Gęsty, czarny dym wydobywał się spod drzwi na korytarz, niosąc ze sobą zapach spalenizny. Mieszkańcy bloku, wyrwani z głębokiego snu, chwycili się za twarze, próbując uchronić się przed duszącymi oparami. Szybko zorientowali się, że pożar wybuchł w mieszkaniu państwa Stańków. Strażacy, przeczesując zgliszcza, natrafili na przerażający widok: pod pościelą spoczywało martwe ciało nastoletniej Aleksandry. Rodzice pojechali do znajomych Jest sobota, 13 października 2001 r. Dla Aleksandry był to kolejny weekend spędzony w samotności. Choć tęskniła za rodzicami, którzy wyjechali do rodziny na działkę pod Warszawę, wolała zostać sama. Miała swoje plany - spotkania ze znajomymi, ulubioną książkę, ciszę i spokój. Z uśmiechem pomachała rodzicom na pożegnanie, nie przeczuwając, że ten dzień okaże się ostatnim, w których ich zobaczy. Niedługo po tym Ola udała się na korepetycję z matematyki. Później do mieszkania zaprosiła Olgę, swoją przyjaciółkę. Wkrótce do nastolatek dołączył Michał, chłopak Aleksandry. Kiedy wybiła 16, Olga postanowiła wrócić do domu, a para odprowadziła ją pod blok. Następnie poszli razem na spacer i coś zjeść. Po powrocie do mieszkania rodziców Oli oglądali telewizję. Seans przerwał niespodziewany telefon. Dzwonił tata nastolatki. Jego córka zapewniła go, że wszystko jest w porządku. O tym, że przebywa u niej chłopak, nie wspomniała. Aleksandra Stańko. Nastolatka Aleksandra Stańko przyszła na świat 21 listopada 1984 roku w Lublinie, co oznaczało, że w 2001 r. miała 17 lat. Dorastała w niewielkim, ale przytulnym mieszkaniu na czwartym piętrze wieżowca przy ulicy Chęcińskiego, położonego w zielonej dzielnicy Czechów. Jako jedyne dziecko, Ola spędzała dzieciństwo otoczona miłością rodziców: pana Adama, znanego w mieście dziennikarza telewizyjnego, oraz pani Anny, miłośniczki książek, pracującej w lokalnej bibliotece. Tworzyli zgraną rodzinę, której życie toczyło się w rytmie codziennych obowiązków i wspólnych wieczorów spędzanych przy rodzinnym stole. Zawsze uśmiechnięta, ciepła, wesoła, grzeczna, lubiana przez rówieśników - tak Olę zapamiętali sąsiedzi. Choć najlepszą przyjaciółką nastolatki była Olga, to dziewczyna ze swoich sekretów zwierzała się również pamiętnikowi. Co wieczór, przy świetle nocnej lampki, zanurzała się w świat własnych myśli, zapisując je starannie. Jej pamiętnik był nie tylko kroniką codziennych wydarzeń, ale także dziennikiem uczuć. Z jego stron przebijała wrażliwość młodej dziewczyny, która z fascynacją obserwowała świat i siebie samą. Emocjonalność Oli nie przeszkadzała jej jednak w codziennych obowiązkach, nauka w szkole przychodziła jej z łatwością. Uwielbiała język niemiecki, z którym wiązała swoją przyszłość. Po zakończeniu liceum chciała iść na germanistykę. Czas wolny lubiła spędzać ze swoim chłopakiem Michałem. Tym samym, który przyszedł do niej 13 października 2001 r. Po latach trudno ustalić, kto pierwszy przełamał lody. Para zaczęła się spotykać pod koniec 2000 r. Chłopak mieszkał w sąsiednim bloku na parterze i był o cztery lata starszy od nastolatki. Po latach ich wspólni znajomi stwierdzą, że Ola nie traktowała tej relacji tak poważnie, jak Michał. Jednak zaufanie, jakim darzyła Michała, sprawiało, że Ola rzadko korzystała z wizjera zamontowanego w drzwiach wejściowych do domu. Gdy spodziewała się jego wizyty, od razu otwierała drzwi, przekonana, że to on stoi po drugiej stronie. Ostatnie godziny Państwo Stańko ufali córce i średnio raz na miesiąc zostawiali ją w domu samą, również na noc. Dziewczyna nie martwiła się samodzielnym pobytem w mieszkaniu, zwłaszcza że towarzystwa, zwykle do późnych godzin nocnych, dotrzymywał jej chłopak. Tak samo było 13 października 2001 r. Po telefonicznej rozmowie z tatą i zatajeniu przed nim, że w mieszkaniu jest Michał, chłopak ubrał się i poszedł do swojego domu wyprowadzić psa. Aleksandra Stańko po wszystkim wyciągnęła z kieszeni klucze i zamknęła drzwi mieszkania. Zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie zdecydowała się dołączyć do znajomych, którzy popijali alkohol na placu zabaw, choć sama nastolatka tego nie robiła. Aleksandra, oparta o