To dziesiąty szalet publiczny w Białymstoku, ale jak twierdzi lokalny "Kurier Poranny", jest on jednym z "najbardziej efektownych". "Wrażenie robi marmurowa elewacja, są dwie części - męska i żeńska. Za korzystanie z niego pobierane będą opłaty w wysokości 1 zł" - podano. 400 tys. złotych za szalet. "Cena z kosmosu" Wiceprezydent Białegostoku Rafał Rudnicki informując o nowej inwestycji w mieście podkreślił, że "takie obiekty też są potrzebne". "Zbudowany kosztem ponad 400 tys. zł (z tego 120 tys. zł to przyłącza), będzie jeszcze w październiku służył nie tylko odwiedzającym nasze miasto turystom" - zapewnił. Wpis samorządowca podzielił internautów. Niektórzy argumentują, że szalet to inwestycja niezbędna, a zatrzymujący się na pobliskim parkingu autokarowym nie będą musieli korzystać z toalet w restauracjach. Większość jednak wskazuje, że za cenę ponad 400 tys. złotych można... wybudować dom. "Jak to możliwe, że tyle kosztował malutki szalet? Już nie będę nawet komentować jego wyglądu" - komentuje jeden z internautów. "Inwestycja jak najbardziej uzasadniona, ale rzeczywiście aż 400 tys.", "cena z kosmosu", "to są jakieś kpiny z ludzi" - dodają kolejni komentujący. Samorządowiec odpowiada. Internauci ripostują Ostatecznie wiceprezydent stanął w obronie kosztów inwestycji odpowiadając na jeden z komentarzy: "Dziwi Pana cena? Ma Pan świadomość tego, jakie są teraz ceny/oferty na najmniejszą nawet inwestycję?" - napisał Rafał Rudnicki. "Szeregówkę można za to postawić i jeszcze na tym zarobić" - odpowiedziała jedna z internautek. "Kurier Poranny" przypomina, że koszty utrzymania wszystkich toalet w Białymstoku w poprzednim roku wyniosły 73 965,70 zł. Dochody z opłat za korzystanie z obiektów wyniosły ponad 3,3 tys. złotych.