Incydent w rosyjskiej ambasadzie. Moskwa ma pretensje o reakcję na... alarm
Rosja ma pretensje do Mołdawii o to, że zareagowała na alarm bombowy w rosyjskiej ambasadzie na terenie tego kraju. Zdaniem Rosjan doszło do złamania zasad Konwencji wiedeńskiej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Mołdawii odpowiada na oskarżenia.

Do incydentu w budynku ambasady Federacji Rosyjskiej w stolicy Mołdawii doszło w środę. Szefowa wydziału łączności i protokołu Generalnego Inspektoratu Policji Diana Fetko poinformowała, że służby otrzymały zgłoszenie o podłożeniu ładunku wybuchowego.
Teren został natychmiast ogrodzony przez policję, a na miejsce wysłano specjalistyczne służby. Po sprawdzeniu okazało się, że alarm był fałszywy.
Na wydarzenia w Kiszyniowie zareagowało rosyjskie MSZ, które poinformowało o złożeniu protestu u ambasadora Mołdawii w Moskwie. Jak wyjaśniono, mołdawskie służby naruszyły zobowiązania międzynarodowe wynikające z Konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych m.in. poprzez utrudnienie pracownikom dostępu do budynku.
Mołdawia. Resort spraw zagranicznych reaguje na zarzuty z Rosji
Po kilkudziesięciu godzinach od zdarzenia do sprawy odniosło się mołdawskie MSZ. W komunikacie skrytykowano rosyjską narrację i zapewniono, że wszystkie działania były zgodne z prawem.
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Mołdawii odrzuca oskarżenia o naruszenie Konwencji wiedeńskiej z 1961 r. z powodu działań w Ambasadzie Rosji w Kiszyniowie. Władze podjęły interwencję zgodnie z prawem i zobowiązaniami międzynarodowymi po otrzymaniu ostrzeżenia o możliwym zagrożeniu dla ambasady" - napisano.
"Celem podjętych działań było zapewnienie bezpieczeństwa personelu dyplomatycznego, obywateli w tym rejonie oraz porządku publicznego" - dodano.
Jednocześnie podkreślono, że zgodnie z lokalnymi przepisami, osoba która wywołała fałszywy alarm może zostać ukarana grzywną w wysokości 42,5 tysiąca lei (9,1 tys. zł - red.), a także pozbawiona wolności do dwóch lat.