Różne polityczne frakcje przed wyborami wzięły na sztandary transportowe postulaty. Najwyższą kartą zagrali Bezpartyjni Samorządowcy, proponując bezpłatną komunikację publiczną w całym kraju. Trzecia Droga i Lewica wpisały do programów tani, ważny na całą Polskę bilet miesięczny, a Konfederacja i KO obniżkę do 0 proc. stawki VAT na bilety. PiS obiecuje natomiast darmowe podróże pociągami dla seniorów i myśli o wspólnym karnecie obowiązującym u różnych przewoźników kolejowych. Pasażerom, a jednocześnie potencjalnym wyborcom, niekoniecznie zależy jednak na darmowej lub niezwykle taniej jeździe autobusem czy pociągiem. Jak zauważa Tomasz Szelukowski z firmy Trako Projekty Transportowe, we wszystkich badaniach potrzeb komunikacyjnych, gdzie wyszczególniono różne postulaty dotyczące transportu, ceny biletów "z roku na rok odgrywają coraz mniejsze znaczenie". - Najważniejsze dla pasażerów są częstotliwość i bezpośredniość kursowania oraz punktualność - wylicza. Darmowa komunikacja dla uczniów ma sens? "Teraz niektóre miasta mają problem" Bezpłatna komunikacja swoje pochłania, bo samorząd lub inny organizator transportu na barki musi wziąć całość kosztów jej funkcjonowania. Odbija się to na liczbie kursów? W ocenie naszego rozmówcy, jeśli w ostatnich latach w miastach ze "zbiorkomem" bez płacenia skreślano połączenia z rozkładów, był to skutek coraz trudniejszej sytuacji w lokalnych budżetach. Jak uściśla Tomasz Szelukowski, z drugiej strony jest sporo miast, gdzie w ubiegłych latach - nierzadko tuż przed wyborami - rozszerzano katalog pasażerów uprawnionych do darmowych przejazdów. - Obejmowano nimi często np. uczniów oraz studentów i teraz niektóre miasta mają problem, gdyż budżet na komunikację miejską się zwyczajnie nie spina. W ostatnich latach koszty funkcjonowania komunikacji mocno wzrosły, a wpływy ze sprzedaży biletów gwałtownie zmalały - przypomina. Wspomniani przez niego uczniowie i studenci bardzo często korzystają z transportu publicznego i przez to najłatwiej zdiagnozować, jakie mają przewozowe potrzeby. Gdy zrobi się to poprawnie, generują sporą część przychodów. Ekspert powątpiewa więc, czy zapalanie dla nich zielonego światła na bezpłatne podróże jest racjonalne. - Trudno oczekiwać, że miasta ramię w ramię z rządem będą wprowadzały szerokie programy finansowe wsparcia grup społecznych. Są państwowe programy wsparcia dla rodziców jak 500/800 plus. Część z tych środków da się przeznaczyć na zakup biletów dla uczących się dzieci. Warto podkreślić, że komunikacja miejska w przeciwieństwie do przewozów lokalnych czy dalekobieżnych, jest wykluczona z jakichkolwiek dopłat bezpośrednich z budżetu państwa - wyjaśnia. Tylko dwa kursy dziennie, ale przejazd za darmo? "Czysty populizm" Zdaniem Tomasza Szelukowskiego jeśli wprowadzilibyśmy całkiem bezpłatne przejazdy w całym kraju, odnotowalibyśmy skokowy wzrost popytu, bo nagle więcej osób chciałoby jeździć transportem publicznym. - Sfinansowanie takiej idei pochłonęłoby więcej środków niż utraciłoby się wpływów z biletów. Tak więc - mając na względzie racjonalne zarządzanie finansami - lepsze są bardziej przemyślane pomysły ułatwiające korzystanie z transportu zbiorowego - zaznacza. Rozmówca Interii podaje przykłady takich projektów. Strzałem w dziesiątkę są dla niego bilety zintegrowane, w tym słynny karnet za 49 euro w Niemczech. Podobne programy wprowadziły też Węgry i Czechy. - Na jednym bilecie można podróżować różnymi środkami komunikacji zbiorowej. W naszym kraju pojawiają się inicjatywy jak Mazobilet (zintegrowany bilet na Koleje Mazowieckie i WTP w stolicy - red.) czy tygodniowy bilet wakacyjny Polregio i to wpisuje się w oczekiwania społeczeństwa - ocenia. Przypomina przy tym, że Polacy chcą mieć połączenia często i codziennie, gdy jednocześnie walczymy ze sporym wykluczeniem komunikacyjnym, obejmującym - według różnych szacunków - od kilku do kilkunastu milionów osób. - Rzucanie haseł o darmowym transporcie nie poprawi ich sytuacji. Przemieszczamy się nie tylko w godzinach szczytu, dojeżdżając do szkoły czy pracy i wracając do domów. Co nam więc z darmowego transportu, jeśli gdzieś dojeżdżają dwa autobusy dziennie? Wówczas taka bezpłatna komunikacja to czysty populizm - kwituje. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl