- Patrol służb białoruskich oddał strzały w kierunku żołnierzy Wojska Polskiego, którzy razem z nami patrolują granicę. Prawdopodobnie było to przy użyciu ślepej amunicji. Nikomu nic się stało - powiedziała rzeczniczka Straży Granicznej ppor. Anna Michalska. Granica z Białorusią. "Prowokacji jest coraz więcej" Jak dodała, mogły być to strzały celowo chybione. - Tych prowokacji jest coraz więcej - zaznaczyła rzeczniczka Straży Granicznej. Michalska podała także, że minionej doby doszło do 523 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Zatrzymano 35 imigrantów, wszyscy to obywatele Iraku. Reakcja premiera Odnosząc się do informacji o sytuacji na granicy premier Mateusz Morawiecki napisał na Facebooku, że trwa "wojna hybrydowa przeciwko Polsce i UE". "Są tylko dwie strony tego konfliktu - albo opowiemy się za twardą obroną polskiej suwerenności, granic UE, demokracji, praw człowieka - albo wpiszemy się w scenariusz wydarzeń wymyślony na Kremlu i w Mińsku" - stwierdził szef polskiego rządu. "Jestem i zawsze będę stał twardo za naszymi żołnierzami i funkcjonariuszami Straży Granicznej. Cała moc państwa polskiego jest z Wami! Dziękuję naszym służbom za profesjonalne podejście i odpowiedzialną postawę" - dodał Morawiecki. Migranci w polskich szpitalach - Obecnie w szpitalach przebywa dokładnie 14 osób: ośmioro dzieci i sześć osób dorosłych - poinformowała Anna Michalska. - Wczoraj były dwa zdarzenia, w wyniku których wzywaliśmy karetkę pogotowia do dwójki dzieci - dodała. Michalska przekazała w piątek, że "zatrzymano rodziny z dziećmi, czwórka dzieci trafiła do szpitali. Dwoje z tych dzieci ma porażenie mózgowe, jedno dziecko jest chore na covid. Cała czwórka ma zapalenie płuc, przebywają obecnie w szpitalu". Podczas konferencji prasowej poinformowała też, że w czwartek zatrzymano również dziewięciu obywateli Turcji, w tym pięcioro dzieci. - Jeden z chłopczyków ma cukrzycę, te dzieci też są obecnie w szpitalach - przekazała Michalska. Czytaj też: Walenciak: Polska - kraj kamiennych serc Charge d'affaires Ambasady Republiki Białorusi w Polsce Alaksandr Czasnouski w piątek po południu stwierdził, że informacja podawana przez polskie służby nie jest prawdziwa. - Bardzo poważnie podchodzimy do podobnych zarzutów. Już jest komentarz rzecznika prasowego Białoruskiego Komitetu Straży Granicznej, który powiedział bardzo wyraźnie, że broń nie była używana na żadnym odcinku białorusko-polskiej granicy w minionej dobie - powiedział. - Białoruska Straż Graniczna już się zwróciła do polskiej Straży Granicznej o to, żeby zostały przedstawione bardziej szczegółowe informacje, jakieś dowody, bo te informacje o strzałach nie są prawdziwe - dodał Alaksandr Czasnouski. Dyplomata nie odpowiedział na kolejne pytania dziennikarzy. - Na razie to wszystko - powiedział i odjechał sprzed MSZ. MSZ: Mamy dowody Po wypowiedzi Czasnouskiego głos zabrał rzecznik MSZ Łukasz Jasina. - Mamy dowody na to, że te strzały zostały oddane, inaczej nie byłyby wydawane różnego rodzaju komunikaty - poinformował. Jasina zadeklarował również, że "jeśli zaistnieje taka konieczność, zostaną te dowody przekazane stronie białoruskiej i nie tylko oczywiście stronie białoruskiej, ale i opinii publicznej, i innym państwom". Rzecznik resortu dyplomacji zaznaczył również, że charge d'affaires Białorusi został przyjęty w MSZ na poziomie dyrektora Departamentu Wschodniego. - Warto pamiętać, że to jest urzędowy kontakt, który jest ważny, ale pamiętamy też o obniżeniu rangi polsko-białoruskich stosunków dyplomatycznych od dłuższego czasu, to nie jest wyłącznie przypadek ostatnich kilku tygodni - zaznaczył. Jasina ocenił też, że sytuacja pomiędzy Polską a Białorusią "staje się z dnia na dzień coraz bardziej napięta". "Nic w tym momencie nie zapowiada uspokojenia tej sytuacji" - dodał.