"10 lat niedasizmu" - napisał sprayem na asfalcie gość nietypowych urodzin zorganizowanych w poniedziałek na granicy Warszawy i Piastowa. Od dekady stoi tam wiadukt, którym nie przejechało dotąd żadne auto... bo nie wybudowano do niego dojazdów. Nawierzchnia jest, chodniki i pomazane bariery również, a dołem przejeżdżają pociągi. Na wiadukcie brakuje tylko ruchu - pod dostatkiem jest za to amatorów picia procentowych napojów pod chmurką. Kończy się to porozbijanymi butelkami, których kawałki leżą i na przeprawie, i wśród wysokich traw porastających nasyp. Wiadukt widmo w Warszawie. Stoi od 10 lat, nie ma do niego dróg Wiadukt stoi nieopodal osiedla Niedźwiadek. Miał usprawnić ruch w okolicy, a GDDKiA wybudowała go równolegle do innego mostu nad torami kolejowymi. Ten drugi wchodzi w skład drogi ekspresowej S2, znanej jako Południowa Obwodnica Warszawy (POW). Obie konstrukcje otwarto 31 lipca 2013 roku, lecz wyłącznie ta na "ekspresówce" gości jakiekolwiek pojazdy. Urodziny wiaduktu widmo, przypadające równo 10 lat od oddania go "do użytku", zorganizowali działacze stołecznej Nowej Lewicy oraz stowarzyszenia Bezpieczny i Zielony Ursus. Przynieśli tort, ciasteczka i bezalkoholowego szampana, a po krótkim świętowaniu zakasali rękawy i zabrali się do sprzątania. - Przez te 10 lat nie ruszyło się zbyt wiele - uznał w powitalnej mowie Krzysztof Daukszewicz, który zorganizował imprezę wraz z Kamilem Bąkowskim. Jak wymieniał, do absurdu doszło, ponieważ trasie S2 udzielono gwarancji, a inni wskazują na brak finansowania, niefortunny podział administracyjny i niedogadanie się samorządów, które miały wykonać drogi dojazdowe. Kolejny wiadukt przydałby się Ursusowi. "Ten przedwojenny zalewają deszcze" Konstrukcja nieużywana tak, jak powinna, nie leży wyłącznie w Warszawie - na jednym z jej krańców zaczyna się już granica Piastowa. Dziś wydaje się to bez sensu, bo piastowski, wcinający się klinem "trójkąt" od reszty miasta skutecznie oddziela trasa szybkiego ruchu. Kiedyś problemu nie było, bo i nie istniała POW. "Wiadukt bez dojazdów" widnieje pod tą nazwą w Mapach Google jako miejscowa atrakcja. To żart, ale mieszkańcom 60-tysięcznego Ursusa nie jest do śmiechu. Ich dzielnicę przecinają tory, którymi pociągi kursują co chwila. Naziemne przejazdy kolejowe nie mają sensu, bo rogatki byłyby niemal cały czas opuszczone. CZYTAJ: Polska zapomniała o katastrofie w Ursusie. Ofiary nie mają nawet tablicy Ursus ma tylko dwa czynne wiadukty. - Z czego ten na ulicy Cierlickiej jest regularnie zalewany podczas ulewnych deszczów. Gdy tak się dzieje, zostaje tylko wiadukt w alei 4 Czerwca, a kierowcy muszą nadkładać trasy - uściślił Krzysztof Daukszewicz w rozmowie z Interią. Radna Warszawy się dziwi: Jak można było zbudować wiadukt bez dojazdów? Jak dodał działacz, budowa dojazdów do wiaduktu widmo usprawniłaby komunikację między osiedlami Czechowice oraz Niedźwiadek. - Podobno można by było poprowadzić tędy skrót dla linii autobusowych do Piastowa. Ta historia jest kolejnym dowodem, że Sejm powinien wreszcie wrócić do tematu ustawy metropolitalnej. Takich miejsc, jak ten wiadukt, będzie coraz więcej - przewiduje. I wyliczył: - W okolicach Ząbek i Marek (miejscowości sąsiadujących ze stolicą - red.) brakuje połączenia infrastruktury rowerowej. W miejskich dokumentach jest też tramwaj do Ząbek, ale jak go sfinansować? Mamy wiele podmiotów, gmin, właścicieli... W polskich warunkach dogadanie się jest trudne, a "obwarzanek", czyli miasta i wsie blisko Warszawy, będzie się rozrastał - stwierdził Krzysztof Daukszewicz. Na ekranach dźwiękoszczelnych, rozdzielających kłopotliwy wiadukt od drogi S2, aktywiści zawiesili transparent. Przy napisie "10 lat bez dojazdu. 