Według źródeł w tureckich służbach bezpieczeństwa, na które powołuje się Anatolia, aresztowani należą do Zjednoczonych Sił na rzecz Wolności (BOG), syryjskiej milicji kurdyjskiej.Członkowie BOG, zwłaszcza zaangażowani w zwalczanie dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), uważani są za blisko związanych z działającą w Turcji nielegalną Marksistowsko-Leninowską Partią Komunistyczną. 11 lutego zamaskowani osobnicy obrzucili koktajlami Mołotowa, a następnie ostrzelali wejście do redakcji konserwatywno-religijnego dziennika "Yeni Safak", w europejskiej części tureckiej metropolii. Następnie w taki sam sposób została zaatakowana redakcja gazety o tym samym profilu, "Yeni Akit", mieszcząca się w azjatyckiej części Stambułu. Wskutek ataków nikomu nic się nie stało, a straty materialne były niewielkie - zauważa AFP. Tureckie władze natychmiast przypisały atak rebeliantom z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), uważanej przez rząd w Ankarze za organizację terrorystyczną. Blisko związane z rządem Turcji gazety popierają kampanię wojskową, rozpoczętą w grudniu 2015 roku i prowadzoną głównie w kurdyjskich miejscowościach położonych na południowym wschodzie kraju. Kampania ma na celu wyparcie stamtąd bojowników PKK, którzy ogłosili na tych terenach "powstanie". Rozejm między bojownikami PKK a siłami tureckimi został zerwany w lipcu ubiegłego roku. Walki między armią, policją i bojownikami rozgorzały po dwóch latach spokoju; po obu stronach zginęło wiele osób. W wyniku wznowionego konfliktu śmierć poniosły też dziesiątki cywilów. Według organizacji pozarządowych może chodzić o ponad 200 osób. Dziesiątki tysięcy ludzi musiały opuścić swoje domy. Zakazana w Turcji PKK, która domaga się większej autonomii dla Kurdów w tym kraju, jest również przez UE i USA uznawana za organizację terrorystyczną. Bojownicy organizacji chwycili za broń w 1984 roku i szacuje się, że od tego czasu konflikt kurdyjsko-turecki pociągnął za sobą ok. 40 tys. ofiar śmiertelnych, głównie kurdyjskich rebeliantów.