- Dla nas też to jest ogromne zaskoczenie. Dopiero poznam pana ministra, nigdy nie mieliśmy okazji nawet w przelocie się spotkać - mówi w rozmowie z Interią ważny polityk z ministerstwa aktywów państwowych, którego pytamy o nowego szefa resortu, Jakuba Jaworowskiego. Zaskoczeni są też politycy Platformy i Koalicji Obywatelskiej. Jak przyznają w rozmowach z Interią, nominacja do ostatnich chwil była trzymana w tajemnicy. W zgodnej ocenie naszych źródeł jest to autorska kandydatura Donalda Tuska. - To zaufany człowiek premiera i tak naprawdę na tym można skończyć temat - tłumaczy nam dobrze zorientowany polityk PO. Jeszcze inne z naszych źródeł w Platformie: - W ciągu ostatniego kwadransa dzwoniły do mnie trzy osoby z pytaniem, o co chodzi z tym Jaworowskim. No i jest to totalne zaskoczenie. Jego nazwisko nigdzie nie krążyło, na partyjnej giełdzie było kilka kandydatur, ale o nim nikt się nawet nie zająknął. Rekonstrukcja rządu. Kim jest Jakub Jaworowski, nowy szef MAP? Jaworowski to rzeczywiście zaufany człowiek premiera Tuska, o czym ten zdążył wspomnieć przedstawiając jego kandydaturę. - Jakub Jaworowski - ciągle młody polityk i fachowiec, ekspert, chociaż mieliśmy okazję już współpracować kilkanaście lat temu - tymi słowami szef rzadu przedstawił swojego nowego podwładnego. Współpraca, o której wspomniał premier, dotyczy lat 2014-15, kiedy Jaworowski był podsekretarzem i sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera, a także sekretarzem Rady Gospodarczej przy Premierze i Pełnomocnikiem Premiera do spraw Koordynacji Oceny Skutków Regulacji. Jeszcze wcześniej, w latach 2012-14, Jaworowski był analitykiem w Departamencie Analiz Strategicznych KPRM. - Premier Tusk jest znany z odważnych decyzji, bierze za to pełną odpowiedzialność, zna człowieka, ufa mu. Po owocach nowego ministra poznamy - zmianę w MAP w rozmowie z Interią komentuje jeden z członków rządu. Gdy w listopadzie 2015 roku Jaworowski odszedł z rządu, rozpoczął pracę w roli konsultanta i eksperta ds. polityki publicznej w Boston Consulting Group. Z kolei jeszcze przed etapem rządowym, od 2006 roku, był warszawskim korespondentem agencji Reutera, dla której pisał o tematach makroekonomicznych. W 2011 roku dziennikarstwo i media porzucił na rzecz bankowości - został ekonomistą Banku BPH. Z zawodu jest ekonomistą, finansistą i, podobnie jak premier Tusk, historykiem. - Mimo młodego wieku człowiek renesansu - żartował podczas konferencji prasowej szef rządu. Rekonstrukcja rządu. Jakub Jaworowski ma misję "depisyzacji" spółek Przed nowym szefem MAP-u ważne i trudne zadania. - Nam zależy, żeby spółki Skarbu Państwa, szczególnie te o strategicznym znaczeniu, prowadziły wspólnie z rządem przemyślaną strategię na rzecz polskiej gospodarki - zapowiedział podczas prezentacji nowych ministrów Tusk. Jak dodał, "samo wyczyszczenie stajni Augiasza nie wystarczy", dlatego planuje się osobiście zaangażować, żeby wraz z ministrem Jaworowskim wypracować synergię między państwowymi spółkami a interesem gospodarczym państwa. Nie oznacza to jednak, że czas robienia porządków u państwowych czempionów dobiegł końca. Premier wyraźnie zaznaczył to w swoim wystąpieniu. - Spółki Skarbu Państwa będziemy dalej czyścić, bo mimo wysiłków Borysa Budki tam jest jeszcze sporo do wyczyszczenia - powiedział. I dodał, że "na pewno jeszcze sporo zadań w tej kwestii czeka nowego ministra". Jako synonim bałaganu wymienił natomiast Daniela Obajtka i sytuację w Orlenie. Słowa o tym, że w największych państwowych spółkach "jest jeszcze sporo do wyczyszczenia" nie są dziełem przypadku. Chociaż szef rządu nie powiedział tego wprost podczas rekonstrukcyjnej konferencji prasowej, w Platformie mówi się, że był niezadowolony z tempa "depisyzacji" państwowych spółek. Od nowego szefa MAP-u oczekuje natomiast szybszych i lepszych efektów w tym zakresie. - Na pewno celem numer jeden jest odpartyjnianie spółek, bo działo się to bardzo powoli i było dużo niezadowolenia z tego tytułu - mówi nam znający kulisy sprawy polityk PO. Zapowiada też, że "teraz sprawy mają przyspieszyć". - Nie może być tak, że prawie