"El Pais": Walka o głosy kelnerów. Donald Trump wyciąga asa z rękawa
Co dzieje się w Vegas, nie zawsze zostaje w Vegas. Donald Trump w mieście hazardu niespodziewanie wyciągnął asa z rękawa. Obiecał, że jeśli wygra wybory 5 listopada, zniesie obowiązek płacenia podatków za napiwki. Propozycję skopiowała Kamala Harris, a niedługo potem na Kapitol trafiła propozycja zmian w prawie.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet
- Tym razem przyglądamy się sytuacji w USA na dzień przed wyborami prezydenckimi
- Kandydaci prześcigają się w obietnicach. Jedna z głośniejszych dotyczy zniesienia opodatkowania napiwków
- Sprawa dotyczy setek tysięcy osób - opisuje hiszpański dziennik "El Pais"
Od wielu tygodni republikanin objeżdża ze swoim pomysłem cały kraj, ale szczególnie nalega na zniesienie podatków od napiwków za każdym razem, gdy odwiedza Las Vegas. Obszar metropolitalny stolicy światowej rozrywki skupia ponad dwie trzecie populacji stanu Nevada. Pracownicy branży hotelarsko-gastronomicznej są tutaj główną siłą wyborczą.
Licząca 3,2 miliona mieszkańców Nevada jest najmniej zaludnionym stanem z siedmiu tzw. wahających się. To w nich rozstrzygną się amerykańskie wybory prezydenckie. I to pomimo posiadania przez Nevadę zaledwie sześciu głosów w Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych.
- Pracownicy hoteli i restauracji będą bardzo szczęśliwi. Kiedy obejmę urząd, zrezygnujemy z opodatkowania napiwków - powiedział Donald Trump w czerwcu na wiecu w Las Vegas. Dodał, że zrobi to "natychmiast", jako "pierwszą rzecz po objęciu stanowiska". Może być to nieco mylące, ponieważ taka decyzja nie znajduje się w kompetencjach prezydenta, ale Kongresu.
Napiwki mają swoje korzenie w XVI-wiecznej Anglii. W Stanach Zjednoczonych nie są wcale wyrazem uznania dla wysokiej jakości usług. Na przestrzeni lat stały się ważnym uzupełnieniem niskiej pensji.
Na początku XX w. to kelnerzy w niektórych modnych amerykańskich restauracjach musieli płacić właścicielowi za pracę (a tym samym zbierać dużo napiwków). Ci, którzy nie chcieli uiszczać swoistego haraczu, musieli liczyć się z konsekwencjami. Po wielu latach napiwki nadal stanowią znaczą część wynagrodzenia pracowników branży hotelarsko-gastronomicznej, i to w coraz większej liczbie sektorów.
Kopiuj-wklej, czyli Kamala Harris odpowiada
Propozycja Trumpa, chociaż pełna sprzeczności, trafiła na podatny grunt. Demokraci niemal od razu podnieśli alarm, a na swoim pierwszym wiecu w Las Vegas po rezygnacji Joe Bidena ze starań o reelekcję Kamala Harris zobowiązała się do ulżenia "zwykłym Amerykanom". - Będziemy kontynuować naszą walkę o los rodzin w USA, w tym o podniesienie płacy minimalnej i wyeliminowanie opodatkowania napiwków dla pracowników usług i hotelarstwa - zapowiedziała wiceprezydent.
- Kamala Harris (...) po prostu skopiowała moją propozycję - odparł gniewnie Trump za pośrednictwem platformy Truth Social. - Ona nie ma własnych pomysłów, może je tylko ukraść ode mnie - dodał.
- Jesteśmy podekscytowani, że kandydaci na prezydenta mówią o napiwkach - powiedział niedawno w Waszyngtonie Saru Jayaraman, współzałożyciel i prezes One Fair Wage, organizacji zrzeszającej 300 tys. pracowników usług i około tysiąc właścicieli restauracji.
- To ważne dla pracowników w Nevadzie i dla wielu osób w całym kraju - podkreślił z kolei Ted Pappageorge, skarbnik Culinary Union, największego związku zawodowego pracowników restauracji w Nevadzie. Obaj jednak zwracają uwagę na wieloaspektowość sprawy.
- W Stanach Zjednoczonych mamy tzw. płacę subminimalną, która jest niższa od płacy minimalnej. Najniższa stawka dopuszczana przez prawo federalne wynosi 2,13 dolara za godzinę - wyjaśnia Pappageorge.
