Ostatnio wiele wydarzeń w USA jest wyjątkowych, bo pierwszych w historii. Teraz też tak jest. Nadchodząca debata będzie najwcześniej odbywająca się debatą przed wyborami prezydenckimi w historii Stanów Zjednoczonych. Obaj politycy nawet jeszcze formalnie nie są kandydatami swoich partii na prezydenta. Staną się nimi dopiero po konwencjach; Partii Republikańskiej jest w połowie lipca, a Partii Demokratycznej w połowie sierpnia. Zasady debatowania Od 1989 roku ubiegłego wieku wszystkie debaty organizowała Komisja ds. Debat Prezydenckich. Komisja odpowiedzialna była i za ustalenie reguł debat, i kryteriów zakwalifikowania się do debaty - jednym z ważniejszych kryteriów było odpowiednio wysokie poparcie w sondażach. Jednak tym razem, mający debatować nie chcieli współpracować z komisją, twierdząc, że nie poradziła sobie z organizacją debat cztery lata temu. Prezydent Biden komisji zarzuca między innymi, że w 2020 roku, podczas debaty w środku pandemii COVID-19, nie były zachowane odpowiednie środki ostrożności. Donaldowi Trumpowi komisja naraziła się tym, że cztery lata temu trzecią debatę chciała zorganizować online. Trump się nie zgodził i z ostatniej debaty się wtedy wycofał. Teraz debatę organizuje stacja telewizyjna. Gospodarzem będzie CNN. I takie będą główne zasady tego spotkania: Kandydaci nie wygłoszą oświadczeń otwierających debatę, a tylko oświadczenia końcowe. Jako pierwszy zrobi to Joe Biden. Tak zdecydowało losowanie Nie będzie publiczności zagrzewającej debatujących do walki na słowa. W poprzednich kampaniach publiczność niejednokrotnie bardzo głośno wyrażała swoje zadowolenie z jakiejś wypowiedzi kandydata albo bardzo dosadnie okazywała niezadowolenie. Teraz ma być spokojnie. Tylko prowadzący i debatujący. Kandydaci będą mogli mówić jedynie w wyznaczonym dla nich czasie, poza nim ich mikrofony będą wyłączone. Chodzi o to, aby uniknąć powtórki z pierwszej debaty z 2020 roku, gdy Donald Trump mówić nie przestawał. The "Washington Post" wyliczył, że Trump Bidenowi przerwał w tamtej debacie ponad 70 razy. Zamiast merytorycznej rozmowy była, przyprawiająca o ból głowy kakofonia, którą Joe Biden usiłował zakończyć, mówiąc do swojego przeciwnika - Czy mógłbyś się wreszcie zamknąć? Kandydaci nie mogą przynieść ze sobą na debatę żadnych wcześniej przygotowanych notatek. Debata potrwa półtorej godziny i będzie prowadzona przez dwójkę dziennikarzy CNN. W ustalaniu zasad debaty udział brały oba sztaby i oba na wyżej wymienione zasady się zgodziły. Co jednak nie przeszkadza współpracownikom Donalda Trumpa twierdzić, że debata będzie ustawiona pod Bidena, bo CNN Trumpa krytykuje. Jednak to nie kto inny jak Donald Trump powtarzał, że jest gotowy debatować z Joe Bidenem "gdziekolwiek i kiedykolwiek". Przygotowania Joe Biden Ostatnie dni przed debatą jeden i drugi kandydat poświęcili na przygotowania. Prezydent wraz ze współpracownikami zaszył się w Camp David i tam opracowywali strategię: szykowali odwiedzi na możliwe pytania i spodziewane ataki kontrkandydata. Obóz Joe Bidena w czasie przygotowań miał skupić się na tym, aby z jednej strony prezydent w czasie debaty położył nacisk na to, że druga kadencja Donalda Trumpa oznaczałaby dla Ameryki niebezpieczny radykalizm i to niemal w każdej dziedzinie życia, a z drugiej, aby prezydent wciągnął w toczącą się kampanię tych mniej zainteresowanych i zdecydowanych wyborców, w których sztab Bidena widzi swoich potencjalnych wyborców. - Debata jest dla nas okazją, aby pokazać Amerykanom, kim jest Donald Trump, aby pokazać im to, co