"Prowincjonalizm, jeśli zatryumfuje w polskiej polityce, będzie dla nas zabójczy" - przestrzegał Tusk podczas swojego poniedziałkowego wykładu. Były premier ocenił, że trend rozpadu UE i chęć opuszczenia Unii jest w Polsce marginesem. "Nie sądzę, żeby w przewidywalnej przyszłości ktoś odważył się publicznie zadeklarować jako polityczny projekt, program wyprowadzenie Polski z UE. Ja się obawiam czegoś w jakimś sensie dużo poważniejszego - że będziemy zachowywać się trochę jak dzieci, które nie czują się odpowiedzialne za całą rodzinę i które będą uczestniczyły w takim pochodzie lunatyków" - mówił Tusk. "Powinniśmy pamiętać o tym, żeby Polska nie stanęła w takim pochodzie lunatyków, którzy nie chcą wyjścia z UE, nie chcą rozbicia UE, ale mniej lub bardziej świadomie robią wszystko, żeby do osłabienia UE doszło" - dodał. "Mamy do czynienia z geopolitycznym trzęsieniem ziemi" "Mamy do czynienia w jakimś sensie z rozpadem świata, rozpadem świata politycznego, jaki znaliśmy przez ostatnie dziesięciolecia. Mamy do czynienia ze swoistym geopolitycznym przesunięciem tektonicznym, takim geopolitycznym trzęsieniem ziemi" - stwierdził były premier. Według niego, po pierwsze UE jest w trakcie "nabywania zupełnie nowego dla siebie doświadczenia". "Przez dziesięciolecia, kiedy mówiono o granicach i terytorium UE mówiono o tym głównie w kontekście rozszerzania UE. Po raz pierwszy w naszych dziejach UE zmniejsza się, a nie poszerza. Temat granic UE stał się tematem gorącym głównie ze względu na kryzys migracyjny, ale politycznie rzecz biorąc, to, co jest najbardziej dobitną ilustracją tego geopolitycznego trzęsienia ziemi, to oczywiście brexit i wielki znak zapytania nad przyszłością UE jako takiej" - podkreślił Tusk. Szef EPL zwrócił uwagę, że jesteśmy świadkami spekulacji, także ze strony najważniejszych światowych polityków, kto po Wielkiej Brytanii będzie następny i opuści UE. "Czy UE przetrwa najbliższe dziesięciolecia, czy brexit jest incydentem w jej historii, czy początkiem pewnego trendu" - mówił. "Po decyzji o brexicie załamała się de facto taka pozytywna narracja, jeśli chodzi o rozszerzanie UE. Negatywna decyzja wobec państw bałkańskich na ostatnim szczycie, który miałem przyjemność jeszcze prowadzić przy twardej postawie niektórych państw członkowskich Francji, Holandii, Danii, ta decyzja o odmowie rozpoczęcia rozmów na temat rozszerzenia z Macedonią Północną i Albanią była kolejny sygnałem, że coś w tym takim pozytywnym impecie związanym nie tylko z wielkością UE, ale też z istotą UE, z atrakcyjnością tego, co UE ze sobą niesie, że coś się załamuje. Jesteśmy dzisiaj w takim momencie przełomowym, takiego przesilenia 'w tę lub we w tę'" - ocenił były szef Rady Europejskiej. "Największa stawka" Tusk w swoim wykładzie mówił m.in. "o kryzysie relacji transatlantyckich". Według byłego premiera ze względu na krytyczny stosunek prezydenta USA Donalda Trumpa i jego administracji do UE "pod wielkim znakiem zapytania stoi (...) przyszłość całej politycznej wspólnoty Zachodu". Przyznał, że Trump ma rację, wskazując Chiny jako największe wyzwanie polityczne i cywilizacyjne. "Jeśli na Chiny spojrzymy jak na obiektywne wyzwanie, nie jak na wroga czy przeciwnika, to wszystkie miary - gospodarcze, demograficzne, także potencjału militarnego - będą kazały nam myśleć o nas w tej kategorii 'my, wspólnota' wyłącznie wtedy, gdy będziemy mówili o całym politycznym Zachodzie" - zauważył były premier. Jak podkreślił, żadne państwo europejskie nie jest dzisiaj dużym państwem w kontekście geopolityki. "Tylko niektóre państwa jeszcze o tym nie wiedzą" - zaznaczył. "Największą stawką z punktu widzenia Polaków i Europejczyków jest zarówno utrzymanie UE jako całości, jak i utrzymanie trwałych i dobrych relacji - mimo prezydentury Donalda Trumpa - między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Bo inaczej w tej niepewnej i bardzo trudnej do zdefiniowania przyszłości, przyszłości na pewno pełnej niespodzianek, nie będziemy w stanie konkurować w sensie militarnym z Rosją, a każdym pozostałym z Chinami, jeśli damy się w jakikolwiek sposób podzielić" - oświadczył Tusk. Komentarz do sprawy Tomasza K. i afery Mariana Banasia Tusk w swoim wystąpieniu nawiązywał m.in. do zarzutów, które zostały postawione byłemu posłowiu PiS i byłemu agentowi CBA Tomaszowi K. oraz do wejścia CBA do siedziby NIK, w tym do gabinetu szefa Izby Mariana Banasia. "Rozmawiamy o naszej ojczyźnie, gdzie rządzą ludzie, głównie laureaci nagród 'Gazety Polskiej' i klubów 'Gazety Polskiej', którzy od dłuższego czasu nie robią nic innego, tylko starają się siebie nawzajem albo zaaresztować, albo oskarżyć, i którzy, obawiam się, wolę się ugryźć w język, chociaż słowo 'ugryźć' też już ma polityczne konotacje i tu też powinienem uważać, i mówię o tym, bo moglibyście państwo powiedzieć, że to nie pasuje do oficjalnego tematu wykładu, ale kłopot polega na tym, że dzisiejsza władza, oni wszyscy tam zajmują się dokładnie tym, co przed chwilą powiedziałem" - mówił. Dodał, że dzieje się to w czasie, gdy w bliższym i dalszym sąsiedztwie setki i tysiące ludzi pracują nad tym, "jak wykorzystać dane, których będzie więcej, niż ludzkość wypracowała do tej pory, jak je wykorzystać w procesie zarządzania człowiekiem i państwem". Tusk ocenił, że obecna władza w Polsce jest "archaiczna". "Ja mam swoje poglądy, ja wiem, dlaczego od zawsze nie lubię tych, którzy dzisiaj rządzą w Polsce i uważam, że mam dobre powody, żeby ich szczerze nie znosić, ale nie chodzi o moje emocje, chodzi o interes Polski. Na pewno w interesie Polski nie jest to, aby elity rządzące, ale mają też za pomocników jedne z najważniejszych instytucji życia publicznego w Polsce, aby zaproponowały nam wszystkim ucieczkę do przeszłości, a więc nacjonalistyczne rojenia, antyoświeceniowy nurt" - powiedział były przewodniczący Rady Europejskiej.