- To skandal, ale Trump nic o tym nie powie, ponieważ jest dużym pracodawcą. Woli płacić 2,13 dolara za godzinę - wskazał. Jego zdaniem propozycja kandydatki demokratów jest bardziej kompleksowa. - Kamala Harris powiedziała: zajmiemy się podatkami od napiwków. Chcemy, by były sprawiedliwe. Ale zamierzamy również podnieść płacę minimalną dla wszystkich pracowników, w tym osób, które utrzymują się z napiwków. To coś zupełnie innego. Trump myli się w tej kwestii, to Harris jest wiarygodna - przekonuje.
Paradoksy propozycji Trumpa
- Płaca subminimalna dla pracowników zarabiających dodatkowo na napiwkach jest bezpośrednim dziedzictwem niewolnictwa - argumentuje Jayaraman. - Została stworzona po akcie emancypacji (zniesienia niewolnictwa na terenie skonfederowanych stanów - red.), by umożliwić zatrudnianie dawnych niewolników, zwłaszcza czarnoskórych kobiet. Chodziło o to, by nie płacić im wynagrodzenia i mówić, że od teraz będą utrzymywać się z napiwków. To wtedy po raz pierwszy w historii użyto ich jako substytutu wynagrodzenia, a nie jako gratyfikacji, jak zamierzono - kontynuuje.
Ten system płacy poniżej minimalnej utrzymuje się w 43 z 50 stanów w USA i dotyczy głównie Afroamerykanów, imigrantów i młodych osób, dopiero wchodzących na rynek pracy. A zwłaszcza kobiet, które stanowią przeważającą większość w tym sektorze.
Demokraci postanowili "pożyczyć" pomysł Trumpa. - Eliminacja federalnego podatku od napiwków jest zgodna z naszą wieloletnią walką o pracujące rodziny - mówi Carlos Perez, rzecznik Partii Demokratycznej w stanie Nevada.
Okazuje się jednak, że osoby o niższych dochodach są już w praktyce zwolnione z podatku na podstawie obowiązujących przepisów. W efekcie majstrowanie przy podatkach może się okazać korzystne dla tych, którzy są kilka szczebli wyżej w drabinie płac (średnia pensja kelnera w USA wynosi 36 530 dolarów rocznie). Tym samym kasjer zatrudniony w supermarkecie może zapłacić większy podatek niż kelner, nawet jeśli zarabia mniej.
Może to mieć nieoczekiwane konsekwencje. Jeśli zmiana nie zostanie dobrze opisana w prawie - lepiej zarabiający specjaliści (prawnicy, lekarze itd.) mogą otrzymać część swojego wynagrodzenia w formie dobrowolnego napiwku.
Republikanie i demokraci jednym głosem
Z Las Vegas pomysł Trumpa dotarł na Kapitol, gdzie wniesiono już kilka projektów ustaw zwalniających napiwki z opodatkowania. Jeden z nich pochodzi od Steve'a Horsforda, demokratycznego kongresmena z Nevady, który 5 listopada będzie ubiegał się o reelekcję. W swojej propozycji zawarł on likwidację płacy subminimalnej i zwolnienie napiwków z opodatkowania.
- Tacy pracownicy nie powinni być opodatkowani podwójnie, od swoich wypłat i napiwków. Zasługują na pełne owoce swojej pracy. Chcę jasno powiedzieć, że w ustawie o napiwkach nie chodzi tylko o płace czy podatki. Chodzi o sprawiedliwość ekonomiczną - powiedział polityk w Waszyngtonie tuż po prezentacji swojej propozycji.
W tym przypadku jego słowa nie różniły się zbytnio od stanowiska republikanina Thomasa Massie. - Opodatkowanie napiwków jest regresywne i sprzeczne z amerykańską tradycją. Obecnie płatności cyfrowe pozwalają rządowi opodatkować wszystkie transakcje, nawet te, które w przeszłości nie były opodatkowane. Przy gwałtownie rosnącej inflacji sensowne jest wyeliminowanie podatku od napiwków i zapewnienie ulgi pracującym - powiedział, ogłaszając własne rozwiązanie.
Miłośnicy i przeciwnicy Donalda Trumpa
Celia Pérez, 59-letnia kelnerka w hotelu MGM Grand Casino, wspólnie ze Stehany Barrientos, prowadziła kampanię od drzwi do drzwi w rejonie Twin Lakes na przedmieściach Las Vegas. Agitowały na rzecz Kamali Harris. W rozmowach z mieszkańcami dominował język hiszpański. Na pytanie o listopadowe głosowanie większość odpowiadała, że podjęła już decyzję.