widzimy my, zajmujący się na co dzień polityką i obserwujący Donalda Trumpa, i widzący, że teraz jest on jeszcze bardziej niezrównoważony, niebezpieczny, że to, czego szuka, to zemsta - powiedział "The New York Times" Rob Flaherty, wiceszef sztabu Joe Bidena. Ludzie odpowiedzialni za kampanię Bidena już wiele razy podkreślali, że zależy im na tym, aby zaszczepić w wyborcach poczucie, że Trump chce wygrać tylko po to, aby uciec przed wymiarem sprawiedliwości i móc zemścić się na swoich przeciwnikach. Donald Trump Donald Trump dni przed debatą poświęcił na spotkania z doradcami, na przygotowanie punktów do debaty. Były prezydent obecnego ma zaatakować przede wszystkim za wysoką inflację - pokazać, że za Bidena Amerykanie biednieją i za chaos na południowej granicy - nielegalni imigranci wlewający się do USA od strony Meksyku - co ma być sygnałem dla wyborców, że pod rządami Bidena Ameryka nie jest bezpieczna. Były prezydent twierdzi, że przed debatą on i Biden powinni być poddani testom na różne substancje, bo Biden na pewno, żeby przetrwać debatę, zostanie nafaszerowany przez swój obóz lekami wspomagającymi. Testy nie są przewidziane. Spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, który zawsze z dumą podkreśla swoje bliskie relacje z byłym prezydentem zapytany o debatę stwierdził: - Joe Biden mógłby wypić litry napojów energetycznych, a i tak nie dorówna bystrości i przygotowaniu Donalda Trumpa. Ale Donald Trump już nie nie docenia swojego przeciwnika. Jeszcze niedawno twierdził, że Bidena w debacie rozgromi z łatwością, bo obecny gospodarz Białego Domu jest stetryczałym starcem z postępującą demencją, który nawet nie jest w stanie sklecić jednego sensownego zdania, teraz jednak nazywa Bidena doświadczonym w debatach politykiem, który w swojej politycznej karierze udowodnił, że z debat umie wychodzić obronną ręką. Stawka debaty Przy tak wyrównanym wyścigu do Białego Domu, przy tak okopanych na swoich pozycjach wyborcach przeciągnięcie na swoją stronę choćby niewielkiej części niezdecydowanych lub tych, którzy jeszcze wcale sobie wyborami głowy nie zwracali już będzie sukcesem. W ciągu tych 90 minut Biden nie przekona Amerykanów, że jest młodszy niż to wynika z jego metryki, ale musi im pokazać, że te wszystkie opowieści o błąkającym się staruszku, który nie wie, co się wokoło dzieje, są bzdurą. Mówiąc wprost - musi zaprezentować się jako silny przywódca, który wie, jak przeprowadzić Amerykę przez trudne czasy, którego wiek, a więc związany z nim ogrom doświadczenia, nie jest wadą, ale zaletą. Donald Trump natomiast musi pokazać się wyborcom jako zdecydowany, ale jednak - gdy trzeba - stonowany polityk, który nie podejmuje decyzji kierując się wyłącznie impulsami i poczuciem urazy, a który potrafi współpracować dla dobra kraju. Jako kandydat, który, gdyby wygrał nie koncentrowałby się na niszczeniu, ale na budowaniu. Donald Trump, jeśli chce tę debatę wykorzystać, to musi się tak zaprezentować nie dlatego, że inaczej odwrócą się od niego jego wierni wyborcy - ci się nie odwrócą, bo wielu z nich traktuje go w kategorii nie polityka, ale Mesjasza Ameryki - ale dlatego, że jeśli chce wygrać, to musi do siebie przekonać wyborców środka, wyborców niezależnych, tych którzy nie czują się związani ani z republikanami, ani z demokratami. Sztab jednego i drugiego kandydata zdaje sobie sprawę z tego, że ta debata może ustawić kampanię na długie tygodnie. Druga i ostatnia debata obu panów zaplanowana jest na początek września. Dla Interii Magda Sakowska, Polsat News, Waszyngton