Łukasz Rogojsz, Interia: Władimir Putin stawia na technokratów? Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu, reporter, ekspert od polityki wschodniej: - Na razie rozdziela i koryguje sfery wpływów na Kremlu, co na początku kadencji jest konieczne. Dba o to, żeby wszystkie grupy wpływu - oligarchiczne, branżowe i regionalne - czuły się docenione w nowym rozdaniu władzy. Zmiana na czele MON zaskoczyła wszystkich. Stąd głosy o zwrocie w stronę technokratów. - We wszystkich niedawnych zmianach jest wiele ciekawych wątków, ale zrobienie Andrieja Biełousowa ministrem obrony to jeszcze nie stawianie na technokratów. Putin przede wszystkim, zresztą jak zawsze, stawia na zasłużonych, lojalnych ludzi. Czyli na kogo? - W przypadku Biełousowa musimy dobrze zarysować tło historyczne i polityczne. Rosjanie nazywają go "człowiekiem Gosplanu". Gosplan (ros. Gosudarstvenniy Komitet po Planirovaniyu) w czasach Związku Radzieckim był Państwowym Komitetem Planowania, instytucją odpowiadająca za centralne sterowanie gospodarką całego państwa. Putin stawia na powrót do przeszłości? - To jest właśnie taki ekonomista - zwolennik interwencjonizmu państwa, dużej roli państwa w gospodarce, wysokich podatków, państwowych przedsiębiorstw i długofalowego planowania w gospodarce. Putinowi podoba się, że Biełousow jest planistą, że cechuje go myślenie mocarstwowe i długofalowe, myślenie w kategoriach dużej gospodarki. Tym na pewno wkupił się w łaski Putina. Może i planista myślący mocarstwowo, ale z armią nie miał nic wspólnego. Nie odbył nawet służby wojskowej. Powierzać komuś takiemu resort obrony narodowej w środku wojny to gra w - nomen omen - rosyjską ruletkę. - Biełousow faktycznie z armią związany w swojej karierze nie był, ale w MON powoli staje się to zwyczajem. Siergiej Szojgu, co prawda, był w armii, a potem był też ministrem spraw nadzwyczajnych, czyli takiej formacji półmundurowej, ale jego poprzednik Anatolij Sierdiukow również związków z wojskiem nie miał żadnych. Pewnie dlatego jego najważniejsza misja, a więc reforma rosyjskiej armii i jej modernizacja, zakończyła się klapą, a on sam stracił stanowisko. - Reforma Sierdiukowa zakończyła się korupcją na wielką skalę i tym, że podpadł wielu ludziom, ale jednak pewne zmiany udało mu się wprowadzić. Było w nich sporo błędów i nie zostały doprowadzone do końca, ale to one pozwoliły Rosji dokonać agresji na Ukrainę w 2022 roku. Tyle że Sierdiukow swoją rewolucję w armii przeprowadzał w czasach pokoju, a nie pełnoskalowej wojny. Wtedy była przestrzeń na reformy, dzisiaj jej nie ma. - Moim zdaniem, Biełousow nie będzie wtrącać się - formalnie, rzecz jasna, znajduje się to w jego kompetencjach - w kwestię zarządzania siłami zbrojnymi, a już na pewno nie będzie podejmować decyzji związanych z działaniami frontowymi. Te kompetencje będą w gestii Sztabu Generalnego, czyli generała Walerija Gierasimowa, i Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, czyli samego Putina i jego doradców. To będzie jądro decyzyjne, jeśli chodzi o armię. Biełousow będzie szefem MON, który ma się nie dotykać armii? - Jego zadaniem będzie wypracowanie synergii między siłami zbrojnymi a przemysłem obronnym. Cel numer jeden to przygotowanie zarówno armii, jak i przemysłu obronnego do długofalowej konfrontacji nie tyle z Ukrainą, ale z całym Zachodem. Cel numer dwa to odbudowanie potencjału rosyjskiej armii po dotkliwych stratach na froncie w Ukrainie. Ma być twarzą rosyjskiej gospodarki wojennej. Niewdzięczne zadanie i obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. - Dlatego wzięto do niego planistę myślącego o kilka kroków naprzód. Co więcej, Biełousow