- Jeżeli Filipiny będą nadużywały dobrej woli Chin, naruszały chińską suwerenność terytorialną i jurysdykcję, Chiny będą zgodnie z prawem broniły swoich interesów i podejmą środki zaradcze - zapowiedział podczas środowej konferencji prasowej rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wang Wenbin dodał, że odpowiedzialność i konsekwencje "w całości" poniosą wówczas Filipiny. To reakcja Chińskiej Republiki Ludowej na poranną misję zaopatrzeniową i patrole na Morzu Południowochińskim, o przeprowadzeniu których przed południem poinformowała Manila. Sporny rejon leży około 200 kilometrów od największej filipińskiej wyspy i blisko 900 kilometrów od chińskiej prowincji Hainan. Wang stwierdził, że to Chiny sprawują "niekwestionowaną władzę" nad atolem, w rejonie którego sąsiednie państwo przeprowadziło rejsy. Pomoc dla rybaków Filipiny dostarczyły zaopatrzenie dla swoich rybaków w atolu Scarborough, leżącym wewnątrz morskiej wyłącznej strefy ekonomicznej tego państwa. Konwój, złożony z pięciu kutrów rybackich, dużej liczby mniejszych łodzi i około dwustu osób załogi, wypłynął z portu rano i po kilku godzinach dotarł do celu. Jak poinformował portal Rappler, misję zorganizowała koalicja organizacji obywatelskich "Atin Ito" ("To Nasze" w używanym na Filipinach języku tagalog - przyp. red.), w tym grup reprezentujących farmerów, rybaków i młodzież oraz partii politycznych. - Nasza misja ma charakter pokojowy, opiera się na prawie międzynarodowym i ma na celu ochronę naszych suwerennych interesów - powiedziała dziennikarzom Rafaela David, główna organizatorka misji. Według filipińskich i międzynarodowych mediów członkowie załogi rozmieścili w rejonie strategicznej płycizny boje, którymi oznaczyli filipińskie terytorium, a następnie rozdali prowadzącym tam połowy rybakom żywność oraz paliwo, wszystko dokumentując. W momencie dystrybucji pomocy w pobliżu nie było żadnych chińskich jednostek, ale popołudniu rzecznik filipińskiej straży przybrzeżnej pokazał w mediach społecznościowych fotografie wykonane z rano samolotu. W spornym rejonie wykryto wówczas osiem okrętów chińskiej straży przybrzeżnej, dziesięć kutrów milicji oraz okręt wojenny. Wszystko to na wodach leżących zaledwie dwieście kilometrów od Filipin. Spór o strategiczny akwen W ostatnich miesiącach między sąsiadami wielokrotnie dochodziło do starć, w których obrażenia odnosili rybacy i marynarze. Władze w Pekinie niemal całe Morze Południowochińskie, w tym wody Filipin, Wietnamu, Malezji i Brunei, uważają za swoją własność. Granice pretensji, oznaczane tak zwaną Linią Dziewięciu Kresek, sięgają ponad 1,5 tys. kilometrów od Chin kontynentalnych. Krytycy chińskich roszczeń zwracają uwagę, że działania Pekinu, który chce objąć kontrolą cały ten obszar, są niezgodne z konwencją Narodów Zjednoczonych o prawie morza oraz z wyrokiem międzynarodowego trybunału. W 2016 roku Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze uznał, że historyczne pretensje terytorialne Pekinu wobec Filipin - obejmujące atol Scarborough i archipelag Spratlejów - nie mają uzasadnienia. Chiny orzeczenie zignorowały, a tamtejszy MSZ i kontrolowane przez rząd media stale powtarzają, że to Pekinowi należy się cały strategicznie położony i bogaty w zasoby akwen. Chińska propaganda krytykuje też politykę informacyjną Filipin, które w ostatnich dwóch latach zaczęły publicznie informować o ruchach jednostek mocarstwa i ujawniać udokumentowane nagraniami przypadki nękania swoich łodzi, kutrów i okrętów. Chińskie media: rachunki zostaną wyrównane W ostatnią niedzielę partyjny tabloid "Global Times" zacytował anonimowego chińskiego eksperta wojskowego, który określił wody, na których dochodziło ostatnio do konfrontacji okrętów jako "nieodłączne terytorium Chin". Działania Manili określono w artykule jako "prowokacje". "Filipiny nie powinny mylić chińskiej powściągliwości ze słabością. Jeśli będą obstawały przy prowokowaniu (...) wszystkie rachunki, stare i nowe, zostaną wyrównane" - miał powiedzieć nieprzedstawiony z nazwiska spec od wojskowości. Inny rozmówca chińskiej gazety zasugerował, że eskalacja napięć nastąpiła dzięki wsparciu Filipin przez Stany Zjednoczone - głównego globalnego rywala Chin. W podobnym tonie wypowiadają się także eksperci cytowani przez dawniej niezależny, a dziś coraz mocniej kontrolowany przez władze hongkoński dziennik "South China Morning Post". W tekście opublikowanym w piątek napisano, że jeśli Manila nadal będzie parła do rywalizacji, władze w Pekinie mogą podjąć silne środki zaradcze. "Nie sądzę, że Chiny okażą litość" - miał stwierdzić jeden z cytowanych ekspertów. Już wcześniej "South China Morning Post" i rządowa agencja informacyjna Xinhua cytowały pekińskich dyplomatów ostrzegających, że Filipiny igrają z ogniem. Tomasz Augustyniak, Interia