Komisja Europejska opublikowała 400-stronicowy dokument przedstawiający skutki TTIP dla poszczególnych gospodarek, jak i dla całej UE. Wyliczenia te generalnie wpisują się w narrację Komisji Europejskiej, o tym, że TTIP przyniesie same korzyści - rozwój, wzrost PKB, wzrost płac, więcej miejsc pracy. Upadł jedynie podnoszony wcześniej argument o spadających cenach towarów i usług. Mają one wzrosnąć o 0,3 proc. w skali roku. Jednak raporty niezależne np. raport Global Develepomnet And Environment Institute wskazują, że w wyniku wejścia w życie TTIP Europejczycy stracą 600 tys. miejsc pracy, a płace pracowników zmaleją. Wszystko z powodu konkurowania z USA, gdzie koszty pracy i produkcji towarów są niższe. Choć wicepremier Mateusz Morawiecki wydaje się być entuzjastą umowy TTIP, Polska dostała kolejny argument, by się w nią nie pakować. W raporcie Komisji Europejskiej czytamy, że na wejściu w życie TTIP najmniej zyskają właśnie Polska i Malta. PKB Polski, w wyniku porozumienia UE ze Stanami, miałoby wzrosnąć o 0,1 proc. rocznie. Wyliczenia, które otrzymaliśmy od Ministerstwa Rozwoju, wskazują na wzrost PKB spowodowany TTIP na poziomie 0,2 proc. w ciągu 10 lat, więc też, kolokwialnie rzecz ujmując - szału nie ma. A zagrożeń jest z kolei sporo. O tym że nie są to zagrożenia wydumane, przekonuje wyciek dokumentów negocjacyjnych, ochrzczony już mianem "TTIP-leaks". Wynika z nich wyraźnie, że Amerykanie naciskają, by obniżyć standardy ochrony żywności. Ponadto obie strony, wbrew protestom, chcą usankcjonować mechanizm międzynarodowego arbitrażu, czyli mechanizm ISDS, w ramach którego wielkie koncerny mogą skarżyć dany kraj z powodu przepisów, które im nie odpowiadają. Komisja Europejska, ustami swojego rzecznika, tłumaczy, że dokumenty, które wyciekły, to jedynie stanowiska obu stron i że UE nie zgodzi się na obniżenie standardów dot. niedopuszczania szkodliwych produktów na rynek europejski. - Nikt nie twierdzi, że to jest zamknięty tekst umowy. Komisja Europejska prostuje coś, czego nikt nie powiedział. To co wyciekło, to tekst skonsolidowany i zawiera propozycje zapisów umowy przedstawione przez obie strony - i czasami one są uzgodnione, a czasami widać, że są rozbieżności. Jednak to co już w tej chwili znajduje się w tym tekście skonsolidowanym, jest bardzo niepokojące - mówi Interii Maria Świetlik, ekspertka ds. TTIP z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Umniejszanie znaczenia przecieku przez KE Świetlik określa jako zagranie czysto PR-owe. Dla osób krytycznych wobec TTIP dokumenty są potwierdzeniem ich obaw. - Widać, że umowa zmierza w kierunku, który uważamy za bardzo niekorzystny - w kierunku harmonizacji przepisów, wzajemnego uznania norm. Widać też po reakcji rządów m.in. Francji, że nie tylko organizacje społeczne są zaniepokojone tym przeciekiem. W reakcji na wyciek dokumentów prezydent Francji Francois Hollande powiedział: "Na tym etapie mówimy 'nie' umowie TTP". I dodał: "Nigdy nie zaakceptujemy kwestionowania podstawowych zasad naszego rolnictwa, naszej kultury i wzajemności w dostępie do rynków". Mimo głosów krytyki Komisja Europejska i amerykański rząd chcą jak najszybciej doprowadzić do zawarcia porozumienia. Jakie są więc szanse, że TTIP faktycznie wejdzie w życie? - Ze względu na kalendarz wyborczy w Stanach Zjednoczonych czasu zostało już niewiele. Krótko mówiąc - teraz albo nigdy. Po przecieku i po ostatnich wypowiedziach m.in. Francois Hollande'a szanse, że umowa zostanie domknięta w tym ambitnym scenariuszu, są bardzo niewielkie. Jakiś czas temu była mowa o tym, że być może jedynym wyjściem jest zrobienie "TTIP light", czyli porozumienie w minimalnym zakresie. Tym z kolei nie są zainteresowane władze niemieckie. Podobnie mówił minister Morawiecki - że to w ogóle nie ma sensu. Szanse na wejście w życie TTIP maleją z miesiąca na miesiąc - uważa Maria Świetlik. Czytaj więcej na ten temat:Nowy wspaniały świat TTIPTTIP, czyli korporacje kontra obywateleMinisterstwo Rozwoju: Polska za wprowadzeniem TTIPKomisja Europejska: TTIP jak najszybciej