Podczas ostatniego spotkania z ukrywającym się Sławikiem jego 14-letnia córka Krysia zapytała: - Tatusiu, dlaczego nie wyjechaliśmy, choć nam obiecywałeś? To prawda, obiecał. Jak tylko wkroczą Niemcy i zrobi się niebezpiecznie, mieli opuścić Węgry. W szufladzie czekały trzy paszporty ze szwajcarskimi wizami. Sławik odpowiedział jednak córce: - Nie mogłem zostawić tych wszystkich ludzi, Polaków i Żydów. Powierzono ich mojej opiece. Wielkość do końca - To musiała być dla niego niebywale trudna decyzja - mówi Grzegorz Łubczyk, były ambasador Polski na Węgrzech, dziennikarz i autor wielu publikacji na temat Henryka Sławika, m.in. książki "Polski Wallenberg: rzecz o Henryku Sławiku". - Bez względu na to, co się stanie, postanowił zostać z polskimi uchodźcami i z polskimi Żydami. Za nich wszystkich czuł się jednakowo odpowiedzialny, odpowiedzialny do końca. Ta decyzja dowodzi wielkości tego człowieka, jego klasy, rozumienia przezeń swoich obowiązków, jako głównego opiekuna rodaków w ekstremalnych, wojennych warunkach - dodaje. Dlatego właśnie nie wyjechali. Choć śmiertelne niebezpieczeństwo groziło im już od pierwszego dnia niemieckiej okupacji. Henryk był bowiem bardzo wysoko na gestapowskiej liście osób do aresztowania. Znalazł się tam jeszcze przed wybuchem II wojny światowej - za antyhitlerowską działalność i za to, co zrobił dla urwanego od Niemiec Śląska. Potem - już po ucieczce na Węgry - ratował życie uchodźców z okupowanej Polski, m.in. Żydów. W oczach hitlerowskiego Berlina zdecydowanie zasłużył na śmierć. Zdradził go Polak Po wkroczeniu na Węgry (19 marca 1944 roku) Niemcy natychmiast rozpoczęli polowanie na Sławika. Najpierw aresztowali jego żonę - Jadwigę. Później Jozsefa Antalla, który pomagał mu organizować pomoc dla Polaków. Jego córce Krysi udało się ukryć. Sam Henryk zszedł do podziemia. Niemiecki pościg zwodził z powodzeniem aż do 16 lipca. Człowiek, który pomógł dziesiątkom tysięcy uchodźców z Polski i uratował życie pięciu tysiącom Żydów, trafił do gestapowskiego więzienia w Budapeszcie, bo wydał go Polak, niemiecki konfident. Po pierwsze - Śląsk Henryk Sławik urodził się w 1894 roku we wsi Szeroka (obecnie dzielnica Jastrzębia Zdroju). Podstawowe wykształcenie zdobył w szkole ludowej. Potem uczył się sam, ponieważ rodziców nie było stać na opłacenie jego dalszej nauki. Podczas w pierwszej wojny światowej bił się za cesarstwo niemieckie. Trafił na front wschodni, a tam do niewoli. Po podpisaniu traktatu brzeskiego wrócił w rodzinne strony. Nie dane mu było jednak odpocząć - według wielu źródeł, brał aktywny udział we wszystkich powstaniach śląskich oraz w akcji plebiscytowej. Osiągnięcia Sławika w okresie międzywojennym są imponujące. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski został w Katowicach dziennikarzem, a z czasem redaktorem naczelnym "Gazety Robotniczej" i prezesem Syndykatu Dziennikarzy Polskich Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Przez caly ten okres pozostawał aktywny politycznie - był radnym Katowic i jednym z liderów antykomunistycznego skrzydła Polskiej Partii Socjalistycznej. Zakładał stowarzyszenia i kluby sportowe, organizował uniwersytety robotnicze. Węgierski azyl Po wybuchu II wojny światowej nie miał wielkiego wyboru. Wiedział, że za konsekwentne stanie po polskiej stronie i antyhitlerowskie publikacje niemiecka zemsta szybko go dosięgnie. Dlatego schronił się na Węgrzech, choć planował dołączyć do tworzonej na Zachodzie polskiej armii. Zobacz, jak Polacy uciekali na Węgry: W czasie kampanii wrześniowej kraj ten - mimo politycznej i gospodarczej współpracy z III Rzeszą - zachował neutralność. Węgrzy nie tylko nie zezwolili na przemarsz żołnierzom Wehrmachtu, by od południa mogli uderzyć na Polskę, ale także zaoferowali pomoc polskim uchodźcom. Szacuje się, że w pierwszym miesiącu wojny na terytorium Węgier przybyło 75 tysięcy Polaków, w tym około 60 tysięcy żołnierzy. Opiekę nad nimi sprawowało węgierskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Po ucieczce z Polski Sławik trafił do obozu dla uchodźców. Tam poznał Józsefa Antalla, kierownika IX Wydziału Socjalnego w węgierskim MSW, późniejszego szefa Biura ds. Uchodźców Wojennych. To właśnie z nim, już jako przewodniczący Komitetu Obywatelskiego do Spraw Uchodźców Polskich na Węgrzech (na początku 1940 roku Sławik objął to stanowisko decyzją rządu emigracyjnego), organizował pomoc dla uciekinierów z okupowanej RP. Ludzie napływali ze wszystkich stron - grupami i w rozproszeniu, cywile i żołnierze, dzieci i dorośli. W latach 1939-1940 na Węgry przybyło prawie 140 tysięcy Polaków i Żydów. O ile jednak dla pierwszych Węgry były miejscem w miarę bezpiecznym, o tyle drugim wciąż groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Rząd w Budapeszcie zgodził się bowiem na przyjęcie uciekających Polaków, co do Żydów jednak obowiązywały w tym kraju ustawy antyżydowskie. *Wszystkie zdjęcia wykorzystane w artykule pochodzą z książki Grzegorza Łubczyka "Henryk Sławik. Wielki zapomniany Bohater Trzech Narodów" (Oficyna Wydawnicza RYTM, 2008)