PiS zaostrza przekaz. "To przekonuje wyborców"
Obrona Polski na linii Wisły oraz przekonywanie, że opozycja chce rozbiórki zapory na granicy z Białorusią, co płynnie łączy się z tematem filmu Agnieszki Holland i obroną żołnierzy oraz strażników przed atakiem "pseudoelit". Do tego suflowanie przekazu o możliwej podmiance Donalda Tuska na Rafała Trzaskowskiego. Tak ustawia swój przekaz na najbliższe dni partia rządząca. - Duże emocje? Emocje to będą w październiku - słyszymy w sztabie.
W doborze tematów na ostatnie tygodnie kampanii nie ma przypadku. To wypadkowa tego, co interesuje i co budzi największe emocje u wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
- To, co krytykują dziennikarze w Warszawie, oklaskują nasi wyborcy na wiecach, bo to ich przekonuje. Dlatego nie przejmujemy się krytyką i robimy swoje według planu, który mamy rozpisany aż do ciszy wyborczej - mówi nam jeden z ważnych polityków PiS.
Mateusz Morawiecki na wiecu w Kraśniku
Tylko w jednym przemówieniu podczas wiecu w Kraśniku premier Mateusz Morawiecki mówił o tym, że "Niemiec nie będzie pluł nam w twarz", że "nie pozwoli wyprzedać Polski" oraz że Donald Tusk chciał zrobić z wschodnich terenów Polski "drugą Buczę", a jeśli wygra wybory, to zlikwiduje zaporę na granicy białoruskiej. Było też o imigrantach i filmie Agnieszki Holland, od którego - zdaniem premiera - nie chce się odciąć Platforma Obywatelska.
- Jak ten Tusk może się nie odcinać od tego? PO pieje z zachwytu nad tym filmem. Czy wy to rozumiecie? - pytał zgromadzonych na wiecu Mateusz Morawiecki.
Na niemal każdym spotkaniu w ostatnich dniach pojawia się także wątek Olafa Scholza, kanclerza Niemiec, o którym premier mówił w Kraśniku, że "ma się nie wtrącać w polskie sprawy", bo "polskie sprawy załatwiamy sami w naszym kraju", a także apel do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. - Panie Zełenski, proszę nie obrażać Polaków. Polska to dumny kraj. Nie pozwolimy na to! - mówił premier ze sceny w Kraśniku, a zebrany tłum, liczący około 250-300 osób odpowiadał: "Nie pozwolimy!".
- Duże emocje? Emocje to będą w październiku - odpowiada jeden ze sztabowców, gdy pytamy go o przebieg kampanii. - Przy czym to nie my odpowiadamy za to, w jakim kierunku idzie kampania. To Donald Tusk sprowadził tę kampanię na tory hejtu i agresji - dodaje.
To standardowa odpowiedź wszystkich polityków PiS, która sprowadza się do tego, że owszem, emocje są duże, przekaz ze strony PiS jest i będzie coraz ostrzejszy, ale wszystko to jest reakcją na to, co czyni druga strona, a konkretnie sam Tusk. Mówiła o tym w wywiadzie dla Interii także była premier Beata Szydło.
PiS o "Zielonej granicy" Agnieszki Holland
Nie zmienia to faktu, że tematy, które PiS eksponuje dziś w kampanii to te, na które reakcje wyborców w terenie są najbardziej żywe. Co pokazuje, że kampania jest dopasowana do emocji społecznych w elektoracie PiS. A mobilizacja wyborców to dziś, co powtarzają jak mantrę sztabowcy i politycy PiS, klucz do zwycięstwa. W partii rządzącej nikt dziś nie liczy na pozyskanie nowych wyborców, tych bardziej centrowych czy umiarkowanych.
Walka toczy się raczej o mobilizację tych, którzy w przeszłości (w 2015, 2019) na PiS już głosowali niż tych, którzy mieliby to zrobić po raz pierwszy. Mobilizuje się zaś emocjami.
-"Zielona granica" Agnieszki Holland to dla nas bardzo wygodny temat, który daje dużo amunicji, bo można go połączyć z decyzją o budowie muru, z obroną żołnierzy, inwestycjami w bezpieczeństwo. Platforma o tym wie, dlatego jej obrona tego filmu nie jest jakaś spektakularna - mówi nam jeden ze sztabowców.
Wskutek pojawienia się tematu "Zielonej granicy" zniknął nieco temat linii Wisły. Chodzi o ujawnione przez ministra obrony Mariusza Błaszczaka plany wojskowe z 2011 roku dotyczące obrony Polski na linii Wisły.
- Polscy generałowie rozwijali strategię przygotowaną przez braci Kaczyńskich. Było oczywiste, że musi być w niej miejsce na czarne scenariusze, gdyby np. NATO nie było zaangażowane w wojnę, Amerykanie nie zdążyli - odpowiedział na te zarzuty Donald Tusk.
