Był taki czas kiedy Sejm i Senat stanowiły nad Wisłą powód do dumy, a naszego parlamentu zazdroszczono za granicą. Zbudowany na tradycji i szacunku do instytucji państwa parlamentaryzm wyróżniała troska o dobro wspólne. By to pokazać, musimy cofnąć się do końca tzw. złotego wieku. Korona Królestwa Polskiego - idea wyrosła z czasów Kazimierza Wielkiego, była wtedy u szczytu potęgi, a jednocześnie mierzyła się z jednym z najpoważniejszych zagrożeń w swojej historii. "Aż do zgonu Zygmunta Augusta, Rzeczpospolita (...) przypominała w pewnej mierze Wielką Brytanię. (...) Ustrój określały rozmaite akty prawne wydawane w przeciągu wieków, w miarę potrzeby i rozwoju stosunków wewnętrznych. Wszystko razem spajał obyczaj i potężna tradycja, która z samej zasady elekcyjności i tronu czyniła formalność tylko" - napisał w "Ostatniej z rodu" nieoceniony, jeden z najwybitniejszych polskich historyków Paweł Jasienica. Ostatni z Jagiellonów nie zostawił po sobie syna. O wyborze władcy decydowała szlachta, ale dotychczas zawsze miała wskazanego kandydata - potomka umierającego władcy. Tym razem Sejm musiał wybrać nowego króla. Konieczne było przeciwstawienie się obcym mocarstwom, które na wawelskim tronie chętnie widziałyby swojego wasala. Zanim pokażemy, jak radzili sobie nasi posłowie, wyjaśnimy dlaczego Rzeczpospolita Obojga Narodów była atrakcyjnym "łupem" dla zagranicznych potęg. Złota Rzeczpospolita Kraj wielki, silny zamożnością szlachty, bogaty w zboże. Plony z Polski, Litwy i Ukrainy przez Gdańsk trafiało do Holandii i Wielkiej Brytanii. Ale niech o randze państwa świadczy skarbiec jego władcy. Król swój majątek zazwyczaj trzymał w tajemnicy, jednak Zygmunt August raz zrobił wyjątek. W 1560 roku nuncjusz apostolski Bernard Bongiovanni dostąpił zaszczytu i wszedł do królewskiego skarbca. Dzięki jego relacji wiemy, co tam się znajdowało. ZOBACZ: Ojciec, Wskrzesiciel, Odnowiciel. Tak prasa żegnała marszałka Piłsudskiego Papieski legat na Wawelu zobaczył 16 skrzyń. W niektórych znajdowały się wyłącznie złote monety, w innych - klejnoty. Był tam na przykład diamentowy medal cesarza Karola V. Były też inne, jak wskazał Bongiovanni - "starożytne" cuda. W tym czapka wysadzana szmaragdami, rubinami i diamentami oraz 30 wysadzanych złotem i srebrem siodeł. "Klejnoty (...), z którymi weneckie i papieskie nie mogą iść w porównanie" - relacjonował legat w liście do papieża. Nie dziwi więc, że państwo, którego władca gromadził taki majątek, było celem zagranicznych intryg. "Elita parlamentarna" Król Zygmunt August zmarł 1572 roku. Był władcą lubiącym spokój i w jego postawie, na co wskazuje też Jasienica, można zauważyć postawę typu "państwo to ja". Syn temperamentnej Włoszki i potężnego ojca bardziej troszczył się o dom Jagiellonów, niż o dobrobyt państwa. Ale wtedy właśnie to Sejm stanowił siłę inicjującą. To posłowie rozprawiali o tym, na jakie drogi łożyć pieniądze, gdzie regulować rzeki. Oczywiście częściowo robili to w swoim interesie, by usprawniać handel zbożem, ale korzyści z tego wpływały na wszystkie dziedziny życia. "Sejmy walne koronne to była wtedy taka elita parlamentarna, na jaką nigdy już później Polska nie miała się zdobyć. Izba żądała wzmocnienia skarbu i władzy, ustroju i szkolnictwa, uparcie radziła o 'poprawie Rzeczypospolitej'" - pisał Jasienica. Tutaj warto zwrócić uwagę na znaczenie polskich tradycji. "Kto zapomni o tradycjonalizmie nowatorskiej Rzeczypospolitej XVI wieku, ten się nie połapie w jej dziejach" - wskazuje nam historyk. I tak na przykład jeszcze w czasach Zygmunta Augusta, kiedy król wjeżdżał do stołecznego wtedy Krakowa, najpierw mogli