2 kadencje, 5 mln zł. Póki co" zrobili sobie zdjęcia. Ich działania wspiera Agata Diduszko-Zyglewska, lewicowa radna Miasta Stołecznego Warszawy, która zjawiła się na niecodziennych urodzinach. - Dzielnicowe władze nie zawsze rozumieją istotność pewnych inwestycji. Ważny okazał się wiadukt stanowiący część przelotowej POW, ale ten ułatwiający życie mieszkańcom już nie. Trudno wyjaśnić, jak można zbudować wiadukt bez dojazdów - mówiła Interii. Urząd dzielnicy o wiadukcie widmo: Starostwo w Pruszkowie nie wydało decyzji Zdaniem radnej ktoś w teorii powinien ponieść konsekwencje, ponieważ na nieużywaną budowlę wydano sporo pieniędzy. Dodatkowo po 10 latach stania odłogiem wiadukt zdążył się zniszczyć. - W drodze są dziury. Trzeba będzie dołożyć środki, aby poddać go renowacji. To niegospodarność - oceniła. Z Urzędu Dzielnicy Ursus wyszła jednak iskierka nadziei, że 11. urodzin wiaduktu w takiej samej formie, jak teraz, nie będzie. Katarzyna Białczyk z tej instytucji powiadomiła Interię, że na początku marca złożono wniosek do Starostwa Powiatowego w Pruszkowie, dotyczący budowy dróg dojazdowych. "Starostwo jeszcze rozpatruje wniosek i nie wydało decyzji zezwalającej na realizację inwestycji. Możemy ją rozpocząć po uzyskaniu decyzji ZRID (dokument pozwalający na inwestycję drogową - red.) i zawarciu umowy z wykonawcą wybranym w przetargu. Budowa będzie podzielona na dwa etapy, po stronie Warszawy i stronie Piastowa" - sprecyzowała. W ocenie urzędników zakończenie budowy dróg łączących wiadukt ze światem planowane jest na koniec przyszłego roku. "Uzależnione jest to od terminu uzyskania ostatecznej decyzji ZRID" - podsumowała Katarzyna Białczyk. "Komiczne odpowiedzi" z ratusza. Gdzie jeszcze w Warszawie są problemy? Agata Diduszko-Zyglewska zauważyła, że w stolicy - poza wiaduktem w Ursusie - są też inne kłopotliwe miejsca, a "typowo warszawskim" problemem nazwała miejsca pozbawione naziemnych przejść dla pieszych. - Przykładowo na ulicy Wolskiej, przy placu Bankowym, rondzie Waszyngtona i Dworcu Wileńskim. Przyjęto tam, że ludzie mają schodzić pod ziemię, co oznacza, że ulicę trudno pokonać komuś z dziecięcym wózkiem albo poruszającemu się na wózku - alarmowała. Podkreśliła przy tym, iż miejskie władze - pytane przez nią, czy podziemne przejścia zostaną zlikwidowane - udzielają "komicznych odpowiedzi", wskazując na przepustowość, zmiany świateł i przyzwyczajenia mieszkańców. Według radnej jest inaczej, a warszawiacy narzekają na takie tunele. - Naziemne przejścia udało się wywalczyć przy tzw. rondzie Praw Kobiet, niestety wciąż Dmowskiego (jest ono obok Pałacu Kultury - red.). Wciąż wygrywa myślenie uwzględniające wygodę kierowców prywatnych aut, bez brania pod uwagę, że i oni stają się pieszymi oraz rowerzystami - skwitowała Agata Diduszko-Zyglewska. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl