Powrót do szkół w praktyce. "Uczniowie zapominają, że mamy pandemię"
Uczniowie wrócili do nauki w trybie stacjonarnym. Z jednej strony nikt nie chce powrotu nauki zdalnej. Z drugiej - o noszeniu maseczki i dezynfekcji rąk na każdym kroku wielu uczniom trzeba przypominać. - Zapominają, że mamy pandemię - zauważają nauczyciele. Są też szkoły, w których utrzymanie reżimu sanitarnego jest po prostu niemożliwe.

- Według wszystkich prognoz, które mamy z Ministerstwa Zdrowia, nie ma zagrożenia dla nauki stacjonarnej, także w dłuższej perspektywie czasowej - ocenił tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego 2021/2022 minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.
1 września minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział zaś, że może uczniom zagwarantować co najmniej miesiąc lub dwa stacjonarnej nauki.
I najszybciej z tą wypowiedzią zgodzą się nauczyciele. Po kilku dniach nauki stacjonarnej mają już swoje pierwsze spostrzeżenia.
Zapominają o maseczkach, nie trzymają dystansu
O zakrywaniu nosa i ust nauczyciele muszą uczniom cały czas przypominać. Artur Sierawski, nauczyciel historii z Warszawy, ocenia, że obostrzenia w szkołach to "pic na wodę". - Uczniowie przychodzą bez maseczek, na każdym kroku trzeba ich pilnować. Nie zachowują dystansu, chyba ze nauczyciel patrzy - stwierdza nauczyciel.
- Oni zapominają o tym, że wciąż mamy pandemię - dodaje Aleksandra, nauczycielka z woj. pomorskiego.
Lidia Oleszczuk, nauczycielka pracująca w liceum w woj. mazowieckim również zauważa, że jej uczniowie zapominają o pandemii. Na jednej z pierwszych lekcji postanowiła spytać młodzież, czy się zaszczepiła. - Niestety, tylko 15-20 proc. uczniów w mojej klasie jest po szczepieniu przeciw COVID-19 - zdradza nam nauczycielka.
Przepełnione szkoły
Lidia Różacka, nauczycielka języka polskiego w liceum i technikum w woj. śląskim zauważa też, że szkoły są przepełnione, przez co trudno egzekwować obowiązek noszenia masek i trzymania dystansu od każdego ucznia.
- Budynek naszej szkoły powstał w latach 70. dla 400 uczniów, a uczęszcza aż 900. Mało jest więc przestrzeni. W ostatnich latach na sale lekcyjne zagospodarowano każde dostępne pomieszczenie, zwłaszcza przy podwójnym roczniku - mówi nauczycielka.
- U nas, z przyczyn niezależnych, po prostu tego dystansu utrzymać się nie da - zauważa.
Bez wpływu na to, co dzieje się poza szkołą
Dorota Kujawa-Weinke, nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej w Elblągu, podkreśla, że istotne jest też to, jak uczniowie zachowują się poza szkolnymi murami.
- Zwracamy uwagę na noszenie maseczek w częściach wspólnych, dezynfekcję, do szkoły raczej nie wchodzą rodzice uczniów, ale poza szkołą dzieje się to, na co nie mamy wpływu: prawie nie widać ludzi w maseczkach w komunikacji miejskiej czy sklepach. Są też uczniowie, którzy dopiero teraz wyjechali na wakacje i dopiero w połowie września z nich powrócą - mówi nauczycielka.
Artur Sierawski dodaje: - Przed wejściem do szkoły czy po wyjściu uczniowie się ściskają, całują. Wymiana bakterii idzie pełną parą.
Lidia Różacka: - Nikt nie chce powrotu nauki zdanej, ale patrząc na rosnące zakażenia w innych krajach - wydaje się to nieuniknione.
"Damy radę"
Lidia Różacka na koniec dodaje: - Powiedziałam maturzystom, że damy radę, nawet jeśli trzeba będzie przejść na zdalne nauczanie. Niezależnie od wszystkiego muszą patrzeć w przyszłość i zdobywać wykształcenie. Różne kataklizmy, epidemie, a nawet wojny mogą się zdarzyć. Wiedza i talenty mogą uratować, nawet gdy wszystko stracimy. Maturę trzeba zdać. A za rok o tej porze będą już mieć najdłuższe wakacje w życiu.
- Sama obawiam się wielu rzeczy i martwię, jak podołam fizycznie i psychicznie z obowiązkami. To również dla nauczycieli ciężki czas. Ważne jest jednak wsparcie młodych ludzi - podsumowuje.
30 proc. zaszczepionych nastolatków
Z danych przekazanych Interii przez Ministerstwo Zdrowia wynika, że do 16 sierpnia w Polsce co najmniej jedną dawką zaszczepiło się 685 277 osób w wieku 12-17 lat. W pełni zaszczepione w tej grupie wiekowej są 577 562 osoby.
Według danych GUS za rok 2020 mamy w Polsce blisko 2,3 mln nastolatków w wieku 12-17 lat. Oznacza to, że na ten moment co najmniej jedną dawkę szczepionki przeciw COVID-19 przyjęło niespełna 30 proc. osób w tej grupie wiekowej.
- Dobrze, że te szczepienia ruszyły na tyle skutecznie, że w ciągu tak naprawdę kilku tygodni udało się już zaszczepić te 30 procent. To jest jednak wciąż za mało - komentuje dla Interii dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.