Kampania negatywna czy pozytywna? - Platforma zawsze stara się uchodzić za partię współpracującą, a PiS ma być partią działającą destrukcyjnie, więc ocieplenie relacji jest elementem wyborczej gry - wskazuje dr hab. Norbert Maliszewski. Specjalista ds. marketingu politycznego wskazuje także, że prezydent Duda pozostanie na swoim stanowisku po wyborach parlamentarnych, co dla PO jest ważnym wyznacznikiem kampanijnej strategii. - Dla PO jest ważne, aby winną konfliktów z prezydentem nie była premier Ewa Kopacz, a prezydent. Polacy źle wspominają polityczny spór pomiędzy prezydentem Kaczyńskim a premierem Tuskiem. Niezdecydowani wyborcy, którzy zadecydują o wygranej PiS lub PO, by uniknąć niepożądanych politycznych kłótni, mogliby głosować przeciw Kopacz, czyli na PiS, bo prezydenta przecież nie zmienią - wyjaśnia. - Kampania PO nie może być więc negatywna, ale porównawcza, wciąż koncentrować wyborców na walce, różnicach pomiędzy PiS a PO, ale tak by uniknąć łatki prowodyra sporów, hamulcowego. Powodem tego jest fakt, że 75 proc. wyborców PO, głosuję na tę partię, nie ze względu na program, a przeciwko PiS - dodaje. Ponadto, gdy dwóch się bije, to wówczas byli wyborcy PO, którzy odpłynęli od tej partii do np. Nowoczesnej, albo są w poczekalni wyborców niezdecydowanych, na zasadzie mniejszego zła mogliby znów zagłosować na PO. Ekspert wskazuje także, że PO musi unikać kampanii negatywnej, ponieważ wykorzystywanie takich technik jest strategicznym błędem. Lepszym rozwiązaniem jest w tym przypadku hasło polsko-polskiej zgody. - Trzeba pamiętać, że to strategia, ale w kampanii PO istnieje ogromny chaos i czasem przewijają się elementy negatywne, które są wpadkami tej partii - dodaje. Z utrzymywaniem przez PO metod kampanii negatywnej zgadza się także dr Jarosław Flis. Zdaniem politologa, Platforma sięga po te techniki, które już kiedyś przyniosły sukces. - Po tych ośmiu latach jest to melodia zgrana i nie do końca pasuje do okoliczności - dodaje. "Gra na dwie ręce" Dr Flis wskazuje także na inny aspekt przedwyborczych działań Platformy Obywatelskiej. - Każdemu ugrupowaniu opłaca się grać na dwie ręce. Jedną rękę wyciąga się na zgodę, drugą trzyma się za plecami, zaciśniętą w pięść. To jest poza kampanijna, którą wszyscy przyjmują, żeby twardy elektorat stojący za plecami widział, że ręka wyciągnięta na zgodę jest tam tylko po to, żeby mocniej przyłożyć i krzyknąć w chwili triumfu - twierdzi. Ekspert wskazuje też, że elementy sporu pomiędzy partią rządzącą a opozycją to sytuacja naturalna w systemie demokratycznym. - Nie można przekreślać naturalnego podziału na rządzących i opozycję. Ostatnia deska ratunku - Strategia PO opiera się na personalizacji. Chodzi o to, żeby pokazywać, że twarz PO - Ewa Kopacz, będzie nie tylko współpracować z prezydentem Dudą, ale będzie lepszym premierem niż Beata Szydło, którą deprecjonuje, uważając za "maskotkę prezesa" - wyjaśnia dr hab. Norbert Maliszewski. - Ostatnią deską ratunku dla PO mogłaby być debata Kopacz-Szydło. Gdyby Kopacz potrafiła ją wygrać, to wówczas PO mogłaby odrobić nieco strat, tak by PiS nie miało samodzielnej większości. Wówczas mógłby powstać koalicja anty-PiS. To pułapka, którą PO przygotowała na ostatnią prostą przed wyborami - podsumowuje ekspert.