"To jak najgorszy koszmar". Sąsiedzi wstrząśnięci po pożarze w Idalinie
W tragicznym pożarze w Idalinie zginęło troje dzieci w wieku dwóch, czterech i dziesięciu lat, oraz ich 55-letni ojciec. Ocalała matka z najstarszym, 13-letnim synem. Prokuratura bada przyczyny tragedii, ale strażacy na miejscu mówią wprost. - Jak z podręcznika pożarnictwa. W drewnianym budynku nie było ani czujnika dymu, ani czadu. Dodatkowo wiele wskazuje na własną przeróbkę instalacji gazowej.
Niemal każdy sąsiad rodziny, która ucierpiała w pożarze, ma łzy w oczach. - To była piękna rodzina, dużo dzieci. Ja nie spałam w nocy - mówi Interii Pani Maria, mieszkająca nieopodal. Kobieta dodaje: - Jak otworzyłam oczy, to z domu buchały płomienie. To jest jak jakiś najgorszy koszmar.
Idalin. "Wbiegł do domu ratować dzieci no i już nie wyszedł"
Z relacji świadków pożaru wynika, że 55-letni ojciec dzieci miał wyprowadzić żonę i najstarszego syna, a następnie wrócić po resztę dzieci.
- Tak, on wszedł do domu, żeby ratować najmłodsze. Wbiegł do domu po dzieci no i już nie wyszedł - mówi pani Zofia. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Nic dziwnego, bo to stara, drewniana konstrukcja. - Krzysiek otworzył okno i buchnęło ogniem. Wskoczył i tyle go było - mówi z kolei pani Janina.
"Nie było ani czujnika dymu, ani czadu". Strażacy wprost o pożarze
Strażacy działający na miejscu w pierwszej kolejności zwracają uwagę na instalację grzewczą i na paliwa stałe. - Ciągle to sprawdzamy, ale najprawdopodobniej tu leży przyczyna pożaru - mówi Interii st. bryg. Marek Chwalczuk, zastępca komendanta Wojewódzkiego PSP w Lublinie.
- To jest historia jak z podręcznika pożarnictwa, tu nie było ani czujnika dymu, ani czadu. Takie urządzenie zaczęłoby piszczeć i obudziło tych ludzi. Nie mieli szans - dodaje komendant.
"Sam to przerabiał". Sąsiad o prawdopodobnych przyczynach
Na miejscu pracuje zespół nadzoru budowlanego oraz prokuratura. Nowe światło na przyczyny pożaru rzuca jednak rozmowa z jednym z sąsiadów. - Oni dogrzewali się w nocy takim starym, węglowym piecem - mówi Interii, po czym dodaje. - On ten piec sam przerabiał. Może tam była jakaś nieszczelność? Wielka tragedia, nic tu tym ludziom życia już nie wróci.
- Na bieżąco analizujemy zbierany materiał, ale na ten moment za wcześnie jest by wskazać jedną, konkretną przyczynę zaproszenia ognia - ucina Marzena Czopek, szefowa Prokuratury Rejonowej w Opolu Lubelskim.
Ocalała 45-letnia kobieta oraz jej 13-letni syn zostali objęci opieką psychologiczną. Burmistrz Opola Lubelskiego zapowiedział też zapewnienie mieszkania socjalnego.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!