pół roku po zmianie rządu partyjnym aktyw PiS-owski nadal kieruje państwowymi spółkami - konkluduje nasz rozmówca. W samym MAP-ie zżymają się jednak na krytykę pod ich adresem z powodu zbyt wolnego tempa czyszczenia państwowych spółek z nominatów Prawa i Sprawiedliwości. - Najgorzej byłoby zdjąć kogoś ze stanowiska, a potem taka osoba poszłaby do sądu pracy, wygrała i trzeba byłoby ją albo przywrócić na stanowisko, albo płacić wielkie odszkodowanie - tłumaczy nam ważny polityk z resortu. Nasze źródło dodaje również, że nowa władza obiecała rozpisywać i przeprowadzać konkursy na najważniejsze stanowiska w państwowych spółkach. - To nie jest procedura na dwa dni - mówi nasz rozmówca. I dodaje: - Nie dało się tego zrobić szybciej. Sami myśleliśmy, że to pójdzie dużo łatwiej i sprawniej, ale rzeczywistość nas zweryfikowała. Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk naraża się aktywowi PO Przetasowanie na czele Ministerstwa Aktywów Państwowych ma też jednak ważny kontekst partyjny. Człowieka numer dwa, być może numer trzy, w Platformie zastępuje bowiem postać bez żadnego zaplecza politycznego w partii. Waga polityczna resortu zostaje tym samym mocno obniżona. Co się za tym kryje? Nasi rozmówcy z Platformy wskazują na dwie fundamentalne kwestie. Pierwszą jest zwiększenie osobistego nadzoru szefa rządu nad obszarem państwowych spółek. - Premier chce mieć osobistą kontrolę nad sytuacją - tłumaczy nam dobrze zorientowany rozmówca z PO. Nie jest to informacja rewolucyjna. Z rządu od początku jego prac dochodzą słuchy, że Tusk stara się jednoosobowo kontrolować tak wiele kluczowych dziedzin, jak tylko może. Spółki skarbu państwa to zaś jeden z absolutnie najważniejszych tematów w agendzie rządu. Druga kwestia dotyczy pewnej osobistej idée fixe samego Tuska, czyli unikania styku wielkiej (zwłaszcza partyjnej) polityki i wielkiego biznesu, a także mogących temu towarzyszyć afer. Wewnątrz Platformy można usłyszeć, że szef rządu nie był usatysfakcjonowany tym, jak pod tym względem radził sobie ustępujący ze stanowiska Borys Budka. - Donald ma przekonanie, że należy izolować partię od spółek - tłumaczy nam wieloletni polityk Platformy, dobrze pamiętający czasy pierwszych rządów koalicji PO-PSL. - Temu ma służyć wstawienie do MAP-u człowieka całkowicie spoza partii. Kogoś, kto nie ma żadnych powiązań w Platformie i będzie niewrażliwy na partyjne rozgrywki, naciski, zachęty, prośby - doprecyzowuje nasz rozmówca. Ostre rozgraniczenie partii od państwowych spółek to powtórka z historii. Nasze źródła w PO wspominają, że tak samo było 17 lat temu, gdy Ministerstwem Skarbu Państwa kierował Aleksander Grad. - Było w tamtych czasach posiedzenie klubu parlamentarnego Platformy, na którym puszczono antykorupcyjny filmik o Beacie Sawickiej. Tusk podszedł do tego śmiertelnie serio i zagroził wszystkim, że jeśli ktoś tylko zbliży się do Grada, to on osobiście urwie mu łeb - wspomina jeden z doświadczonych polityków PO. Rzecz w tym, że Tusk sporo ryzykuje zatrzaskując partyjnemu aktywowi drzwi do państwowych spółek. Z informacji Interii wynika, że wśród działaczy Platformy panuje z tego powodu irytacja i zmieszanie. - Nie można całkowicie blokować naszych ludzi, kiedy PiS-owcy nadal siedzą w spółkach - słyszymy od jednego z ważnych samorządowców KO. - W każdej partii są chętni do podziału łupów, u nas też. Wiele osób w partii chodzi wkurzonych, bo przecież wśród naszych ludzi też są sprawni menedżerowie z doświadczeniem, a nie tylko osoby z klucza partyjnego - argumentuje. - Donald robi błąd. To jest głupie rozwiązanie, już raz to testowaliśmy i zobaczyliśmy, że to nie działa - dodaje inny z naszych rozmówców, dobrze zorientowany w partyjnych rozgrywkach polityk Platformy. Jak mówi, partyjna legitymacja nie oznacza automatycznie lawiny afer, a jej brak doskonałego zarządzania państwowymi spółkami. - Tu ważna jest jeszcze jedna kwestia - zastrzega nasze źródło. I dodaje: - Ktoś niepowiązany z partią może zacząć realizować własną politykę, a kiedy zrobi się gorąco powie "do widzenia", umyje ręce, wróci do biznesu i zostawi nas z tym całym bigosem.