33-letnia Barrientos jest Peruwianką i przebywa w USA od siedmiu lat. Pracuje w hotelu sieci Wynn. - To kraj pracowników. Większość z nas należy do klasy średniej. Ważne jest, by ludzie byli dobrze poinformowani i świadomi - wyjaśniła, spacerując w upale ulicami Las Vegas. - Każdy głos się liczy. Staramy się uświadamiać ludzi. Osobiście nie mogę głosować, ale staram się, by moje słowa były słyszane przez innych, którzy maja takie prawo. To ważne, by z niego skorzystali - dodała.
Trump oprócz propozycji likwidacji opodatkowania napiwków obiecał także zwolnić z podatku nadgodziny oraz odliczyć odsetki od kredytów na auta. - Wiecie, co jest zabawne? Następną rzeczą, jaką powie, będzie obietnica braku podatków dla wszystkich i od czegokolwiek. To niedorzeczne - ripostuje Pappageorge. - Mówi różne rzeczy. Nie wierzymy w większość z nich, ponieważ ciągle kłamie - dodaje.
Rozmawiamy z Randallem. 51-letni kierowca opowiada się po stronie miliardera. - Jestem Afroamerykaninem, należę do niższej klasy średniej i popieram Trumpa. Kiedy był prezydentem, na świecie panował pokój, wszyscy zarabiali godne pieniądze - przekonuje.
Ale mężczyzna przyznaje, że jego rodzina jest podzielona. - Mój młodszy brat kocha Trumpa, ale starszy i siostra go nienawidzą - przyznaje. 51-latek mówi wprost: - Wszystko jest teraz drogie. Kiedy drożeje gaz, drożeje wszystko. Jedynym sposobem na obniżenie inflacji jest produkowanie więcej energii i to właśnie zamierza zrobić Trump - dodaje.
Widmo czerwonej fali, czyli walka o głosy Latynosów
Trump i Harris byli w Las Vegas, zabiegając o głosy Latynosów. Stanowią około 20 proc. wyborców w Nevadzie i są znaczną większością w branży hotelarskiej. Emmanuelle Leal-Santillán jest rzeczniczka organizacji Somos Latinos (Jesteśmy Latynosami - red.). 41-latka nie zgadza się z poglądem, że republikanin zyskuje znaczące poparcie w tej grupie. - To narracja, którą słyszymy przy okazji każdych wyborów, ale koniec końców jest fałszywa. W 2022 r. słyszeliśmy to samo. Przekonywano, że w społeczności latynoskiej nadchodzi czerwona fala (kolor Partii Republikańskiej - red.), ale tak się nie stało - dodaje.
- Słyszymy od ludzi, że ich głównym problemem jest gospodarka, a największym zmartwieniem są ceny żywności i mieszkań. Latynoscy wyborcy szukają kandydata, który przedstawi im ekonomiczną wizję przyszłości. Uważamy, że Kamala Harris to robi, podczas gdy Trump mówi dużo o problemach, a nie o rozwiązaniach. Trump walczy na rzecz korporacji i bogatych - podkreśla.
- Demokraci nigdy nie biorą żadnego głosu za pewnik. Każdego dnia ciężko pracujemy nad przekonaniem do naszego programu - zapewnia Carlos Perez z Partii Demokratycznej. - Latynoscy wyborcy są dla nas kluczowi - mówi.
Ale Kamala Harris nie może liczyć na bezgraniczne zaufanie latynoskich wyborców. Świadczy o tym przykład José, 54-letniego elektryka z Michoacán w Meksyku. Mężczyzna mieszka w Las Vegas od 20 lat i jest obywatelem USA od 2005 r. Nie przepada za żadnym z kandydatów, ale jeśli musi już kogoś wybrać, wskaże na Trumpa.
54-latek uważa, że stanowisko miliardera w sprawie imigracji - np. obietnica masowej deportacji nielegalnych imigrantów - jest "bardziej spójna". Jego zdaniem do USA napłynęło "wiele osób, które nie chcą pracować". Dodatkowo José nie podziela stanowiska Harris w sprawie aborcji.
Przed kandydatami obu głównych ugrupowań ogromne wyzwanie. Politycy Partii Demokratycznej wygrali ostatnie cztery wybory prezydenckie w Nevadzie. W 2020 roku Biden zdobył 50,1 proc. głosów spośród 1,4 miliona wyborców. Trump otrzymał do 47,7 proc. Przewaga obecnego prezydenta wyniosła 33,6 tys. głosów. Tym razem sondaże są wyrównane, z niewielkim wskazaniem na Trumpa. Dlatego - jak to w Las Vegas - typowanie zwycięzcy przypomina grę w ruletkę.
---
Więcej informacji na temat wyborów można znaleźć w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Autor: MIGUEL JIMÉNEZ / EDICIONES EL PAÍS 2024
Tłumaczenie Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---