metalowe ogrodzenie placu zabaw, obserwowała swoich przyjaciół. Czuła się dobrze, otoczona znajomymi twarzami. Po upływie kilku minut, około 21:30, dołączył do niej Michał wraz ze swoim psem. Wkrótce para odłączyła się od znajomych, by zatopić się w intymności nocnego spaceru. Przez kolejną godzinę przechadzali się po osiedlowych uliczkach, oświetlonych jedynie blaskiem latarni. Michał odprowadził swoją ukochaną pod sam próg jej domu przy ulicy Chęcińskiej. Chłopak otworzył najpierw kratę oddzielającą korytarz od mieszkania, a potem drzwi do domu. Kiedy rodziców Oli nie było w domu, Michał często zostawał u niej do późna. Tym razem jednak musiał wrócić wcześniej, bo czekała go sesja. Chcąc się dobrze przygotować do egzaminów, postanowił nie przesadzać z nocnymi pogaduszkami. Zanim się pożegnali, poprosił o jabłko. Potem wyszedł z mieszkania. Później opowie śledczym, że wyraźnie słyszał dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Krata, która znajdowała się na klatce schodowej, została niedomknięta. Wyjście młodego mężczyzny z psem z mieszkania Aleksandry Stańko potwierdziło później wielu świadków. Pożar Kolejne dwie godziny w wieżowcu przy ulicy Chęcińskiego upłynęły spokojnie. Nie słychać było krzyków ani hałasów. Jednak około 1:10 studenci, którzy wynajmowali mieszkanie na szóstym piętrze bloku oraz bezpośredni sąsiad rodziny Stańko - pan Jan, obudzili się, czując dziwny zapach spalenizny. Gęsty, czarny dym wydobywał się spod drzwi na korytarz, niosąc ze sobą zapach spalenizny. Mieszkańcy bloku wyrwani z głębokiego snu, chwycili się za twarze, próbując uchronić się przed duszącymi oparami. Szybko zorientowali się, że pożar wybuchł w mieszkaniu państwa Stańków. Córka pana Jana, sąsiada rodziców Aleksandry, zawiadomiła straż pożarną około 1:15, a pozostali próbowali na własną rękę ugasić płomienie. Tymczasem pan Jan wpadł do mieszkania jak burza, ale gęsty dym zasłonił mu wszystko. Nie widział na krok, kaszląc duszącym dymem. Przerażeni studenci próbowali walczyć z pożarem, ale ogień był zbyt silny. Na szczęście kilka minut po telefonie córki pana Jana na miejscu zjawili się strażacy. Tymczasem Michał usłyszał stukanie w parapet. Za oknem dostrzegł znajomego, jego oddech był nierównomierny, a zadyszka utrudniała mu wypowiadanie słów. Przybysz za oknem zapytał Michała, czy Ola jest w swoim domu. Chłopak przytaknął, a stojąca za framugą postać powiedziała mu o pożarze. Michał natychmiast się ubrał i pobiegł do bloku, w którym mieszkała jego dziewczyna. Na miejscu byli już policjanci, którzy nie wpuszczali nikogo do budynku. Odkrycie Michał zadzwonił, do ojca Oli, pana Adama, błagając go, by ten jak najszybciej wracał do domu. Przebywający pod Warszawą mężczyzna obudził z kolei swojego szwagra i poprosił go, aby ten podwiózł go samochodem do Lublina. Państwo Stańko przybyli na miejsce tragedii około 5:00 i na czwartym piętrze zostali zatrzymani przez policjantów. Strażacy, którzy weszli do płonącego mieszkania państwa Stańko, podążyli wąskim zadymionym korytarzem do pokoju z balkonem. Zastali w nim nadpalony dywan i firankę. Na podłodze znajdowała się też podpalona kołdra i poduszka, a pod nimi zwłoki Aleksandry Stańko. Dziewczyna leżała na wznak z głową lekko skręconą w prawo, ku oknu i drzwiom balkonowym. Lewa ręka ofiary częściowo zakrywała powierzchowną ranę ciętą po lewej stronie szyi. Na gardle i klatce piersiowej były widoczne rany kłute, a w tylnej części ciała plamy opadowe. W pokoju stała lampka zapachowa, ale to nie ona była przyczyną pożaru. Późniejsze badania nie potwierdziły obecności materiału łatwopalnego, ale pozwoliły ustalić, że ogień został podłożony w dwóch miejscach wewnątrz mieszkania. Identyfikacji ciała w lubelskim zakładzie medycyny sądowej dokonał tata Oli - jej mama nie była w stanie podejść do zamordowanego dziecka. Wnikliwe oględziny miejsca zdarzenia wykazały, że z mieszkania państwa Stańko skradziono jedynie torebkę Oli i notes z wizytówkami. Drzwi były zamknięte, co sugerowało, iż nastolatka dobrowolnie wpuściła do środka swojego oprawcę. Obok łóżka, na którym leżało ciało dziewczyny, znaleziono częściowo