- Samochód, który 15 lipca brał udział w śmiertelnym wypadku na moście Dębnickim w Krakowie poruszał się z prędkością 162 km/h - przekazała w rozmowie z Interią zastępca rzecznika Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Kinga Okoń. Tragiczny wypadek na moście Dębnickim. Nowe ustalenia Jak dodała, w toku śledztwa nie stwierdzono, by miała tam miejsce "próba hamowania". Pierwsze o nowych ustaleniach służb w sprawie tragicznego wypadku na moście Dębnickim w Krakowie poinformowało radio RMF FM. Wcześniej, jak informowaliśmy w Interii, pod koniec sierpnia służbom udało dotrzeć się do świadka feralnego zdarzenia, który przechodził przez aleję Trzech Wieszczów w Krakowie chwilę przed wypadkiem żółtego renault. Jak przekazała prokuratura, to obywatel Wielkiej Brytanii, który przyjechał na odpoczynek do Krakowa. - Policja ustaliła i potwierdziła tożsamość tej osoby - mamy adres zamieszkania, miejsce, gdzie ta osoba przebywa (...). Ta osoba zostanie przesłuchana w charakterze świadka w swoim kraju przez organy tamtejszego wymiaru sprawiedliwości - zapowiadał wówczas prok. Rafał Babiński. Tragiczny wypadek w Krakowie. Patryk P. był pod wpływem Już 22 sierpnia Prokuratura Okręgowa w Krakowie informowała, że pojazd prowadzony przez Patryka P. poruszał się z prędkością około 160 km/h. Oznacza to, że trzykrotnie przekroczył on dozwoloną w tym miejscu prędkość (50 km/h). Wiadomym też było, że mężczyzna kierował pojazdem pod wpływem alkoholu. W jego organizmie stwierdzono 2,3 promila. Pijanych był też dwóch z trzech pasażerów żółtego renault. Z ustaleń śledczych wynika jednak, że Patryk P. nie prowadził pojazdu od samego początku. Na dwa kilometry przed miejscem wypadku miał przejąć kierownicę od jedynego trzeźwego współpasażera. Tragiczny wypadek na moście Dębnickim. Nie żyją cztery osoby Tragedia na moście Dębnickiem w Krakowie rozegrała się w nocy z 14 na 15 lipca. - Po godzinie trzeciej nad ranem dostaliśmy zgłoszenie, że pojazd osobowy z niewyjaśnionych przyczyn zjechał na nadbrzeże z mostu Dębnickiego i nikt z samochodu nie wychodzi - przekazał wówczas w rozmowie z Interią mł. kpt. Hubert Ciepły, rzecznik prasowy małopolskiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. Samochód dachował, by dostać się do poszkodowanych, konieczne było wykorzystanie narzędzi hydraulicznych. Niestety, mimo szybkiej reakcji służb, a także podjęcia się próby reanimacji, w wyniku zdarzenia zginęły cztery osoby. Wśród ofiar śmiertelnego wypadku jest syn celebrytki Sylwii Peretti znanej z programu "Królowe życia" czy występu w "Kuchennych rewolucjach". Informacje na ten temat potwierdził menedżer kobiety. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!