- Wrócimy bardzo mocno do tematu obrony na linii Wisły na pewno, bo to coś, co budzi ogromne emocje, zwłaszcza we wschodniej Polsce, bo jej bezpieczeństwa to przecież dotyczy - mówi sztabowiec PiS.
Trasa poniedziałkowego objazdu po Polsce premiera Morawieckiego, którego punktem kulminacyjnym był wiec w Kraśniku, została zaplanowana właśnie jako trasa wzdłuż linii Wisły, by zaakcentować ten kampanijny przekaz. Morawiecki mówił, że za czasów Donalda Tuska "linia Wisły była linią śmierci".
Kalkulacje wyborcze sztabowców
W PiS na trzy tygodnie przed wyborami nastroje są dobre. Sztabowcy przekonują, że wewnętrzne sondaże są lepsze niż te publikowane w mediach i że perspektywa trzeciej kadencji nie jest wcale tak odległa, jak im się wydawało jeszcze dwa-trzy miesiące temu. Liczą na to, że jeśli Trzecia Droga nie wejdzie do Sejmu, to otworzy im to drogę do samodzielnej większości.
- Wtedy wystarczy 39-40 procent, by myśleć o 230 mandatach. To jest do zrobienia - mówi nam jeden z polityków. I dodaje, że o zwycięstwie jest przekonany sam prezes Kaczyński. - Stąd jego przypływ energii, co widać na ostatnich wiecach - mówi.
Sztabowcy w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że afera wizowa, wbrew oficjalnym, zapewnieniom "trochę ich kosztowała". - Zamiast realizować swój plan musieliśmy gasić pożar, reagować i odpowiadać na ataki. Ta sprawa przecięła też korzystny rytm, w który wpadliśmy, prezentując nasze codzienne spoty, co bardzo dobrze nam szło, więc teraz trzeba to nadrabiać - przyznaje nasz rozmówca, choć mówi, że "najgorsze już za nami".
PiS obawia się marszu Tuska 1 października
W sztabie PiS funkcjonuje też przekonanie, że data 1 października będzie ważnym kampanijnym punktem, zderzeniem dwóch obozów, które "zmiecie mniejsze partie i zostawi na scenie dwóch największych graczy". "Zmiecie", czyli obniży notowania Trzeciej Drogi, Konfederacji i Lewicy. 1 października odbędzie się w Warszawie, organizowany przez Donalda Tuska "marsz miliona serc". W odpowiedzi PiS organizuje konwencję w katowickim Spodku. Politycy PiS w sprawie marszu Tuska mają mieszane uczucia.
Z jednej strony przekonują, że trudno mu będzie sprostać oczekiwaniom zgromadzenia miliona uczestników. Z drugiej jednak przyznają, że już powtórka frekwencji z 4 czerwca będzie sukcesem lidera PO. I mówią, że wtedy zlekceważyli marsz i nie przygotowali na niego żadnej odpowiedzi. Teraz ma być inaczej.
- Nie przykryjemy marszu Tuska, bo to siłą rzeczy stanie się wydarzeniem weekendu, ale nie będzie tak, że u nas będzie cisza - mówi nam polityk PiS.
Trzaskowski za Tuska?
Przy okazji marszu PiS od jakiegoś czasu sufluje informację o tym, że może na nim dojść do zmiany twarzy kampanii największej partii opozycyjnej i w roli kandydata na premiera zostanie zaprezentowany Rafał Trzaskowski.
Donald Tusk, zapytany o to w Polsat News przez Piotra Witwickiego odpowiedział: - Wszystko jest dobrze przygotowane, mamy dobrą strategię. (Rafał Trzaskowski - red.) na razie jest świetnym prezydentem Warszawy - stwierdził.
Z kolei Rafał Trzaskowski w ostatnim wywiadzie dla "Newsweeka" odpowiadał na analogiczne pytanie tak: - Gdybym miał być premierem, to powinienem kandydować do Sejmu, a nie kandyduję - powiedział prezydent Warszawy. - Donald Tusk wrócił po to, żeby wygrać z PiS, a nie dla ambicji czy stanowisk. To jednak naturalne, że szef największej partii opozycyjnej jest kandydatem na premiera albo przynajmniej ma głos decydujący w sprawie tego, kto premierem zostanie - dodał.
Nasi rozmówcy z PiS przekonują, że mimo zaprzeczeń traktują scenariusz podmiany Tuska na Trzaskowskiego jako jeden z możliwych. Choć nie kryją, że pokrzyżowałby im kampanijne plany. - Ale nawet samo mówienie o tym osłabia przywództwo Tuska, więc będziemy o tym mówić - przyznaje jeden z naszych rozmówców.
Czytaj raport Wybory parlamentarne 2023.
***
Czytaj więcej:
***