zjedzony ogryzek jabłka. W bezpośrednim sąsiedztwie zwłok zabezpieczono dwa kuchenne noże, z których jeden miał złamany trzonek. Aby ustalić przyczyny zgonu Oli Stańko, przeprowadzono aż dwie sekcje zwłok, ponieważ nadpalone ciało znacznie utrudniło badania. Okazało się, że napastnik nie tylko zadał jej ciosy nożem, ale połamał też żebra. Jednak powodem śmierci było co innego - nastolatka została uduszona, a co gorsza - jeszcze żyła, kiedy zaczął się pożar. Morderca nie zgwałcił dziewczyny. Na ciele Aleksandry Stańko nie było też żadnych śladów świadczących o tym, że nastolatka się broniła. Zabójca musiał ją zaskoczyć, a po dokonanym mordzie wzniecić pożar, aby zatrzeć ślady swojej zbrodni. Kilkanaście godzin po zdarzeniu ruszyło prokuratorskie śledztwo, a w kolejnych dniach przesłuchano rodzinę Oli, sąsiadów, znajomych dziewczyny ze szkoły i osiedla. Śledztwo Lubelska prasa, spragniona sensacji, od razu upatrzyła w Michale sprawcę tej makabrycznej zbrodni. Jego imię obiegło miasto, a on sam stał się obiektem medialnej nagonki. Jednak śledztwo szybko wykazało, że zarzuty pod jego adresem były bezpodstawne. Jego żałoba po stracie ukochanej wydawała się autentyczna, a alibi solidne. Zeznania składał spokojnie, logicznie i przekonująco. Funkcjonariusze nie mieli żadnych podstaw, by podejrzewać go o udział w tym przestępstwie. Pani Anna, mama Aleksandry, która znała Michała, potwierdziła, że był zrozpaczony stratą dziewczyny. Zresztą w komendzie policji doszło do bolesnego spotkania. Zrozpaczona mama Oli, napotykając Michała prowadzonego przez policjantów, rzuciła mu się w ramiona. Chłopak, pogrążony w żałobie, odwzajemnił uścisk, łkając głośno. Jednak funkcjonariusze, którzy nie chcieli dopuścić do eskalacji emocji, musieli ich rozdzielić. Ostatecznie to badania DNA rzuciły nowe światło na sprawę. Na znalezionych nożach zabezpieczono materiał genetyczny Oli oraz nieznanego mężczyzny, co całkowicie wykluczyło udział Michała w zbrodni. Szczegółowe zeznania złożyła grupa młodych osób, która feralnej nocy piła alkohol obok bloku i widziała się z Olą. Ich opowieść pokrywała się z zeznaniami Michała. Ciekawych szczegółów dostarczyła z kolei sąsiadka, która mieszkała na parterze bloku. Tego wieczora, kiedy doszło do tragedii, kobiet udała się na spacer. Usłyszała wtedy rozmowy i śmiechy młodych ludzi, którzy jak zwykle zgromadzili się przy klatce od strony ulicy Prząśniczki. Po pięciu minutach wróciła do bloku wejściem przy ulicy Smorawińskiego i w okolicy windy usłyszała podniesiony, nieco podpity głos około 20-letniego mężczyzny. Kobieta usłyszała wyraźnie, jak nieznany jej mężczyzna wypowiedział zdanie "trzeba ją zabić". Słowa te, choć niezwykłe, nie wzbudziły w niej żadnych podejrzeń. Zignorowała je, jak tysiące innych słów, które każdego dnia docierały do jej uszu. Weszła do mieszkania i położyła się spać. Dopiero później, gdy wydarzyła się tragedia, uświadomiła sobie, że te przypadkowe słowa mogły być złowieszczym proroctwem. Ostatnim, którego policjanci chcieli przesłuchać w sprawie, był bliski kolega Michała. Jednak zanim udało im się go odnaleźć, mężczyzna zniknął. Tydzień po tragedii opuścił kraj i zerwał wszelkie kontakty, jakby ziemia się pod nim zapadła. Bez odpowiedzi Tymczasem prokuratura poprosiła o pomoc profilerów w naszkicowaniu sylwetki zabójcy nastoletniej Aleksandry. Z przygotowanych przez nich dokumentów wynika, że sprawcą był młody mężczyzna, około 20-letni, który najprawdopodobniej zamieszkiwał w pobliżu miejsca zdarzenia i utrzymywał bliskie relacje z ofiarą. Charakteryzował się przeciętną inteligencją, dobrą pamięcią oraz skłonnością do konfliktów. Mimo to, mógł cieszyć się szerokim gronem znajomych. Śledztwo wykluczyło motyw rabunkowy lub seksualny. Do teraz nie udało się jednoznacznie ustalić przyczyny tego tragicznego zdarzenia. Michał, chłopak Oli, podczas rozmowy z policjantami stwierdził, że motywem zabójstwa mogła być zemsta za nieodwzajemnione uczucie. Tata Aleksandry, pan Adam, zmarł w 2008 r. Aktualnie sprawą śmierci licealistki zajmuje się lubelskie Archiwum X. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!