W czwartek o godzinie 10.30 rozpoczęło się posiedzenie PKW, na którym ma zapaść decyzja, dotycząca sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS. Chodzi o rozliczenie kampanii wyborczej z 2023 roku. PKW ma wątpliwości, czy przy finansowaniu kampanii parlamentarnej nie doszło do nadużyć. Szerzej o wszystkich zarzutach, kierowanych pod adresem PiS pisał w Interii Jakub Krzywiecki. Na stole leży kilka możliwych scenariuszy. 1. Państwowa Komisja Wyborcza przyjmuje sprawozdanie finansowe PiS Prawo przewiduje, że może to zrobić "bez zastrzeżeń" lub "ze wskazaniem na uchybienia". W tym wypadku, oznacza to wypłatę dla PiS jednorazowej dotacji podmiotowej, która wyniosłaby ok. 38 milionów złotych. PiS wedle sprawozdania wydał na kampanię blisko 39 milionów złotych. Dotację wylicza się na podstawie poniesionych wydatków oraz liczby uzyskanych mandatów w parlamencie. Jeśli jednak PKW przyjmie sprawozdanie "ze wskazaniem na uchybienia", ale będą one mniejsze niż 1 proc. tej kwoty (czyli na kwotę mniejszą niż ok. 390 tysięcy złotych), to nadal zgodnie z kodeksem wyborczym komitetowi PiS należy się pełen zwrot za kampanię. Wówczas minister finansów na podstawie uchwały PKW wypłaca partii należne środki z dotacji oraz subwencji. Dlatego między innymi rządzący politycy dostarczają PKW kolejne dokumenty, świadczące o nieprawidłowościach, związanych z wydawaniem pieniędzy w czasie kampanii. Chodzi o to, by te nieprawidłowości złożyły się na sumę większą niż 390 tysięcy złotych. Tylko wówczas PKW może odrzucić sprawozdanie. 2. Odrzucenie sprawozdania finansowego PiS przez PKW Jeśli PKW uzna, że komitet wyborczy PiS nielegalnie finansował swoją kampanię wyborczą i uchybienia przekroczyły 1 proc. całkowitej kwoty wydanej na działania kampanijne, to może odrzucić sprawozdanie finansowe. To oznacza pozbawienie komitetu zwrotu wydanych pieniędzy, czyli dotacji podmiotowej oraz ma to wpływ na przyznawaną co roku partiom politycznym subwencję. PiS w obecnej kadencji przysługuje subwencja w wysokości blisko 26 milionów rocznie. Zasadnicze pytanie dotyczy tego, o ile może zostać pomniejszona dotacja (czyli zwrot za kampanię) oraz subwencja (jest to ze sobą ściśle połączone). Jeśli PKW udowodni naruszenia finansowe, to jednorazowa dotacja zostanie pomniejszona o kwotę wynoszącą cztery razy tyle, ile suma naruszeń, a subwencja o kwotę wynoszącą trzy razy tyle, ile suma naruszeń. Portal RMF FM wyliczył, że jeśli PKW wykazałaby naruszenie przepisów na 1 proc. kwoty wydanej na kampanię (czyli 390 tysięcy zł), PiS w dotacji straciłby jednorazowo 1,6 mln z 38 mln złotych. Z subwencji traciłby zaś corocznie 1,2 mln. z 26 mln złotych. Nie są to wielkie sumy z punktu widzenia partii politycznej. Sytuacja zmienia się jednak, gdy naruszenie przepisów będzie dotyczyć kwoty większej niż 1 proc. wydatków na kampanię. Wtedy straty będą odpowiednio większe. Politycy PiS, z którymi rozmawiamy obawiają się, że PKW jeśli odrzuci sprawozdanie, to zrobi to sięgając maksymalnego limitu 75 proc. dotacji i subwencji.Choć są przekonani, że taka decyzja nie obroni się w sądzie, bo oznaczałoby to, że PKW dysponuje dowodami na nieprawidłowości sięgające nawet kilku (nawet do 9) milionów złotych. - Żeby PKW odebrała nam 75 proc. dotacji i subwencji musiałaby udowodnić, że uchybienia sięgały 25 proc. wszystkich naszych wydatków. Wydaje się to nierealne, ale jesteśmy w takim momencie, że decyduje polityka, a silni razem wierzą, że były milionowe przekręty, więc nie zadowolą się tym, jeśli PKW zabierze nam mniej - uważa nasz rozmówca z PiS. I wylicza, że jeśli komisja tak zdecyduje, to odbierze PiS całość zwrotu za kampanię plus 75 proc. co roku z subwencji budżetowej. - Premier Tusk przekonał się niedawno, co może go spotkać, jeśli nie spełnia oczekiwań twardego elektoratu przy okazji nominacji sędziowskich, które podpisał, więc nie zaryzykuje gniewu wyborców - dodaje. W sytuacji odrzucenia sprawozdania, wstrzymywana jest tylko zakwestionowana przez PKW kwota, pozostałe pieniądze minister finansów na podstawie uchwały PKW powinny zostać wypłacone niezwłocznie. PiS, w razie negatywnej decyzji PKW, zapowiada odwołanie się do Sądu Najwyższego. Formalnie sąd ma 60 dni na rozpatrzenie sprawy, ale przy tak takiej ilości dokumentacji, w PiS jest realna obawa, że na orzeczenie będzie czekać znacznie dłużej. Co może mocno skomplikować sytuację partii, zwłaszcza, że na horyzoncie są wybory prezydenckie. 3. Brak decyzji, czyli czarny scenariusz dla PiS Dlatego też PiS najbardziej obawia się scenariusza, w którym PKW w czwartek decyzji w ogóle nie podejmie. Tak było ostatnim razem, gdy 31 lipca PKW przyjęła (z zastrzeżeniami lub bez) sprawozdania komitetów wszystkich głównych partii politycznych za wyjątkiem PiS. Jak nieoficjalnie wiadomo, w sprawie komitetu PiS komisja była podzielona, więc dała sobie więcej czasu na zbadanie, napływających z rządu, m.in. z Rządowego Centrum Legislacji i instytucji państwowych (m.in. NASK) dokumentów. Jak wynika z naszych informacji, PKW nadal nie ma wspólnego, jednoznacznego stanowiska co do tego, jak potraktować sprawozdanie komitetu PiS. Zdania członków komisji są podzielone. - Dochodzą do nas sygnały, że jest presja polityczna, by maksymalnie pompować te wydatki, aby kwota, której zostaniemy pozbawieni była jak najwyższa. Oby komisja temu nie uległa - mówi nam polityk PiS.Brak decyzji oznacza, że PiS pozostanie bez jakichkolwiek pieniędzy, a jak informowaliśmy w Interii sytuacja finansowa partii jest kiepska. PiS ma do spłacenia kredyt zaciągnięty na rzecz kampanii, a bank od lipca nalicza karne odsetki. Także politycznie PiS będzie w trudnej sytuacji, bo na horyzoncie jest kampania prezydencka, na którą partia może nie mieć wystarczających funduszy. - Przedłużanie i brak decyzji jest najgorszym scenariuszem, bo to są ogromne karne odsetki, które są nam naliczane od kredytu zaciągniętego na potrzeby kampanii wyborczej. Do końca lipca powinniśmy byli ten kredyt spłacić, bo do końca lipca PKW powinna była zatwierdzić sprawozdania. Teraz każdy dzień zwłoki powoduje dodatkowe koszty - wyjaśniał w rozmowie z Interią Henryk Kowalczyk, skarbnik PiS, były wicepremier i minister rolnictwa w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Kamila Baranowska