, , , a także kilkunastu innych przywódców Unii - informuje "Dziennik". O prestiżowe wyróżnienie i organizację zjazdu prawicowych liderów Europy walczyły także Bukareszt i Praga. Jednak nieoficjalnie wiadomo, że kandydatura Warszawy jest najmocniejsza, o ile nie przesądzona. W przyszłym tygodniu ostateczną decyzję podejmie prezydium Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największej frakcji Parlamentu Europejskiego zrzeszającej partie konserwatywne i chadeckie. Donald Tusk wraz z szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną już wiele miesięcy temu w ścisłej tajemnicy wysłali do przewodniczącego EPP Wilfrieda Martensa list z propozycją zorganizowania w Warszawie zjazdu. Swój prawdopodobny sukces Warszawa zawdzięczać też będzie niezwykłej aktywności Jacka Saryusza-Wolskiego, przewodniczącego komisji spraw zagranicznych europarlamentu. Na miejsce dwudniowych obrad, w których weźmie udział przeszło tysiąc delegatów z całej Europy, wyznaczono Salę Kongresową. W tej samej sali, w której za PRL odbywały się zjazdy komunistów, przemawiać będą kanclerz Niemiec, prezydent Francji i premier Włoch. Wystąpi przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso i szef europarlamentu Hans-Gert Poettering. Będzie premier Holandii Jan Peter Balkenende i najdłużej sprawujący funkcję szefa rządu Jean-Claude Juncker z Luksemburga. Pojawią się premierzy Szwecji, Portugalii i kilku mniejszych państw Unii. Wspólnie opracują program działania europejskiej prawicy na nadchodzące 5 lat. - Zlot unijnych przywódców w Warszawie to jest konsekracja roli naszego kraju w Unii Europejskiej. Gest, który może przerodzić się w konkretne korzyści dla Polski - mówi "Dziennikowi" były premier Jerzy Buzek, dziś eurodeputowany z EPP. - Kiedy byłem premierem, do Warszawy przyjeżdżali przywódcy państw zachodnich, ale nigdy nie gościliśmy jednocześnie tak wielu czołowych polityków - dodaje. Według Buzka to sygnał, że podjęta jesienią zeszłego roku przez ekipę Donalda Tuska polityka poprawy stosunków z Brukselą zaczyna przynosić efekty. - Gdy się otwieramy, odważnie rozmawiamy, nie unikamy twardych negocjacji, ale równocześnie nastawiamy się na kompromis i nie zakładamy oszustwa po tamtej stronie, możemy bardzo wiele zyskać - przekonuje były premier.