przez ostatnie cztery lata zdobywał też doświadczenie na czele rady dyrektorów RŻD, czyli Kolei Rosyjskich. A kolej to jedna z kluczowych instytucji powiązanych z armią. Awans na szefa MON wywinduje Biełousowa do pierwszego kręgu zaufanych ludzi Putina? Dotąd był to raczej człowiek z zaplecza kremlowskiej wierchuszki. - Właśnie dostał awans z drugiego do pierwszego kręgu. Żeby w nim zostać, musi się wykazać. W przypadku, gdyby doszło do dużych niepowodzeń na wojnie, z armią, w konfrontacji z Zachodem... ... to winny już jest. - Tak. Może powtórzyć się historia z Sierdiukowem. Biełousow to urzędnik i biurokrata. Ceniony przez Putina, ale takich ludzi w jego otoczeniu jest wielu. Jest zastępowalny z dnia na dzień. Służby prasowe Kremla przekazując oficjalną linię reżimu podkreśliły: "Putin chce, aby resort obrony był całkowicie otwarty na innowacje i nowe pomysły". Do tej pory nie był? - Był, ale niedostatecznie. Biełousow, podobnie jak inni ministrowie odpowiedzialni za przemysł i nowe technologie, będzie w pewnym stopniu związany z koncernem Rostec Siergieja Czemiezowa, czyli oligarchy, który bardzo dobrze zarabia na biznesie wojennym. W skład tego koncernu wchodzą korporacje i firmy zbrojeniowe oraz technologiczne. Jakie innowacje może wprowadzać pogrążona w kryzysie gospodarka, dodatkowo odcięta od nowych technologii i zachodnich dostaw? Wydaje się, że potencjał innowacyjny jest zerowy. Kreml ma ukrytą w rękawie atutową kartę? - Nie sądzę, żeby posiadał taką kartę. To, co Rosja jest w stanie dzisiaj zrobić w celu modernizacji swojej armii, to pozyskiwanie doświadczenia, know-how i technologii metodami półlegalnymi czy nielegalnymi. Robi tak wiele państw obłożonych zachodnimi sankcjami - np. Iran. Drugą opcją dla Rosji jest pomoc ze strony Chin, ale to ma swoją cenę, bo Putin boi się zbyt mocno wpuścić chińskie firmy na rosyjski rynek, zwłaszcza w tak newralgicznym sektorze jak zbrojeniówka, żeby kompletnie nie uzależnić się od Pekinu. - Tyle że tutaj chodzi nie tyle o nowe technologie, co o jeszcze mocniejsze przestawienie gospodarki na tory wojenne. O to, żeby większa liczba przedsiębiorstw z sektora cywilnego przestawiała się na wsparcie przemysłu obronnego. To są właśnie "innowacje", które ma wdrożyć Biełousow. - Zadaniem Biełousowa będzie też wyczyszczenie schematów zamówień dla armii. Jego poprzednik w MON obsadził przez 12 lat swoimi ludźmi każdą jednostkę wojskową i każdy urząd związany z armią. Efekt jest taki, że chociaż Rosja toczy wojnę, to armia wcale nie dostaje tego, co jest jej niezbędne do zwycięstwa, tylko to, na czym potężne sieci układów biznesowo-towarzyskich mogą najlepiej zarobić. W wielu miejscach to są schematy czysto korupcyjne i Biełousow ma zrobić z tym porządek. Oczywiście za chwilę on sam wprowadzi w te wszystkie miejsca swoich ludzi i ustali swoje schematy, ale przez pewien czas na pewno będzie ferment i wielka operacja czyszczenia. Co z samym Szojgu? Z MON trafił do Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. To awans czy degradacja? Putin wyraził wotum nieufności wobec jednego ze swoich najbliższych współpracowników? - W hierarchii rosyjskiej władzy nowe stanowisko Szojgu jest, moim zdaniem, ustawione wyżej niż szef MON. Rada Bezpieczeństwa, czyli jądro decyzyjne, w którym podejmowane są kierunkowe decyzje dotyczące polityki bezpieczeństwa, wojskowej i zagranicznej, to absolutnie najważniejszy organ polityczny w Rosji. Ministerstwo czy nawet sam rząd nie są tak ważne. Formalnie jest to awans. Jednak w odbiorze publicznym zostanie to odebrane jako odsunięcie Szojgu przez Putina. Za co? Zarzutów wobec niego było sporo. - Może to być