bezpieczeństwo uczestników licznych uroczystości w całej Warszawie.
- Prezydent nie wzięła pod uwagę rangi dnia, w którym próbuje wywołać konflikt społeczny. Sporo benzyny dolała do tej sprawy. Atmosfera została mocno podgrzana i prawdopodobieństwo zamieszek wzrosło - przewiduje prof. Dudek.
W obliczu "strajku" w policji, jaki obecnie się rozgrywa, nabiera to dodatkowego znaczenia. Przypomnijmy, że we wtorek szef MSWiA Joachim Brudziński zaapelował do policjantów o mobilizację. Chodzi o masowe L4, jakie policjanci biorą, jak nieoficjalnie wiadomo, by uniknąć uczestniczenia w zabezpieczeniu uroczystości 11 listopada. Bunt w policji powoduje, że funkcjonariuszom, którzy podejmą się pracy 11 listopada, zaproponowano dodatkowe pieniądze - 1000 zł brutto za niedzielny dyżur.
- Zakładam, że skala protestu w policji nie była aż tak duża, aby nie udało się ściągnąć do stolicy dodatkowych funkcjonariuszy. Myślę, że dopiero teraz policja będzie miała ogromny problem - mówi prof. Dudek.
- Do dziś myślałem, że głównym wydarzeniem, jakie zapamiętamy z obchodów stulecia niepodległości będzie chaos, jaki rząd PiS zorganizował dodatkowym wolnym 12 listopada. Realizowanie takiego pomysłu w ostatniej chwili spowodowało olbrzymi bałagan. A teraz Gronkiewicz-Waltz to przesłoniła - mówi ekspert.
- Brutalna prawda jest taka, że dwie dominujące siły polityczne fatalnie nam zorganizowały to wyjątkowe święto 11 listopada. Jedni narobili chaosu z 12 listopada, a drudzy spotęgują negatywne nastroje i prawdopodobnie wywołają zamieszki z udziałem nacjonalistów w Warszawie - dodaje.
- "Dziękuję bardzo" obu siłom za takie rządzenie tym krajem i takie przygotowywanie święta stulecia odzyskania niepodległości. Obraz Polski jest dramatyczny. Niestety, wszystkie stereotypy o Polakach, jako o narodzie wybitnie kłótliwym i niezorganizowanym, znajdują potwierdzenie. Jestem tym zniesmaczony. Obie strony, ponad podziałami, mogą sobie tutaj podać ręce, bo rozegrały to po mistrzowsku. Konflikt polsko-polski coraz bardziej zaczyna nam psuć wizerunek - podsumowuje prof. Antoni Dudek.