witać go mieszczanie kazimierscy, a dopiero później krakowscy. Dlaczego? Bo ponad 200 lat wcześniej mieszkańcy Krakowa zbuntowali się przeciwko Władysławowi Łokietkowi. Płacili za to karę, choćby ceremonialną, przez stulecia. ZOBACZ: "Polska musi mieć kolonie". Mocarstwowe ambicje II Rzeczypospolitej Takich tradycji było więcej. W Senacie kasztelan krakowski zasiadał przed wojewodą krakowskim. Teoretycznie wojewoda stał wyżej w hierarchii, ale tradycji nie zmieniono aż do rozbiorów w XVIII wieku. Trwała więc przeszło pięćset lat, bo pochodzi z czasów Bolesława Krzywoustego, który godności pierwszego miejsca pozbawił wojewodę krakowskiego Wszebora. Zrobił to, ponieważ ów wojewoda stchórzył z pola bitwy. Senat w ogóle był pokazem majestatu Rzeczypospolitej. Obradom senatorów mogli przysłuchiwać się wyłącznie ich synowie, posłowie oraz sekretarze. Kiedy jednak członkowie izby przemawiali, żaden z wymienionych gości nie miał prawa usiąść. We współczesnym Senacie i owszem, gościom również trudno jest usiąść, ale tylko ze względu na ciasnotę sali obrad przy Wiejskiej w Warszawie. Pierwsza panna Europy Zygmunt August umarł i nad Rzeczpospolitą nadciągnęły czasy niepewne. Nie było zwierzchnika państwa, a mimo to kraj pozostał bezpieczny. Jeżeli komuś mało dowodów na poprawne zachowanie ówczesnej klasy politycznej, niech świadectwem będzie relacja papieskiego dyplomaty - Antonio Maria Grazianiego. Po śmierci króla ów pan próbował dostać się do Polski, co było znacznie utrudnione, bo granice zabezpieczono przed intruzami i szpiegami. Dróg strzegły szlacheckie "roty polskie", które kontrolowały każdego przyjezdnego. "Szlachta (...) wykonała niezłomne przekonanie swego Sejmu, że podczas bezkrólewia największym złem będą intrygi zagranicy" - podkreślał Jasienica. Dobrze wyjaśnił to też Andrzej Tomczak, który w 1963 roku napisała studium "Walenty Dembiński, kanclerz egzekucji". "W ciągu wielu miesięcy bezkrólewia po śmierci Zygmunta Augusta społeczeństwo szlacheckie doskonale zdało egzamin ze swej dojrzałości politycznej. Bo choć nie obyło się bez sporów, kłótni, tarć, przecież nigdzie nie przekroczyły one granicy, nigdzie nie doprowadziły do zbrojnych zamachów i krwi rozlewu" - wskazywał historyk. Ostatecznie szlachta za króla obrała francuskiego księcia Henryka, upatrując szansy w sojuszu z Walezjuszami. Świadczy to między innymi o tym jak ważna wydawała się Rzeczpospolita, nawet w oczach panów z tak odległego Paryża. To jednak nie koniec opowieści o przywiązaniu polskiej szlachty do tradycji. Choć król Henryk w żaden sposób nie był związany krwią z nadwiślańskimi dynastiami, został wybrany władcą. Musiał się jednak zgodzić na ślub z siostrą Zygmunta Augusta, ostatnią niezamężną córką Zygmunta Starego - Anną. Niby nic nadzwyczajnego, szczególnie w tamtych czasach, ale Anna miała wtedy już ponad 50 lat. Francuz natomiast liczył 23 wiosny. Co więcej, jego nowa wybranka była, mówiąc delikatnie, nie najpiękniejsza. Niech nam Jej Wysokość wybaczy, ale w opisach ówczesnych dziejopisarzy można zauważyć porównania oblicza do mało urodziwego przodka Anny - Władysława Jagiełły. Poślubienie jej było jednak warunkiem koniecznym, a za królewną stał też pokaźny spadek po bracie, więc Walezy na ślub się zgodził. Ostatecznie do sakramentów nigdy nie doszło, bo Henryk uciekł z Krakowa, kiedy tylko zwolnił się tron króla Francji. Tradycja pozostała jednak silnym i nadal obowiązującym warunkiem. Jagiellonkę poślubił nasz kolejny władca elekcyjny - Stefan Batory i Anna została królową Polski. Co nigdy nie udałoby się bez szlachty i jej przywiązania do własnej dynastii i własnej tradycji.