odłożona kara za zeszłoroczny bunt Jewgienija Prigożyna. Ale może to też być krytyczna ocena nadzoru nad armią, przyzwolenia na liczne układy korupcyjne wokół MON. Trudno stwierdzić ze 100 proc. pewnością, bo w rosyjskiej tradycji politycznej takie kary wymierzane są długo po fakcie, żeby nie wywoływać niepokoju w elicie władzy i nie pokazywać, że władca przez długi czas ufał komuś, komu nie powinien. Szojgu powinien się obawiać o swoją przyszłość? - Nie sądzę. Nie zostanie zniszczony. Dostał ważne stanowisko, będzie cały czas przy Putinie, w kręgu jego zaufanych ludzi. To człowiek lojalny wobec Putina, zawsze lojalnie wypełniał jego polecenia. Nie widać w tej zmianie elementów upokarzania i niszczenia Szojgu przez Putina. Swoje nowe stanowisko Szojgu objął po innym zauszniku Putina - Nikołaju Patruszewie. Ten będzie odtąd tylko i aż doradcą Putina. - Jednak i tutaj nie mamy do czynienia z odsunięciem na boczny tor. Było to zresztą jasne już w momencie, gdy syn Patruszewa, Dmitrij, otrzymał w ramach rządu awans na wicepremiera. Patruszew senior pozostaje natomiast w najbliższym kręgu Putina, chociaż na mniej prestiżowym stanowisku. Ma też inne przed sobą zadanie, o którym mało mówiło się w kontekście ostatnich przetasowań na Kremlu. To znaczy? - Drugim obok Patruszewa doradcą Putina został Aleksiej Diumin, były gubernator tulski. Kiedy rozmawialiśmy po puczu Prigożyna w czerwcu zeszłego roku, mówiłem, że warto się temu człowiekowi przyglądać, ponieważ to jeden z potencjalnych następców Putina. Teraz wchodzi do pierwszej ligi rosyjskiej polityki. - Tak i od razu na bardzo odpowiedzialne stanowisko - w najbliższym otoczeniu Putina. Będzie terminować przy Patruszewie, uczyć się kremlowskiej polityki. To bardzo duży i bardzo wiele mówiący awans. Putin wybrał swojego następcę? - Tego jeszcze nie przesądzam, bo na Kremlu sytuacja potrafi zmieniać się bardzo dynamicznie, ale to na pewno jeden z najpoważniejszych kandydatów. Kim są inni? - Tutaj warto spojrzeć na niedawną rekonstrukcję rządu. Po zmianach znalazło się w nim kilku polityków z pokolenia 40-latków. To osoby z doświadczeniem gubernatorskim jak Aleksiej Diumin. Ten trafił akurat nie do rządu, ale do administracji Putina, zresztą razem z Patruszewem. W rządzie znalazł się zaś chociażby Anton Alichanow, były gubernator królewiecki, który został ministrem handlu i przemysłu. Podobnych postaci jest jeszcze kilka - np. Michaił Diegtiariow, minister sportu i były gubernator z Chabarowska, czy Roman Starowojt, minister transportu i były gubernator kurski. Warto przyglądać się też Borysowi Kowalczukowi - syn Jurija Kowalczuka, bardzo ważnego oligarchy i bankiera Putina - który został szefem Izby Obrachunkowej Federacji Rosyjskiej, czyli rosyjskiego odpowiednika NIK. To wszystko są ludzie, którzy za jakiś czas wypłyną w pierwszoligowej rosyjskiej polityce i będą bardzo mocni w systemie władzy. Nie bez powodu w komentarzach do dokonanych przez Putina zmian najczęściej pojawiał się ten o "dzieciach Kremla", które zaczynają przejmować władzę. - Tak, to jest nowy krąg, który zaczyna wchodzić na szczyty władzy, a który w hierarchii tej władzy obecny był już od jakiegoś czasu - na stanowiskach gubernatorów czy też w służbach. To nowe pokolenie, ale już zaufani ludzie putinowskiej władzy. Wprowadzenie tych osób do rządu i wokół rządu jest dużo bardziej znaczące niż zmiana na czele MON. Dlaczego? Putin szuka nowych ludzi na nowe, trudniejsze czasy? - Nie wiem, czy sam Putin. Myślę, że system władzy putinowskiej zwyczajnie buduje sobie zaplecze i przygotowuje nowe pokolenie do potencjalnej sukcesji po Putinie. By putinizm przetrwał bez Putina.