Kim Dzong Un musi straszyć świat
Wznawiając produkcję plutonu Korea Północna pokazała raz jeszcze, że wbrew międzynarodowym sankcjom zamierza konsekwentnie rozwijać swój arsenał jądrowy. - Kim Dzong Un nie jest w łatwej sytuacji. Musi straszyć świat, ale pole manewru ma coraz mniejsze - uważa dr Nicolas Levi z Centrum Studiów Polska-Azja.
Według danych fundacji Ploughshares Fund (stan na początek marca) dziewięć państw świata posiada łącznie 15375 sztuk broni jądrowej. Najwięcej - Rosja (7300), Stany Zjednoczone (6970), Francja (300) i Chiny (260). Korea Północna znajduje się na końcu listy (mniej niż 15 sztuk), ale w jej przypadku problemem nie jest to, ile ma broni, ale kto decyduje o jej użyciu.
Po serii niepokojących prób z bronią nuklearną wojskowych Kim Dzong Una, Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła w marcu rezolucję zdecydowanie zaostrzającą sankcje wobec Piongjangu.
Korea Północna odpowiedziała kolejnymi próbami rakietowymi (ostatnia w ubiegłym tygodniu), a także wznowieniem produkcji plutonu. Przypuszczenia Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w tej sprawie potwierdził we wtorek wysoki rangą przedstawiciel Departamentu Stanu USA.
Dariusz Jaroń, Interia: Korea Północna wznowiła produkcję plutonu. Kim Dzong Un konsekwentnie buduje arsenał jądrowy, nie oglądając się na sankcje?
Dr Nicolas Levi, Centrum Studiów Polska-Azja: Wznowienie produkcji plutonu nie jest wielkim zaskoczeniem. We wrześniu ubiegłego roku władze w Pjongjang ogłosiły, że główny reaktor jądrowy w Jongbjon osiągnął pełną moc operacyjną i może poprawić jakość i liczbę tegoż arsenału.
- Kiedy Korea Północna czuje się zagrożona na arenie międzynarodowej, zwiększa swoją aktywność wojskową i prowadzi bardziej agresywną politykę. Na Pjongjang nakładane są kolejne sankcje, np. zakaz importu niektórych towarów i surowców czy zamrożenie rachunków północnokoreańskich spółek handlowych i banków za granicą. W obliczu sankcji Korea Północna wraca do starej strategii, czyli do straszenia świata.
Ale to jest zamknięty krąg. Sankcje zostały przecież nałożone za testy broni jądrowej i ignorowanie ostrzeżeń społeczności międzynarodowej...
- Dlatego sytuacja będzie coraz bardziej napięta. Pytanie, na ile dotychczasowe sankcje są skuteczne?
Są?
- Tak, ale do pewnego stopnia. Napływ dewiz do Korei Północnej będzie coraz mniejszy, co może prowadzić do poszukiwania nielegalnego zarobku, kiedy zabraknie środków do zakupu np. ropy naftowej. Korea Północna słynie z tego, że jest dużym dostawcą i producentem amfetaminy dla regionu chińskiego. Możemy sobie wyobrazić, że polityka Pjongjangu będzie coraz bardziej agresywna.
- Problem w tym, że nie mamy dostępu do instalacji jądrowych Korei Północnej, nie wiemy do końca co posiada. Nakładamy sankcje, śledzimy oficjalne komunikaty, ale nie mamy pewności co jest prawdą. Z drugiej strony wiemy, że Kim Dzong Un jest nieobliczalny, możemy się wobec tego spodziewać kolejnych agresywnych działań wymierzonych przeciwko Korei Południowej.
Co konkretnie ma pan na myśli?
- Ostrzelanie terytorium Korei Południowej, co zdarzało się w przeszłości, bombardowanie przy granicy, porwania obcokrajowców. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest dziś większe, a celem może być np. oddalony o kilkadziesiąt kilometrów od granicy Seul.
Zaatakowanie Korei Południowej nie skończyłoby się klęską Kim Dzong Una?
- Dlatego nie mówię o otwartym konflikcie, tylko o działaniach zaczepnych. Kim, chociaż ma wsparcie części generałów, zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli zaatakuje Koreę Południową, wojsko może nie być względem niego lojalne. Wyobrażam sobie, że dochodzi do ataku, a żołnierze uciekają z armii. Kim Dzong Un nie jest w łatwej sytuacji. Musi straszyć świat, ale pole manewru ma coraz mniejsze.
Ma broń jądrową. Byłby skłonny jej użyć?
- Nie siedzę w głowię Kim Dzong Una, ale na podstawie wywiadów z ludźmi z otoczenia rodziny Kimów, można wysnuć kilka teorii. W biografii pt. "Kim jest Kim Dzong Un?" napisaliśmy o hipotezie trochę rockandrollowej, w myśl której przywódca Korei Północnej i jego współpracownicy często znajdują się pod wpływem narkotyków.
- Możliwe, że ta broń zostanie wykorzystana, ale Kim wie, że w odpowiedzi doszłoby do gwałtownej reakcji świata i - najpewniej - do powtórki z 1945 roku (atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki - przyp. red). Zrzucenie bomby atomowej na Koreę Północną oznaczałoby zakończenie panowania dynastii. Ten wariant wymagałby jednak zgody głównych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, czyli USA, Rosji i Chin, a wiemy jak wygląda sytuacja geopolityczna.
W imię walki z reżimem zginęłyby miliony ludzi. Mówiąc o Kim Dzong Unie i Korei Północnej zapominamy o zwykłych mieszkańcach kraju...
- Ludność cywilna zawsze jest pomijana. Irak, Afganistan, Syria... tam jest tak samo. Józef Stalin mówił, że jak umiera jedna osoba - mamy do czynienia z błędem, jak milion - ze statystyką. Porównuję ludzi do cyfr, ale w polityce, niestety, ludzie się nie liczą.
Istnieje jakakolwiek możliwość unormowania relacji z Koreą Północną?
- Nie sądzę. Może nagła śmierć Kim Dzong Una doprowadziłaby do zmian systemowych? Do upadku reżimu od wewnątrz? Z zewnątrz to niemożliwe. Od 60 lat nic się nie zmieniło, i z dnia na dzień się nie zmieni. Reżim z powodu gwałtownego pogarszania sytuacji gospodarczej może gnić od środka, co doprowadzi do exodusu i coraz częstszych ucieczek z kraju.